W poniedziałek w drodze do Krasocina
zatrzymaliśmy się w Łopusznie, gdzie kolega Ed zaprowadził nas do parku
otaczającego pałac Dobieckich. Przeszliśmy przez osiemnastowieczna bramę z
bezgłowymi rycerzami i znaleźli się w niewielkim parku.
Alejka od bramy (kiedyś podobno wysadzana topolami i prowadząca nad fosą) doprowadziła
nas do pałacu wybudowanego pod koniec 19 wieku według projektu Władysława
Marconiego. W porannym słońcu pałac robi wrażenie.
Pierwsza moja myśl, to
powiedzenie koleżanki „symetria jest estetyką idiotów”. Tu jej nie znajdziesz.
Wszystko jej przeczy. Są dwa ryzality, ale ten na północnej elewacji
rozmieszczono centralnie, drugi na południowej jest w narożu. Elewacja
wschodnia ma półokrągłą wieżę, główne wejście znajduje się w portyku
umieszczonym po lewej stronie, nie centralnie. Nawet okna mają zróżnicowany
wygląd i ozdoby. No i to bogactwo nawiązań do różnych stylów
architektonicznych. Jednym słowem – eklektyzm.
ryzalit północny zwieńczony herbem Dobieckich Ossoria i inicjałami ZD - Zbigniew Dobiecki (byl on ostatnim właścicielem pałacu, a w roku 1936 odbudował go po pożarze wojennym)
Kiedy tak
spacerowaliśmy wokół pałacu, pojawiła się druga myśl – ten pałac przypomina mi
pałac w Borkowicach. Żeby się od niej odczepić, sprawdziłam w sieci, kto go
zaprojektował. Już się domyślacie. Władysław Marconi! Tym razem nie sam, a z
Zygmuntem Hendlem.
W tej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak tylko pojechać do Borkowic na spotkanie z pałacem.
Borkowicki pałac jest
młodszy od tego w Łopusznie, bo jego budowę zakończono w roku 1908, ale znajduje
się w dużo gorszym stanie. A to dlatego, że od czasu wyprowadzenia się z pałacu
szkoły, nikt już o niego nie dba. Jedynym śladem „dbałości” są tabliczki z
zakazem wstępu z powodu zagrożenia spadającymi gałęziami starodrzewu. Pałac
znajduje się na terenie dużo starszego parku w stylu angielskim.
O dziejach pałacu
pisałam już nieco w jednym z wcześniejszych wpisów (tu link), teraz więc
zostawiam was ze zdjęciami – może i wy dopatrzycie się pewnych podobieństw. Ot,
chociażby elewacja frontowa też północna, eklektyzm, detale architektoniczne. Na
szczęście wybitny architekt nie powiela swoich pomysłów, a je rozwija i dlatego
pałace są różne, ale mają coś, co je łączy. Może to właśnie owa „ręka
architekta”.
Po zakończeniu
zwiedzania wyruszamy na trasę pieszą przez okoliczne lasy. Na otwartej
przestrzeni wieje silny wiatr, a my w lesie korzystamy z uroków spokoju,
leśnego powietrza, zieleni dającej wypoczynek oczom, grzybobrania. Ot, taki
niespieszny spokojny spacer.
Na naszej trasie
znalazł się Bolęcin, gdzie w pobliżu figury maryjnej poświęconej w roku 1932
przez księdza Jana Wiśniewskiego wkraczamy na zielony szlak pieszy, którym
zmierzamy w stronę Borkowic.
Po drodze
zatrzymujemy się na króciutką chwilkę na Krakowej Górze. Wieje tam
niemiłosiernie, ale warto przypomnieć kolegom patriotyczną kapliczkę i widoki
na okolicę (Krakowa nadal nie widać).
kapliczka z roku 1933 upamiętniająca rocznicę zwycięstwa pod Wiedniem (powstała z inicjatywy księdza J. Wiśniewskiego)
Na zakończenie
wycieczki jeszcze mała podróż do historii Borkowic.
Na początek zajrzymy
do tutejszego kościoła, gdzie wreszcie mogliśmy spokojnie obejrzeć wyrzeźbioną
w galenie ołowianej figurę św. Antoniego.
kościół Św. Krzyża i Św. Mateusza w Borkowicach (należy dodać, że projektantami tego kościoła byli dwaj architekci - Franciszek Lanci i Henryk Marconi - ojciec Władysława)
figura św. Antoniego wyrzeźbiona jednej z brył galeny ołowianej znalezionej na Karczówce przez Hilarego Malę
A na cmentarzu
zatrzymaliśmy się przy grobach, o których opowiem w podpisach.
grób księdza Jana Wiśniewskiego - wieloletniego proboszcza tutejszej parafii, miłośnika i propagatora historii ojczystej, zbieracza pamiątek historycznych, autora dzieł o tematyce historycznej
żeliwny nagrobek dziedzica wsi Ninków - Franciszka Żarskiego, uczestnika powstania listopadowego, wspierającego powstanie styczniowe
z trudem odszukana zaniedbana płyta nagrobna Andrzeja Kucharskiego, zesłanego na Sybir za udział w powstaniu styczniowym
kaplica grobowa rodu Dembińskich herbu Nieczuja, właścicieli pałacu, od którego zaczęliśmy zwiedzanie Borkowic
I po wycieczce.
Licznik wskazał 15,5 kilometra.
Zdjęcia
– Edek, Janek i ja
Piękne pałace... i porównania.
OdpowiedzUsuńTe pałace trwają w przemijającej urodzie i zdecydowanie potrzebują pomocy kogoś, kto o nie zadba. Ten w Borkowicach co rok smutniejszy.
UsuńNawet nie wiedziałem, że Borkowice kryją takie cuda. Najpierw Krakowa Góra, a teraz ten pałac. Zastanawiam się czemu jeszcze tam nie byliśmy. Najbardziej klimatyczny jest jednak myśliwski domek na drzewie. Bardzo lubimy takie klimaty i jeśli to nie problem prosiłbym o jego jakieś dokładniejsze namiary :)
OdpowiedzUsuńDomek na drzewie jest widoczny ze szlaku na odcinku z Bolęcina do Krakowej Góry. Po lewej stronie. Wystarczy podejść ugorem. My nie podchodziliśmy, bo dzień był wietrzny i na wzniesieniu ostro wiało. Te atrakcje zachowaliśmy na Krakową Górę.
UsuńDodam, że warto też zajrzeć już bliżej Borkowic na teren kopalni piachu (wstęp wzbroniony)i podejść na cmentarz choleryczny (jest tabliczka kierująca do niego. W samych Borkowicach jest stary drewniany spichlerz nad stawem prawie naprzeciwko wejścia na teren parku przy pałacu. Ogrodzony, ale może wam uda się znaleźć sposób na wejście. ;)
DUUUUŻA ciekawostka - co prawda twórcy klasycystyczni gobili by twoją koleżankę z pochodniami za te słowa o symetrii, ale fakt faktem ciut zamieszania wprowadza ożywienie do fasady.
OdpowiedzUsuńKlasycyzm ma swoje wymogi, a w eklektycznym budynku można zaszaleć i taka frywolna maksyma świetnie się sprawdza.
Usuń