środa, 11 października 2017

U Lariszów dla mej lubej rwałbym kwiaty w ich ogrodzie*

Ten fragment „Cieszyńskiej” przyczepił się do mnie podczas niedzielnej wędrówki zielonym szlakiem rowerowym na północ od Cieszyna. Dlaczego? Wyjaśnię w stosownym czasie.
Zanim dotarliśmy do wspomnianego szlaku, trzeba było przejść od głównej szosy Katowice – Cieszyn na zachód. Po drodze, jak to po drodze – trochę widoków, jakieś zabudowania, lasek. Ale natknęliśmy się na dwa zaskakujące miejsca. Pierwsze to pastwisko, na którym krów pilnował najdziwniejszy pastuszek świata. I miał posłuch niesamowity. W razie problemów dziobał krowę w tylną nogę i po sprawie. Nie wierzycie? Zobaczcie.

na pastwisku

Nieco dalej natrafiliśmy na stojące samotnie na niewielkim placyku krążowniki szos. W stylu iście amerykańskim. Oto dowód. 

samochód marki Edsel Corsair (przeczytałam na boku auta, sama bym na to nigdy nie wpadła)

Jesteśmy już na szlaku. Przed nami najpierw barokowy kościół pod wezwaniem Narodzenia NMP z cudownym obrazem Matki Bożej Kończyckiej. Trwa nabożeństwo, kościół pełen ludzi, więc tylko kilka zdjęć i w drogę.


kościół w Kończycach Małych 

Matka Boska Kończycka  


na cmentarzu przy kościele 
 
Kolejny obiekt jest reklamowany jako „cieszyński Wawel”. Proszę bardzo, oto on – renesansowy (pierwotnie gotycki, ale przebudowany) zamek w Kończycach Małych. W gruncie rzeczy, taki z niego Wawel, jak i zamek. To raczej dwór obronny z dumną nazwą. Był niegdyś większy – czteroskrzydłowy, z arkadowym dziedzińcem, fosą i stawem. 
Obecnie zachowały się dwa skrzydła zamku, staw i park. Mieszczą się tu różne instytucje, miedzy innymi hotel, restauracja, Izba Regionalna (nieczynna akurat była).  

zamek od strony stawu

 arkadowy dziedziniec 

w parku
 
Można nie tylko obejrzeć wszystko z zewnątrz, ale też wejść na balkon, zajrzeć do sali restauracyjnej gdzie robią wrażenie stropy i kolumny. Myślę, że i noclegu by nam hotel nie odmówił, ale przed nami Kończyce Wielkie. 

wnętrze

widok z balkonu

I właśnie w drodze do Kończyc Wielkich, które od 19. wieku były własnością rodu Larisch von Mönnich, przyczepił się do mnie tytułowy tekst. Niedługo miałam spotkać miejsca (ale nie tytułowy ogród, bo ten był w Cieszynie) związane z tym rodem i dowiedzieć się, co im przyniosło „całe piękne dwudzieste stulecie”*.
Jako pierwszy spotykamy dawny folwark dworski, zbudowany w roku 1760 (wtedy majątek był własnością rodu Wilczków). To Folwark Karłowiec, w którym mieściły się stajnie, obory, zabudowania gospodarcze, a obecnie obiekt przekształcono w  gospodarstwo agroturystyczne.  


zmyłka jakaś  - nie wiem, dlaczego na fasadzie budynku figuruje rok 1800 
 
Przy folwarku rośnie pierwsze z wielu w tej okolicy pomnikowych drzew. Idąc w stronę pałacu możemy podziwiać naprawdę dorodne okazy. 

konar już leżał, to nie moja robota
 
I wreszcie jest pałac. Czytałam, że powstał on w 15. wieku, ale jego obecny kształt w stylu francuskiego baroku jest zasługą ostatniej właścicielki z rodu Lariszów – Gabrieli hrabiny von Thun und Hohenstein, nazywanej „Dobrą Panią z Kończyc Wielkich”. To dzięki niej wokół pałacu powstał rozległy park krajobrazowy. 


