11 listopada pogoda była raczej słaba, ale bezdeszczowa,
czyli jednak świetna. Taka logika nie pozwoliła nam siedzieć w domu.
Wyruszyliśmy na przyjemną trasę.
Na początku zatrzymaliśmy się na parkingu w Pile. Stąd poszliśmy
do dawno nieodwiedzanych pomnikowych dębów bezszypułkowych. W ubiegłym tygodniu
widzieliśmy je z auta wracając z Sielpi. Pięknie wyglądały w jesiennym słońcu. Tym
razem słońca zabrakło, ale urodzie dębów niewiele to zaszkodziło.
Od ostatniego z nimi spotkania (tu link) zaszły tu pewne
zmiany. Wreszcie drzewa zyskały godną oprawę – mają stosowne tabliczki z
godłem, sprzątnięto teren w ich pobliżu, ustawiono solidną tablicę informacyjną,
ba, nawet poinformowano o ich imionach.
Tablica informuje, że największy z tutejszych dębów,
Magdalena, jest prawdopodobnie najgrubszym dębem bezszypułkowym w Polsce. Liczy
sobie 667 cm w obwodzie mierzonym na wysokości 1,3 metra.
Koledzy zauważyli z troską, że Piotr i Jan mają zauważalne
ubytki spowodowane próchnicą. Oby zwalczyły słabość i trzymały się nadal.
Najłatwiej zidentyfikować dąb Maria, bo on jako jedyny ma
zawieszoną kapliczkę. To ona zapewnia całej grupie pomnikowych okazów opiekę.
Nad zalewem w Pile rośnie jeszcze jeden, bardziej
schorowany, bezimienny dąb. Wybraliśmy się i do niego.
Po spotkaniu ze starymi znajomymi pora na trasę pieszą. Tę
zaczęliśmy na parkingu przy czerwonym szlaku.
Najpierw przeszliśmy kilkaset
metrów szosą. Przy niej zatrzymujemy się w pobliżu pomnika wystawionego na
miejscu egzekucji 16 stycznia 1944 roku. Wtedy to Niemcy rozstrzelali 10
niewinnych Polaków z okolicznych miejscowości uznanych za bandytów, bo ktoś w
tym czasie postrzelił jakiegoś Niemca. Okrutna „logika” okupantów.
My zaś dalej maszerujemy najpierw szlakiem na południe, a
potem skręcamy na wschód. Droga świetna, las ładny, idzie się przyjemnie.
Pora wreszcie skierować się ku szosie. Ta część drogi też
niebrzydka.
Po przekroczeniu szosy zmierzamy do wsi Kozia Wola. Po
drodze mamy spotkanie z rzeką Czystą. Zajęły się nią solidnie bobry, które
zadbały o ładną tamę oraz oczyszczenie brzegów rzeki z wszelkich zarośli.
We wsi zatrzymujemy się przy zabytkowej kamiennej figurze
zwieńczonej krzyżem i kierujemy się na zachód w stronę lasu.
Tu zaplanowałam postój nad niedużym, ale przyjemnym leśnym zalewem
na Czystej. Spotkaliśmy go pierwszy raz 8 lat temu (tu link), a potem jeszcze raz odwiedzili (tu link). Miło się tam odpoczywało podczas wędrówki.
Tym razem, jak przypuszczam, nastąpiło nasze ostatnie spotkanie z tym
akwenem. Z daleka miałam wrażenie, że woda zniknęła. A to tylko zasłonił ją
solidny czarny płot z informacją o zakazie wstępu.
Rozumiem, że zakaz dotyczy zagrodzonego terenu prywatnego. Nie ma jednak pewności, czy może
rozciąga się i na cały obszar nabrzeżny. Dlatego też po krótkim postoju
śniadaniowym zrobiliśmy kilka zdjęć na pożegnanie z zalewem i oddalili się tą
samą drogą, którą przyszliśmy.
Przed nami już zamykanie pętelki wycieczkowej, czyli
dotarcie do czerwonego szlaku. Nic trudnego – droga sama prowadzi. Nawet się
człowiek nie musi wysilać, żeby jej nie zgubić.
Idąc szlakiem spotykamy ostatni raz Czystą. Na tym odcinku
ma ona raczej charakter rozlewiska.
Patrząc na tę rzekę na różnych jej odcinkach z trudem
pojmuję, jak taka mizerota daje sobie radę z utworzeniem dwóch pokazywanych
dzisiaj i jeszcze innych porządnych zalewów. Ot, hydrozadaka…
Podsumowanie trasy:
Krokomierz wyliczył długość spaceru na 13 kilometrów.
Łatwiutki to był spacerek, relaksujący. Trasa idealna również na rower, tylko
chyba za krótka.
Zdjęcia mojego autorstwa
Kiedyś się dość często bywało w różnej konfiguracji...
OdpowiedzUsuńOwszem, Piła to był dobry punkt startu na różne trasy. Inne drogi wykorzystywaliśmy, bo nie było konieczności powrotu do auta.
Usuń