Od dłuższego czasu
miałam ochotę na wycieczkę gdzieś nad wodę. Ale nie stojącą. Rzeka mi się
marzyła. Najlepiej dzika i malownicza. W promieniach słońca.
A tu na czwartek
zapowiada się zmiana pogody. Podobno od jedenastej ma padać. W tej sytuacji
moją rzeką została Świętojanka.
Może nie jest duża,
ale urodę ma wysokiej jakości. No i nie jest daleko.
Znacie ją dobrze, bo
bywaliśmy nad nią ładnych parę razy. I jeszcze nieraz się wybierzemy. Wije się
malowniczo na terenie rezerwatu Rosochacz, potem oddala się z godnością,
przepływa przez Lubienię i Młynek, aż wreszcie wpada do Kamiennej.
Zauważyliście
zapewne, że wody Świętojanki mają rdzawe zabarwienie. Jedna z tablic w
rezerwacie informuje, że powodują to związki żelaza.
Rzeczka płynie raczej
spokojnie, ale tworzy i urocze szemrzące kaskady. Podejrzewam, że bobry już się
o niej zwiedziały i zaczynają ekspansję. Na razie zauważyliśmy jedna tamę, ale
to się może niedługo zmienić.
Świętojanka przyspiesza
Spacer po terenie
rezerwatu urozmaicają porządnie odnowione pomosty nad rzeczką i podmokłymi
miejscami. To znaczy, te miejsca ostatnio nie są podmokłe, bo susza zlikwidowała
wiele mokradeł.
Godzinka spaceru i
opuszczamy rezerwat. Mam zaplanowane przejście lasem na północ od niego,
dotarcie do głównej szosy ze Starachowic i wejście do wsi Henryk. Kusi mnie nie
tyle sama wioska, ile popularne ostatnio imię.
Idziemy przyjemnymi
leśnymi dróżkami. Kurzy się niemiłosiernie, jest coraz cieplej, ale już jakby
jesiennie.
Po dotarciu do
Henryka stwierdzamy asfaltową nawierzchnię we wsi. W tej sytuacji korzystamy z
lasu po drugiej stronie wiejskiej ulicy. I tu też przyjemnie, chociaż w oddali
słychać odgłosy prac leśnych. Ich efekty tarasują ścieżki, ale udaje nam się dotrzeć
na drugi koniec wsi – tamtędy przechodzi czarny szlak. Tu też trwają intensywne
prace – powstaje nowa droga do wsi. Na razie idziemy po warstwie piasku, ale
już niedługo zagości tu na stałe asfalt.
W Lubieni następuje koniec
zaplanowanej prze mnie trasy. A na zapowiadany deszcz się nie zanosi. Żal
wracać do domu.
W tej sytuacji kolega
Ed wysuwa propozycję odwiedzenia pomnika przyrody Skały w Rudzie nad Zalewem
Brodzkim. Nasz czterokołowy latający dywan podrzuca nas na mały parking w ich
pobliżu. Szok, jaki tam przeżyłam, utrzymuje się do tej pory. Pamiętam czasy,
gdy do skał trzeba się było przedzierać przez chaszcze. Później nastąpiła
poprawa i można było do nich dotrzeć od strony niedużego placyku, może boiska,
ze skromną tablicą informacyjną. Teraz o skromności nie ma mowy. Wycięto drzewa
zasłaniające skałki i utrudniające dostęp do nich, zainstalowano lampy
podświetlające skałki wieczorami i nocą. Sporą część terenu zamieniono na
miejsce rekreacji dla tych, co to im przyroda nie wystarcza. Są place zabaw
dla dzieci, ścianki wspinaczkowe, park linowy, nawet miejsce do urządzenia
sobie grilla. Pozwólcie, że nie będę tego bogactwa pokazywać, żeby uniknąć
publikacji wizerunku korzystających z niego osób.
Nasza grupka
spaceruje luźno między skałkami. Fotografujemy, korzystamy ze słońca i lekkiej
bryzy od strony zalewu.
Fascynujące są nie
tylko skałki, ale też porastająca je roślinność. Zwłaszcza drzewa, które
dokonują cudów, żeby się utrzymać na skalistym podłożu. I wytrzymują w tych
warunkach.
Jeszcze tylko
przyjrzyjmy się skałom z bliska, zobaczmy, jakie formy przyjmuje powierzchnia
piaskowców dolnotriasowych.
Dzięki ułatwieniom
transportowym nasza trasa liczyła 11,2 kilometra. Pozostaje tylko niepewność,
czy to była pierwsza wycieczka jesienna czy ostatnia letnia. Może w jej
rozstrzygnięciu pomogą dwa ostatnie zdjęcia.
Zdjęcia
– Edek, Janek i ja
Rosochacz + skałki to dobry pomysł,co nieco pamiętam.
OdpowiedzUsuńKażdy pomysł jest dobry, jeśli pogoda dopisze. Do obu miejsc dogodny dojazd autem - warto odświeżyć wspomnienia.
UsuńPodobają mnie się takie strumienie, które od źródła do ujścia uformowała sama natura i dba o to, aby nadal płynął.
OdpowiedzUsuńCiepło pozdrawiam: Wiesiek
Z dzikich, leśnych strumyków bardzo dobrze wspominam dopływ Nidzianki na odcinku w okolicach rezerwatu Zamczysko.
OdpowiedzUsuńO, tam chyba nie dotarliśmy. Ale może być atrakcyjnie.
UsuńAno - jest atrakcja trzeba ją uatrakcyjnić, a dla wielu i tak nie jest dość atrakcyjna - myślę że nacisk na umasowienie turystyki powoduje właśnie takie sytuacje.
OdpowiedzUsuńA wycieczka świetna - ja bym nie pisał ani ostatnia letnia, an pierwsza jesienna lecz... przełomowa ;)
Szkoda, że już opublikowałam wpis z tytułem, bo Twój bardzo by mi pasował.
UsuńCo do atrakcji - kondycja coraz słabsza, trzeba więcej ławeczek i miejsc do naładowania akumulatorów czymś "na ruszt". Ale dzieci autentycznie się cieszą ze zjeżdżalni, piaskownic i innych zabawek.