fasada pałacu (do środka wejść nie wolno, ale spaceru po parku nikt nie zabrania; to podobno zalecenie obecnych właścicieli - tak nam powiedziano)


pałacowa kaplica

w parku
 
Hrabina zasłynęła dobroczynnością, ufundowała nawet pawilon cieszyńskiego szpitala. Żadne jednak dobre uczynki nie ustrzegły jej przed wygnaniem z rodzinnego majątku, kiedy został skonfiskowany po wojnie. Podobno cieszyła się nawet, że w pałacu zlokalizowano dom dziecka. Dożyła swoich dni w Cieszynie, a pochowana została na cmentarzu w Kończycach Wielkich. Skromny ten grób, bardzo skromny. Ale zadbany. To może jednak ludzie dobrem za dobro odpłacają? 

grób Lariszów
 
U stóp wiejskiego cmentarza znajduje się obiekt "naj" na naszej trasie. To największy drewniany kościół na Pogórzu Śląskim. Wybudowano go w roku 1777 wokół starego, również drewnianego, ale dużo mniejszego, kościółka, który następnie zburzono i usunięto z wnętrza nowej świątyni. Wcześniej powstała wieża kościelna, która jest podobno najbardziej strzelistą wieżą w całych Beskidach. 

kościół pod wezwaniem św. Michała Archanioła w Kończycach Wielkich 

wnętrze

rzut oka na wieżę
 
I tu by już można skończyć ten wpis, żeby nie zanudzać. Ale pokonaliśmy zaledwie połowę trasy. Do Cieszyna jeszcze ładnych parę kilometrów. Z tym, że my zrobiliśmy się nieczuli na uroki okolicy i w miejscowości Haźlach nawet nie zeszliśmy ze szlaku w stronę niewielkiego kościółka z przylegającym do niego cmentarzem. A potem to już deszcz zaczął padać i wydawało się, że po atrakcjach. 
Tak sobie szliśmy przez ładny las, aż tu nagle tablica informująca o źródle Borgońka. Po wpadce z Bełkotką polecieliśmy w las sprawdzić, co to za cudo. No, jest moc – woda podobno uzdrowiła oczy przejeżdżającej  w pobliżu hrabiny. My nie korzystaliśmy z kuracji. Okulary mamy dobrze dobrane.

źródełko Borgońka

W strugach deszczu doczłapaliśmy do wsi Zamarski, gdzie koniecznie trzeba obejrzeć drewniany kościół pod wezwaniem św. Rocha. Jest on niewielki, kryty gontem. A ileż ma pięknych obiektów we wnętrzu! Na szczęście był zamknięty, bo ja, cała mokra i lekko już tym deszczem wkurzona, nie miałam ochoty na zwiedzanie.


kościół w Zamarskach 
 
Skoro mowa o deszczu. Chyba nam szybki w okularkach zaparowały i zeszliśmy ze szlaku. Rzecz jasna, żadna różnica – i na szlaku i bez niego drogi asfaltowe. Ale dzięki zmianie trasy zaliczyliśmy jeszcze jedno spotkanie. Otóż, trafiliśmy do tak zwanej Groty na Rudowie. To nieczynny kamieniołom, w którym znajduje się skromna figurka NMP, kilka ławeczek i ludzie przychodzą się tu pomodlić. 

Grota na Rudowie (plus ślad deszczu na obiektywie)

I to już zdecydowanie ostatnia atrakcja całej wyprawy. Chociaż – nie. Najlepszy był autobus miejski, suchy i punktualny, który nas zawiózł do Cieszyna.

*J. Nohavica „Cieszyńska” (tu link do wersji internetowej)

Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Moje kochane cieszyńskie klimaty. Pisalem już że mam tam rodzinę?
    Ale do tej groty, jeszcze nie trafiłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo do groty zabłądzić trzeba. ;)
      Ona jest na skraju lasu przy ulicy Kamiennej(Co to za ulica? Droga wśród pól, jak na moje oko.).
      O rodzinie wspominałeś - chyba niedlugo wpadniesz w odwiedziny.

      Usuń