sobota, 23 września 2017

Czerwcowe popołudnie w Krośnie

Do Krosna wybraliśmy się w dniu zakończenia roku szkolnego. Pogoda była bardzo zmienne – czasem słońce, czasem deszcz. I mnóstwo odświętnie wystrojonej młodzieży. Zwłaszcza na rynku.
Pierwsza rzecz, jaka mnie zadziwia, to fakt, że ja przecież byłam w Krośnie tak pi razy drzwi 40 lat temu, ale to chyba jednak nie w tym Krośnie. Pamiętam jakieś nieduże, zwyczajne miasto. Wniosek – albo moja pamięć nietęga, albo miasto tak wypiękniało.
No to rzućmy okiem na rynek. Duży, elegancki z ciekawymi kamienicami. Prawdziwy raj dla miłośników kawiarenek pod parasolami i spacerów podcieniami, kiedy pada deszcz. 



 krośnieński rynek obecnie


i w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku (ach, te duże fiaty i polonezy!)

spacer podcieniami

Nasza żyłka detektywistyczna każe nam przyjrzeć się uważnie poszczególnym kamienicom, poszukać ciekawostek. I tak natrafiamy na dawny pręgierz, ciekawe portale. Zawsze coś się znajdzie.

pręgierz


portale w podcieniach

pierzeja rynku z widoczną kamienicą, która należała do znanego krośnieńskiego kupca Roberta Wojciecha Portiusa (druga z prawej)

 fragment portalu tej kamienicy z datą budowy oraz inicjałami właścicieli - Anny i Roberta Portiusów
 
Skoro już znaleźliśmy portal kamienicy Portiusa, to może kilka zdań o tej postaci.
Ten Szkot przybyły do Polski w latach dwudziestych siedemnastego wieku przejawiał coś w rodzaju geniuszu handlowego – jego interesy prosperowały świetnie, handel kwitł, kupiec dysponował królewskimi przywilejami. Był nie tylko kupcem, lecz także obywatelem wielce zasłużonym dla miasta.

tak mógł wyglądać Robert Portius - pomnik wg projektu Kamila Słowika

Nie przypadkiem ów pomnik usytuowany jest w pobliżu krośnieńskiej fary, czyli kościoła pod wezwaniem św. Trójcy. Kiedy w roku 1638 kościół spłonął, to właśnie Portius i jego małżonka byli najhojniejszymi ofiarodawcami i to oni ufundowali wiele obiektów, które do dziś budzą zachwyt (no, może czasem jednak zdziwienie, bo nasz gust od czasów manieryzmu idącego w stronę baroku mocno się zmienił).

bazylika pod wezwaniem Św. Trójcy 


renesansowy portal i okno

wnętrze bazyliki 

ławka kolatorska Portiusów 

z bogatego wnętrza bazyliki wybrałam ołtarz w kaplicy św. Anny
 
Miasto zawdzięcza Portiusowi również swój najbardziej rozpoznawalny obiekt –  dzwonnicę fary, która nie jest dobudowana do kościoła, a łączy się z plebanią.

Wieża Farna 
 
W pobliżu fary znajdują się ważne krośnieńskie muzea. Niestety – nie zwiedzamy ich. No, może gdyby lało...
Zamiast muzeum zwiedzamy więc dwa krośnieńskie kościoły.
Pierwszy to kościół OO. Franciszkanów z cudownym obrazem Matki Boskiej Murkowej. Jak głoszą krośnieńskie opowieści to modlitwie przed tym obrazem miasto zawdzięcza ocalenie w czasie najazdu wojsk Rakoczego w siedemnastym wieku.

 ulica Franciszkańska z frontonem kościoła

nawa główna kościoła (obraz MB w charakterze jasnej plamy w ołtarzu głównym) 

Nas jednak bardziej interesuje kaplica Oświęcimów w tym kościele. Wiąże się z nią niezwykle romantyczna legenda, która podobno nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, wiec nie będę jej przytaczać. Tak czy inaczej w podziemiach kaplicy są pochowani jej bohaterowie – Anna i Stanisław Oswięcimowie. 
A sama kaplica – piękny barok z eleganckimi stiukami, których autorem jest włoski sztukator Giovanni Battista Falconi. 

ołtarz w kaplicy Oświęcimów 

 kopuła kaplicy



detale
 
Nie będę was zamęczać pokazywaniem innych cennych zabytków w tym kościele. Udamy się za to do kościoła OO. Kapucynów. Mamy tu do czynienia również z barokiem, ale innym zupełnie, bo kościół powstał na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku (czyli bardzo późno jak na barok). Ma bogato zdobioną fasadę, za to wnętrze zaskakuje skromnością. Zdobią je drewniane ołtarze boczne i iluzjonistyczna polichromia.

kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego

wnętrze kościoła
 
Na zakończenie spaceru po krośnie dwie ciekawostki związane z innymi naszymi wyjazdami.
Otóż, na placu w pobliżu kościoła kapucynów spotykamy naszego dobrego znajomego – to Ignacy Łukasiewicz. Wygląda zupełnie inaczej niż na portretach w Bóbrce. Bez podpisu na pomniku pewnie bym go nie rozpoznała. 

pomnik Ignacego Łukasiewicza autorstwa Jana Raszki  
 
A nieco dalej kolejna niespodzianka. To dom, w którym w latach nauki szkolnej mieszkał wybitny wynalazca – Jan Szczepanik (tu o nim pisałam).

dom będący niegdyś własnością doktora Dionizego Mazurkiewicza i jego rodziny 
 
tablica pamiątkowa na jego ścianie
 
Opuszczamy Krosno, bo pada coraz mocniej. 
Jest tu dużo więcej do obejrzenia, ale nie tym razem... Cóż, nie wszystko na raz.

Może znów kiedyś znajdziemy się na krośnieńskim bruku...
 
Zdjęcia – Edek, Janek i ja

4 komentarze:

  1. O popatrz! Fajnie sobie tak przypomnieć Krosno sprzed lat. Onegdaj wszak województwo, tak jak Tarnów. Wiesz że też nie mogłem poznać?! Coś niby w głowie piszczy, coś w uszach dzwoni ale... w pamięci lej jak po bombie.
    Koniecznie muszę tam się z Marzenką wybrać i sobie odświeżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Krosno było szokiem. Jak się okazało, nic nie pamięta lam. Tylko fabrykę szkła.

      Usuń