wtorek, 5 września 2017

Jeszcze jedna wędrówka zielonym szlakiem

Szliśmy tym szlakiem z Barwinka przez Zyndranową aż do podnóża Piotrusia. Tu się rozstaliśmy.
Kolejne spotkanie za kilka dni zaczęliśmy w Tylawie. Wysiedliśmy z busa i zaraz prosto w las.
Tym razem się nie ubłociliśmy. Trochę mi tylko buty wilgoci złapały na wysokiej trawie śródleśnej polany. Ale za to las nas nauczył pokory. Najpierw trzeba się było pochylić pod zwalonym pniem, a potem na podejściu pod Dziurdź to już wolna amerykanka. Dlaczego? No, bo stromo było. Szef przeskoczył jak Janosik na szczyt, a ja od drzewka do drzewka i jakoś się wdrapałam. Od razu człowiek wie, że w górach jest, a nie jakieś pitu pitu. 

do lasu z należna pokorą

Polana Worotcia
 
W nagrodę za wyczyn sportowy dostaliśmy przyjemny spacer przyzwoitym grzbietem. Nawet ścieżka niezła była. Las jak to w górach – czasem ciekawy obiekt się trafiał.

takie ścieżki lubimy najbardziej




 
Nie wiadomo kiedy zdobyliśmy kolejny szczyt – Czerteż. Jest niewiele wyższy od Dziurdzia, więc bez wysiłku. Trochę tylko podłoże robi się skaliste. Niby nic, takie przejście, ale wystarczy spojrzeć na prawo czy lewo od ścieżki szlaku i widać, że zbocze tej góry jest dosyć mocno nachylone.


na Czerteżu 
 
My jednak nieświadomi otaczających nas stromizn spokojnie sobie idziemy, trochę nawet gadamy. Janek ciągle się dopytuje, jaka to góra przed nami. Mapa podpowiada, że Kamienna Góra. Ładnie się nazywa – podobnie jak nasze miasto.


przy podejściu na Kamienną Górę
 
I na tej górze szlak robi nam psikusa. Zaczyna schodzić. Niedawno się żaliłam, że na Ostrej było stromo. Co tam Ostra! Tu jest stromo. Na szczęście stromizna trwa krócej (ledwie kilka minut, ale co to za minuty!). Ścieżka prowadzi wśród niskich zarośli jeżyn i brak drzew, które by dawały podporę przy schodzeniu. Wierzcie mi, gdyby mi Janek nie pożyczył jednego swojego kijka do podparcia,  tkwiłabym po dziś dzień na tej nieszczęsnej Kamiennej Górze. 
Z podporą bez problemu (ale też i bez gracji) znalazłam się u stóp góry, czyli na dobrze nam znanym szlaku czerwonym. 


 ostre zejście z Kamiennej Góry

Z radości, że tak ładnie zleźliśmy z Kamiennej nastąpiło grupowe szaleństwo fotograficzne. Oto efekty:


zmęczeni, ale szczęśliwi
  
A potem pomaszerowaliśmy (tym razem całą grupą) w stronę pustelni świętego Jana z Dukli. Mieliśmy zamiar wcale do niej nie zaglądać, tylko przed polanką zejść na niebieski szlak w kierunku Folusza.
Udało nam się znaleźć jeden znak tego szlaku. A potem nastąpiły chaszcze, brak ścieżki i brak kolejnych znaków w zasięgu wzroku. Myślę, że gdyby była choć nadzieja na ścieżkę, to byśmy się wybrali na dalsze poszukiwania tego szlaku, a tak, to po małej naradzie wróciliśmy na szlak czerwony i raz jeszcze odwiedzili kościółek św. Jana na Puszczy.

 raz jeszcze kościółek św. Jana z Dukli

Co teraz? Dalszy przebieg szlaku znamy. Nuda. Postanawiamy wybrać inną nudę – asfalt i nim dojść do szosy. Dobry wybór. Nie taki ten asfalt zły. Niedaleko od pustelni rozłożyły się kramy z artykułami pierwszej potrzeby pielgrzyma. Zdaje się, że nawet wiatraczki kolorowe były.
A dalej las się skończył i wyszliśmy na miejsce widokowe – sama radość. Z przyjemnością patrzyliśmy na góry, w których się tak nienudno wędruje.


beskidzkie widoki


A potem to już przystanek i po wycieczce, która okazała się bardzo krótka, ale przyjemna.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

4 komentarze:

  1. Nie mieliśmy jeszcze przyjemności wędrować tym zielonym szlakiem, tylko w ostatniej części prowadzącej do pustelni. Spróbujcie jeszcze raz dodać ten końcowy filmik bo coś nie działa ... U nas pogoda jesienna, mamy dzisiaj czas lecz nie da się nigdzie powędrować :( Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szlak wart przejścia.
      Filmik usunę i dodam jeszcze raz, może to coś zmieni.

      Usuń
  2. No cóż zanikające szlaki to bolączka nie tylko Beskidów. Choć trzeba przyznać że tutaj jak szlak ginie to człowieka jego imiennik trafić może, bo zwłaszcza gdy się nie zna terenu łatwo wejść w miejsca z których nie latwo wyjść jakies mlaki, zabagnienia, ostrężynowiska itp.
    Przerabiałem to.
    Za to widoki, w Beskidach nie warto gardzić asfaltem, bo z niego nader często najlepsze widoki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa.
      A niedlugo przyjdzie zapewne wszędzie polubić asfalt, bo taki jest rozwój naszych dróg. Przybywa samochodów, a piechur to już relikt.

      Usuń