Kiedy prosty włóczęga jedzie gdzieś,
to musi się wystać na przystanku, czekać na przesiadkę, a potem nierzadko
przedzierać przez chaszcze. I ma radochę. Aż tu nagle napotyka na swej drodze
Beatkę, która podjeżdża do niego autokarem, dba o jego samopoczucie, chucha,
dmucha i jeszcze zapewnia bezstresowe zwiedzanie pod wodzą niezwykle
kompetentnej sandomierskiej przewodniczki – pani Agnieszki. Jakim cudem temu
duetowi udało się załatwić pogodę, nawet nie próbuję zgadywać, bo zawiesiły na
niebie słonce, uciszyły wiatr i wysłały nas na spacer po prawie nierealnym, bo
tak pięknym, Sandomierzu.
sandomierski rynek w listopadowym słońcu - w centrum biała kamienica Oleśnickich
Najpierw zaciągnęły nas pod ziemię,
ale ja „zwagarowałam” z tego fragmentu trasy, więc relację pozostawiam Januszowi.
na trasie podziemnej
W tym czasie korzystałam ze słońca i
w tempie spacerowym przeszłam do kilku kościołów, których się zwykle z
przewodnikiem nie zwiedza. Udało mi się obejrzeć szesnastowieczną figurę
Chrystusa Frasobliwego w bocznym ołtarzu kościoła pw. Świętego Ducha. W
kościele p.w. Św. Józefa widziałam jedyne w swoim rodzaju ołtarze wycięte
sylwetowo z drewna i pomalowane iluzjonistycznie i przy okazji wysłuchałam
programu poetyckiego. A do kościoła pw. Św. Michała zajrzałam już tylko z
sympatii, bo lubię jego niezwykłą snycerską i malarską dekorację.
Chrystus Frasobliwy w kościele Świętego Ducha
wnętrze kościoła Św. Józefa
portal kościoła Św. Michała
Dalsze zwiedzanie odbyłam luksusowo z grupą
pod wodzą pani Agnieszki. Wdrapaliśmy się na Bramę Opatowską, by tam wysłuchać
hejnału (jak ona tak precyzyjnie dopasowała czas?) i obejrzeć panoramę miasta i okolic, potem przez „Ucho Igielne” do
kolejnych kościołów – Św. Jakuba i Św. Pawła. Jeden zachwyca swoją historią i
surowym wystrojem, drugi błyszczy barokowymi ołtarzami.
Brama Opatowska
Ucho Igielne
portal i okienka kościoła Św. Jakuba
ołtarz główny kościoła Św. Pawła
Mieliśmy też spotkanie z przyrodą w
Wąwozie Królowej Jadwigi. I trzeba przyznać, że nikt tam nie wspinał się na
lessowe ściany wąwozu, wszyscy zachwycali się widocznymi na ich tle korzeniami
drzew.
w Wąwozie Królowej Jadwigi
Ale to jeszcze nie koniec atrakcji –
zajrzeliśmy do zamku i zwiedzili katedrę, która właśnie jest świeżo po remoncie
wnętrza. A na koniec mocny akcent w postaci zwiedzania Muzeum Diecezjalnego w Domu
Długosza. Tu już mój mózg nie wytrzymał nagromadzenia pereł sztuki sakralnej i
laickiej. Dopiero dziś zaczynam doceniać te dzieła Cranacha, gotyckie rzeźby,
ornaty, stare foliały i inne. Wczoraj byłam najbardziej zachwycona zwykłym
czarnym krzesłem z plastiku, na którym mogłam posiedzieć kilka minut.
widok na Zamek
Katedra
trzynastowieczna matka Boska z Dzieciątkiem z Goźlic - eksponat z Muzeum Diecezjalnego (Domu Długosza)
I na zakończenie dodam, że gładzony
przez nas kamień optymizmu może i likwiduje ból nóg, ale na kręgosłup nie
pomaga – mieliśmy z Jankiem ochotę wybrać się do SPA na masaż pleców, ale żal
nam było rozstawać się z grupą. Nic straconego, może następnym razem …
I tym optymistycznym akcentem kończę relację z bardzo udanej wycieczki. Oby więcej takich!
A tak było w ubiegłym roku. Zajrzyjcie.
A tak było w ubiegłym roku. Zajrzyjcie.
zdjęcia - Janusz i ja
Wspaniałe miejsca i piękne zdjęcia. Warto było jechać . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO, bezwzględnie było warto! Nawet, jeśli ja niespecjalnie umiem robić zdjecia w miastach. Ale i tak radości miałam mnóstwo.
OdpowiedzUsuńW Sandomierzu byłem bardzo dawno temu ze szkołą podstawową... chyba?
OdpowiedzUsuńW "międzyczasie" bywałem przelotnie ale bez pomysłu zwiedzania, okazało się,że niczego z tych wcześniejszych wypadów nie pamiętam i nie mogę tego tłumaczyć tylko postępującym dojrzewaniem ale raczej pobieżnością we wcześniejszych peregrynacjach .
Jestem zauroczony tym grodem,może nie wszystko usłyszałem od sympatycznej przewodniczki,gdyż nie pozwalała na to uporczywie otwierająca się migawka,mojego Sony ale na fotkach moich i uczestników resztę sobie dopowiedziałem.
Dziękuję Ani za ciepłą relację a uczestnikom za fajną atmosferę.