Jest
to trasa w najlepszym możliwym kierunku – „pod słońce”. Senior naszej grupy,
Walerian, tak zawsze planował swoje trasy. Teraz już wprawdzie nie wędruje z nami, ale ciągle jest
miłośnikiem spacerów i słońca.
Tej
trasy w całości dawno już nie pokonywaliśmy. Zdarzały się jej fragmenty, a tym razem
poszliśmy na całość.
Trasa
liczy około 19,5 kilometra, jest lekko zmodyfikowana z powodu zmian w terenie,
ale ma wszystkie istotne punkty.
Startujemy
w Ostojowie, gdzie kierowca ku ogromnej uldze pasażerów wyrzuca nas z
przepełnionego pojazdu – wreszcie będzie luźniej.
start prosto w słońce
Maszerujemy
w kierunku Krzyżki. Obowiązkowe zdjęcia Kamionki, śpiew pod przepustem
kolejowym i przejście wsią budzą liczne wspomnienia.
Kamionka
Za
Krzyżką wkraczamy na polne ścieżki.
Widoki mamy naokoło. Tu sarenki, tam pole z oziminą, ówdzie lasek. Nikt
się nie nudzi.
długi czas nas nie wyczuwały i pasły się spokojnie
widok na pola Podłazia
Tak
docieramy do Podłazia, gdzie po łyku herbaty na rozdrożach ruszamy na spotkanie
z kolejnymi świętokrzyskimi widokami. No, tutaj to już prawdziwe szaleństwo –
pola, po lewej widok na Kamień Michniowski, a po prawej Pasmo Klonowskie.
Zawrót głowy.
pola na wschód od Podłazia
prosto w słońce
Przecinamy
szosę w pobliżu wzgórza Barbarka – nie zaglądamy do kapliczki, bo wolimy
pejzaże z drogi wśród pól. Tu do poprzednich widoków dochodzą Łysogóry w
błękitnej mgiełce, przed nimi Psarska, Miejska.
gdzieś tam w głębi ja, a najważniejsza na zdjęciu - moja ulubiona polna droga
A
potem zejście w kierunku Orzechówki. Oczywiście znów wędrujemy polami. Tu
bardzo lubię sprawdzać, co tam nowego w modzie na strachy na wróble.
zabudowania w Orzechówce
haute couture sezon wiosna - lato 2018
pola Orzechówki
Za
Orzechówką miałam ochotę odejść od klasycznego wariantu trasy i nie iść jak
zwykle lasem, bo drogi na skraju lasu były mocno rozjeżdżone przez ciężki sprzęt. Wbrew
rozsądkowi wydawało nam się, że głębiej będzie lepiej. Nie było. To był najgorszy
fragment trasy – atrakcyjność zero, trudności terenowe – dziesięć.
w głębi lasu
Omijając
przeszkody schodzimy poza nasz stały punkt śniadaniowy z wygodnymi ławami przy
stole, robimy więc postój wśród pól za wsią Kamionki.
Potem
wyruszamy na kolejną polną drogę z widokami. I oczywiście z wiatrem.
Przyszło się trochę cieplej przyodziać.
tym razem pod górkę (ale wojskowej dyscypliny to u nas nie uświadczysz 😉)
a za nami...
pola Sieradowic Parceli
W końcu lądujemy u podnóża naszego celu – Sieradowskiej Góry. Trzeba się na
nią trochę wdrapać, a potem z południowego zbocza mamy widoki na Góry
Świętokrzyskie. To tutaj umieszczono płytę upamiętniającą wyprawy młodego
Stefana Żeromskiego i jego zachwyt nad świętokrzyskim krajobrazem, gdzie
„wszystko takie kochane, że tylko patrzeć i patrzeć i łzę ocierać, co się wyrywa z nieznanego
tajnika radości”*.
widok z Sieradowskiej na drogę, którą wkrótce będziemy maszerować
Niestety,
nie udało nam się długo napawać widokami, bo wiało tam w górze okrutnie. Ale
samo zejście z Sieradowskiej w kierunku Sieradowic też jest przyjemne. No i te
kurki przedziwne na łące! Szczególne zachwyty dotyczyły jednego z urodziwych
kogutów.
z górki na pazurki
stadko
i jego władca
Oddalamy
się od Sieradowic tak zwana „krowią drogą” (to nią zapewne są pędzone krowy na
pastwiska po obu jej stronach). Decydujemy się na przechodzenie nią jedynie poza
sezonem wypasu bydła.
na "krowiej drodze"
Tyle
widoków! Słońce! Wiatr! To może już wystarczy?
Skądże.
A Bodzentyn? Mieliśmy jeszcze sporo czasu na zajrzenie w różne bodzentyńskie
kąty.
staw przy ulicy Wolności
Rzuca
się w oczy zdecydowana poprawa wyglądu murów miejskich.
A
ruiny pałacu biskupów krakowskich zaskakują niesamowitymi zmianami. Otóż
ustawiono tu podpory, które mają za zadanie tymczasowe zabezpieczenie murów.
Wygląda to nieco dziwnie. Ale zapewne, jak to u nas, prowizorka wytrzyma wieki
całe.
ruiny zamku "na podtrzymaniu"
I
to już zdecydowanie wszelkie atrakcje wycieczki, która zakończyła się wskazówką
od mieszkańców miasteczka, gdzie można znaleźć jedyny czynny tego dnia sklep.
Bo jak to tak, kończyć wycieczkę bez uczty dla lodożerców?
Zdjęcia – Zosia, Edek, Janek i ja
*cytat
z „Dzienników” Żeromskiego zamieszczony na owej płycie
Piękna pogoda na opalanie czoła...
OdpowiedzUsuńW moim przypadku to raczej opalanie nosa. Ale pogoda rzeczywiście piękna.
UsuńPamiętam wycieczkę z Tobą i Terenią na tej trasie. I to chyba nie jedną.
Poczynię ten wysiłek logistyczny i przyjadę kiedyś do Was na wędrówkę. Miło będzie poznać tak sympatyczną i zakręconą krajoznawczo grupę.
OdpowiedzUsuńCzekamy. Takie spotkanie znacząco obniży nam średnią wieku. ;)
UsuńFaktycznie można się zakochać w takich dróżkach i widokach.
OdpowiedzUsuńMożna. I długo trzyma takie zakochanie.
UsuńWciągająca ta wasza wędrówka...super zdjęcia, władca-kogut the best:). Byłam w ruinach zamku w Bodzentynie jakieś 15 lat temu, fajnie że z tych ruin coś jeszcze zostało...
OdpowiedzUsuńTo kiedyś była nasza ulubiona trasa, pamiętam ją nawet w wersji zimowej, kiedy zapomniałam okularów słonecznych i dostałam ślepoty śniegowej - cały następny dzień nie mogłam wyjść z domu.
UsuńW okolicy ruin można teraz bezpiecznie spacerować, w pobliżu jest plac zabaw dla dzieci. Inny świat niż kilkanascie lat temu. Warto zajrzeć.