Trochę sobie
połaziliśmy po małym kawałeczku tych lasów w okolicy Miedzierzy. Po niedzielnym
deszczu spacer w sosnowym lesie wydaje się
doskonałym pomysłem – las suchy, drogi szerokie, powietrze świeże.
Słońca trochę brakowało. Ale z drugiej strony zdążyliśmy zakończyć naszą
wycieczkę tuż przed deszczem, czyli można uznać, że pogoda dopisała.
Nasza trasa leśna miała
kształt zbliżony do trójkąta z wierzchołkiem przy krzyżu na rozstaju dróg za
Kawęczynem.
Na początek wybrałam
lewe ramię tego trójkąta. Prowadzi nim szlak konny. Dla piechurów też się nadaje.
Jedyne trudniejsze miejsce napotkaliśmy przed planowanym spotkaniem z Czarną
Konecką – obniżenie terenu raczej bagniste.
Za to Czarna wpadła
nam w oko. Konie mogą przekroczyć ją w bród, nas rzeka zastopowała. Temperatura
już nie ta, żeby się pchać boso do rzeki.
Na mapce dołączonej
do wpisu zauważycie, że w tej okolicy prowadzą aż dwie ścieżki do nordic
walking. Rzeczywiście są - obie na jednej drodze, rzecz jasna. Skorzystaliśmy
z nich, bo i tak miałam zamiar przejść kawałek nad Czarną, co ta ścieżka
umożliwia.
Na tym odcinku rzeka
jest mocno zawalona pniami drzew, ale nadal malownicza.
Po krótkim czasie
ścieżka skręciła w prawo, rzeka w lewo i przyszło nam się rozstać.
Miałam zaplanowane
kilka różnych wariantów powrotu, aż na rozstajach dróg spontanicznie
zdecydowałam się na dotarcie do drogi dawnego czerwonego szlaku. Udało się bez
problemu do niej dojść i to ona doprowadziła nas do wierzchołka trójkąta przy
krzyżu.
Co oprócz lasu
obserwowaliśmy na trasie?
W Kawęczynie
zatrzymaliśmy się na kilka chwil przy zabytkowym budynku z drugiej połowy 19 wieku,
który wchodził w skład Zakładu Górniczo – Metalurgicznego. W roku 1914
przebudowano go na młyn.
Część urządzeń można obejrzeć na zewnątrz, ale przez
okna widać, że i we wnętrzu jest co zobaczyć. Niestety, nie było nikogo, kto
mógłby nam umożliwić zwiedzanie.
Młyn jest zbudowany
nad rzeczką o nazwie Czarna Taraska, która w pobliżu drewnianego mostu tworzy
przyjemne kaskady.
W samej Miedzierzy
zainteresował nas oryginalny krzyż w miejscu, gdzie czerwony szlak skręca w
stronę Kawęczyna. Nie oparliśmy się też niektórym roślinom z przydomowych
ogródków.
Początek i koniec
naszej trasy znajdowały się przy kościele pod wezwaniem MB Częstochowskiej. Zbudowano
go w latach 1907 – 13 w stylu neoromańskim według projektu Jarosława
Wojciechowskiego. Obok niego znajdował się uroczy siedemnastowieczny drewniany
kościółek, który przeniesiono do Radoszyc. Jego zabytkowe wyposażenie pozostało
w nowym kościele, ale i tym razem nie udało nam się wejść do wnętrza.
Ot i cała wycieczka
(12,5 kilometra).
Zdjęcia
– Edek, Janek i ja
Podziwiam Aniu kreatywność w wyszukiwaniu fajnych tras...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Kiedyś się mówiło, że ja to tylko na pamięć chodzę. Widocznie z pamięcią słabiej i muszę wymyślać nowe trasy . ;)
UsuńBaaardzo ciekawa trasa!
OdpowiedzUsuńZastanawiam się skąd pomysł że to turbina parowa?
I wszystkie gatunki pięknie ponazywane! Brawa! A Neoromańskich obiektów w Polsce jak na lekarstwo, albo i jeszcze mniej.
Dobre pytanie. Tak koledzy powiedzieli, tak napisałam. Ja blondynka jestem. ;)
UsuńDla mnie to po prostu urządzenie techniczne.
Do gatunków jest teraz prosta aplikacja w telefonie, nawet darmowa.
Neoromańskich brak, ale może gdzieś kiedyś na taki przypadkiem natrafimy. W naszym województwie chyba brak takich obiektów.
Teraz sprawdziłam, że to jednak turbina wodna. Zamienię.
UsuńTeż mam tę aplikację, ale nie wiedziałem że rozpoznaje także porosty! No chyba że mówimy o różnych, abo po prostu tego nie sprawdziłem ;)
OdpowiedzUsuńNa moje oko to obudowa sprzęgła sztywnego, które faktycznie mogło przekazywać energię z koła wodnego na inne urządzenia.
Aplikacja daje zwykle kilka wariantów do wyboru, potem w domu trzeba solidnie sprawdzić, czy dobrze informuje.
UsuńNa temat urządzenia technicznego się nie wypowiadam. Nie mam o tym pojęcia.