Ten cel
postawiłam sobie, gdy tylko dowiedziałam się, że można do niego dojechać
pociągiem o ludzkiej porze, a nie, jak dawniej, o 6 18.
Oczywiście
można się tam dostać autem, które parkuje się w pobliżu.
Ale
przecież wiecie, o co chodzi z gonieniem królika.
Tak więc
najpierw zaczynamy gonić naszego „króliczka”. Wyruszamy ze stacji Staw Kunowski
w kierunku szlaku rowerowego. Szlak prowadzi mostkiem nad Kamienną, a potem
zmierza prosto jak strzelił do naszego celu.
Kamienna widziana z kładki w Stawie Kunowskim
grupa na kładce
Co robimy w
tej sytuacji? Opuszczamy szlak wybierając leśną drogę, która nas od celu
oddala. Proste! Ten wybór nie zyskuje aprobaty starszego pana, który ostrzega
kolegów, że „droga, którą prowadzi ta pani, nie jest dobra”. Zostali ostrzeżeni,
ale mapy nie mają, to idą za tą panią.
Chyba źle
na tym nie wyszli, bo droga wcale taka zła nie jest. Prowadzi do szosy, którą
oczywiście moglibyśmy szybko dotrzeć do naszego celu. Ale nie. Janek zauważa
świetną ścieżkę w lesie, która zgodnie z planem nadal nas oddala od celu.
już w lesie
Tak sobie
tymi leśnymi ścieżkami idziemy słuchając rad kompasu i mapy aż docieramy do
wioski na skraju lasu. Jak większość tego typu wiosek i ta nazywa się Podlesie.
Mapa radzi
nam iść na południowy zachód i sugeruje ładną polną drogę. Oczywiście jest i
asfaltowa szosa do wyboru, ale wszyscy koledzy zgodnie twierdzą, że widzą tę
drogę pod śniegiem, więc nią idziemy. Tym razem zaczynamy się zbliżać do
naszego „króliczka”.
polna droga - jest? nie ma? idziemy!
pola Podlesia
Dochodzimy
do rozstajów z dwoma krzyżami i tu po krótkiej naradzie wybieramy drogę do wsi
Żuchowiec. Głównym argumentem za tą drogą jest wiatr, który teraz przynajmniej
będzie nam wiać w plecy.
krzyże na rozstaju dróg
pola przy drodze do Żuchowca
We wsi
jednak wiatr mamy znów w pysk, ale szybko uciekamy do lasu na dobrze nam znany
szlak czerwony, który w niedzielę stał się miejscem polowania.
Myśliwi
przyjaźni, nie polują na zwierzynę w kolorze lila, czerwonym czy zielonym. W ten
sposób nasze „umaszczenie” wycieczkowe zapewnia nam bezpieczeństwo.
na szlaku
Spacer
szlakiem mija dosyć szybko i wreszcie możemy znaleźć się u celu naszej wyprawy.
Nasz
„królik” to rezerwat przyrody „Skały w Krynkach”. Bywaliśmy w nim wielokrotnie,
ale nigdy zimą (to przez ten dojazd niedogodny), a ja sobie wymarzyłam te
skałki (piaskowce triasowe, podobno powstałe na dnie rzeki) lekko przyprószone
śniegiem, poszarzałe. No, inne niż zwykle latem czy wiosną. Niech by i bez tej
całej uroczej roślinności, która tu się rozrasta. Ot, po prostu skały jako
takie.
I takie
właśnie były. Sami zobaczcie i może sobie wyobrazicie, co wam przypominają. Ja
nie będę sugerować. Zresztą, każda skałka wygląda inaczej z różnych punktów
widzenia.
skałki w wersji zimowej
A tu druga
grupa skał, oddzielona drogą od pierwszej. Z daleka wydawała się mniej
efektowna, ale nie daliśmy się zwieść pozorom.
druga grupa skałek
Jest tu
jeszcze spory wąwóz. Oczywiście trudno dostępny. A tu zima i śnieg przykrywa
podłoże. W tej sytuacji udajemy, że nie wiemy o istnieniu tej niewątpliwej
ciekawostki. No i poza tym, na pociąg wypada jednak zdążyć. Prujemy zatem w
stronę Krynek, gdzie tradycyjnie rzucamy okiem na barokowy kościół i
niezmiennie interesującą drewnianą bramę przed nim.
kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP
detale bramy
W okolicy
kościoła pada postanowienie przyjścia tu innym razem albo przed dwunastą, albo po
pierwszej, żeby jednak solidnie zwiedzić wnętrze (zajrzałam podczas nabożeństwa
– warto). Ciekawe, ile czasu minie do realizacji tego postanowienia.
Trasę
kończymy w Brodach Iłżeckich, gdzie znów lądujemy nad Kamienną, której brzegi
okupują spokojni nadzwyczaj i nieruchawi wędkarze. Ryba chyba bierze, bo jeden
wracający z nami pociągiem targa ewidentnie ciężkie wiaderko.
Kamienna w Brodach Iłżeckich
I po
wycieczce. Przeszliśmy 16,6 kilometra, poznali nowe ścieżki i dwóch niezwykle
sympatycznych konduktorów kolejowych.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
O,z tej strony też można... grusza samotna jest do powtórzenia na wiosnę,kamienie się nie zmieniły zasadniczo poza wąwozem gdzie zarosły krzakami.
OdpowiedzUsuńTrzeba sprawdzać różne drogi, żeby nie było nudno. Teraz jest świetne połączenie kolejowe - pociągi jeżdżą właściwie co godzinę.
UsuńDobrze że nie musiałem mówić bo mi tyle śliny naciekło że spluł bym słuchaczy ;)
OdpowiedzUsuńSkałki świetne. Aż mi się zamarzł kociołek z kawką pod takim nawiasem.
Brama istotnie niezwykła! Na Morawach i Spiszu bym się nie zdziwił, ale tam?
Ta brama to w istocie dzwonnica jest, pochodzi z 18. wieku, ale nie udało mi się ustalić budowniczych.
UsuńSkałki rzeczywiście świetne, można się włóczyć wśród nich z pół dnia, ale zawsze przemykamy w drodze; dzięki temu każda wizyta przynosi jakieś nowe widoki.
Owszem widywałem dzwonnice wbudowane w konstrukcje bram - ale takie jeszcze nigdy - tym większe moje zaciekawienie.
UsuńOd pierwszego spotkania z tą bramą jakieś ćwierć wieku temu jestem nią nieodmiennie zafascynowana.
UsuńŚniegu to u Was tak tylko symbolicznie zostało ale dla pieszych wędrówek to nawet lepiej :) a skały jak zwykle bardzo się nam podobają , taką drewnianą bramę widzimy po raz pierwszy, cudowna !
OdpowiedzUsuńŚnieg faktycznie leży tylko pod nogami i tyle. Są miejsca z większą ilością śniegu, ale to w Górach Świętokrzyskich.
UsuńTa bram to chyba jedyna w naszym regionie. Mamy jeszcze jedną niezwykłą bramę kościelną w okolicy Ostrowca. Może kiedyś się tam wybierzemy i pokażemy - to dopiero jest dziwo. W zupełnie innym stylu niż ta urodziwa drewniana.