W sierpniu spędziliśmy jeden dzień w Lublinie. Tyle tam było
zwiedzania, że wciąż jest co wspominać. Tym razem zapraszam na zamek.
Widzieliśmy go najpierw z Wieży Trynitarskiej.
Potem wyłonił się na horyzoncie podczas oglądania
fundamentów dawnej fary.
I wreszcie przekroczyliśmy Bramę Grodzką i stanęli oko w oko
z zamkowym wzgórzem i samym zamkiem. Pora była wczesnopopołudniowa i w okolicy
pojawiło się mnóstwo turystów. Zawsze ktoś się przypadkiem znalazł w kadrze.
Sam zamek budzi moje nieco mieszane uczucia. Wygląda ładnie,
wręcz okazale – wznosi się na wzgórzu, fronton ma przyjemne wieżyczki,
ostrołukowe okna, ba nawet blanki. Ale to nie jest oryginalny jego wygląd, a
efekt odbudowy w stylu neogotyckim, próba zatarcia wspomnień o trudnym okresie,
gdy zamek był więzieniem.
Zamkowy dziedziniec też prezentuje się godnie. W rogu przy
wejściu zauważamy odrestaurowaną szesnastowieczną studnię. Na dziedzińcu
spotykamy też sporych rozmiarów rzeźby przypominające łańcuchy. To prace
Xawerego Wolskiego z cyklu „Genetyka pamięci”, które przypominają rocznice
likwidacji więzienia niemieckiego (rok 1944) i więzienia NKWD (1954), które
mieściły się na zamku.
Z dawnego zamku ocalała gotycka kaplica Trójcy Świętej,
zbudowana za czasów Kazimierza Wielkiego.
widok na kaplicę z donżonu (wyjaśniam - kaplica rzeczywiście gotycka, renesansowy szczyt dodano w XVII wieku)
Wielkie wrażenie robi jej wnętrze ozdobione bizantyjsko-ruskimi
freskami, które ufundował Władysław Jagiełło.
Sama kaplica jest niewielka, ale wysoka, sklepienie nawy wspiera
się na jednej ośmiobocznej kolumnie. Przez wąskie ostrołukowe okna wpada do
wnętrza niewiele światła.
Prezbiterium jest od nawy oddzielone łukiem tęczowym. U jego
podstawy można zauważyć postać rycerza na koniu. To nikt inny jak król
Władysław Jagiełło.
Bogate dekoracje malarskie pokrywają całe ściany i
sklepienie. Człowiek gubi się w detalach scen z żywota i męki Chrystusa,
przedstawieniach świąt, aniołów i proroków.
Całość jest piękna i na pierwszy
rzut oka trudna do samodzielnego zrozumienia. Sytuację utrudnia fakt, że w
kaplicy stłoczonych jest wielu zwiedzających. To zapewne dlatego, że trafiliśmy
na dzień bezpłatnego zwiedzania.
tu scena, gdzie pojawia się znów Władysław Jagiełło jako modlący się fundator, u dołu beczki zauważamy jedną z wielu malowanych zasłon, które symbolizują oddzielenie świata ziemskiego od wiecznego
Opuszczamy kaplicę z nadzieją, że znów tu kiedyś wrócimy i dopatrzymy się nowych znaczeń i piękna fresków.
Wybieramy się na zwiedzanie romańskiej wieży
zamkowej, donżonu. Ta budowla o charakterze obronnym pochodzi prawdopodobnie z
XIII lub początku XIV wieku.
W jej wnętrzu poruszamy się po spiralnych
schodach, z których mamy możliwość zajrzenia do ciemnych pomieszczeń
skrywających kolejne eksponaty z wystawy Xawerego Wolskiego.
Kiedy już wdrapiemy się na szczyt donżonu, możemy podziwiać
panoramę Lublina, która już teraz, po spacerze zdaje się bliższa i bardziej
znajoma.
tu już rozpoznajemy zespół klasztoru Ojców Dominikanów, Archikatedrę św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty oraz Wieżę Trynitarską
We wnętrzach zamku znajduje się muzeum, którego, rzecz
jasna, nie zwiedzamy, bo jednodniowa wycieczka zmusza do wybierania tego, co
możemy zdążyć obejrzeć.
A przed zamkiem czeka na nas Magda, która też ma swoje plany
na nasz pobyt i w kolejnym wpisie opowiem, jakie lubelskie ciekawostki nam
pokazała.
Zdjęcia – Edek i ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz