W dodatku prawie całkowicie improwizowana. Taki sobie luzik
urządziliśmy.
Start w Piekoszowie. Tu zaglądamy do Gminnego Ośrodka
Kultury. Mieści się on w budynku o nazwie „Dom Legionisty” zbudowanym w roku
1922 z przeznaczeniem na świetlice wiejską.
GOK w Piekoszowie
Na fasadzie budynku umieszczono
kilka tablic dla uczczenia ważnych postaci, w tym jedną poświęconą pamięci
dziadka Marii Skłodowskiej – Curie, Józefa Skłodowskiego. A w otoczeniu
znajdziemy pomnik Józefa Piłsudskiego i rzeźby – efekt pracy artystów podczas
organizowanych przez GOK plenerów.
tablice pamiątkowe
pomnik na placu w pobliżu GOK
jedna z rzeźb
Potem wybieramy się w kierunku cmentarza – okazuje się
stary, bo założony w pierwszej połowie 19. wieku, ale nagrobki w większości
raczej dwudziestowieczne. Udało nam się jednak znaleźć kilka ciekawostek.
"kaplica i dom wiecznego spoczynku familii Otkiewiczów z Zgórska" ufundowana w roku 1865
jeden z dziewiętnastowiecznych nagrobków
Piękny piekoszowski kościół, który niejednokrotnie
podziwialiśmy, teraz w remoncie.
ołtarz główny w Sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia w Piekoszowie
Trzeba więc ruszać dalej w drogę. Kierujemy się na południowy
wschód w stronę Pasma Zgórskiego. Ale po drodze kusi nas niewielka zalesiona
góra – Moczydło z rezerwatem, do którego już od dawna nie zaglądaliśmy, bo
zaniedbany był bardzo. W ubiegłym roku przeczytałam o niezwykłej wycieczce
kieleckiego Klubu Turystów Pieszych „Przygoda” (tu link), podczas której
turyści wysprzątali teren rezerwatu. Sprzątanie zainicjowało Stowarzyszenie
Ziemia Świętokrzyska. Wyobraźcie sobie, że zebrano tam 80 worów śmieci (2 tony!), ich wywóz zapewniła gmina.
Sprzątanie przyniosło efekt – minął rok, a doły po istniejących
od 17. wieku kopalniach galeny ołowianej i barytu nadal dostępne i bez śmieci.
Można podziwiać ściany skalne, ba, nawet wejść do niektórych szpar. Na
szczęście nie jest to obowiązkowe i ja przyglądałam się im z bezpiecznej
odległości.
pokopalniane szpary
i doły
Poza tym zachwycaliśmy się bogactwem roślinności w
rezerwacie. Jakież tam piękne dywany przylaszczek, zawilców i miodunek!
Stanowczo warto teraz zaglądać do Moczydła.
bluszcz pospolity ściele się na ziemi i oplata pnie drzew
miodunka ćma
przylaszczki
Skoro już jeden rezerwat pojawił się spontanicznie na
trasie, to czemu nie drugi? W pobliżu znajduje się przecież Chelosiowa Jama,
czyli potężnych rozmiarów dawny kamieniołom, który był czynny przez kilka
wieków. To z niego wydobywano kamień na najbardziej znany obiekt w okolicy –
pałac Tarłów w Podzamczu Piekoszowskim (tu relacja z naszej wyprawy). Tym razem
powtórnie oglądamy wyrobisko z góry, podziwiamy skalne ściany, a Edward
wspomina, że niegdyś chadzaliśmy po dnie wyrobiska i pamięta, że można tam
zobaczyć zamknięte wejście do jaskini nazwanej na cześć odkrywcy – Romana
Chlebowskiego, zwanego „Chelosiem”. Podobno owa jaskinia łączy się z Jaskinią
Jaworznicką tworząc system korytarzy o długości ponad 3 kilometrów.
rezerwat Chelosiowa Jama
Trzeba by się w końcu znów przejść kiedyś dnem tego
kamieniołomu i zobaczyć go z innej perspektywy…
widok z okolic rezerwatu na pasma Dymińskie i Posłowickie
Tym razem jednak wyruszamy na spotkanie czarnego szlaku,
który wprowadzi nas na górę o nazwie Zielona w Paśmie Zgórskim. Jakie to urzekające miejsce! Na
podejściu podziwiamy głębokie wąwozy, cienie drzew układają się w nich w długie
pasy, żałujemy tylko, że tu jeszcze nie kwitną zawilce. To by dopiero było
wrażenie!
na czarnym szlaku
na czarnym szlaku
Ale co tam zachwyty. Trzeba się pilnować, żeby znowu nie
zgubić szlaku, jak kilka lat temu. Tym razem udaje się to bez problemu.
Podejście wprawdzie wymaga trochę wysiłku, ale jaka satysfakcja! Zielona
zdobyta.
jak mróweczki
jak mróweczki
Pora teraz przejść na szlak niebieski i nim na Patrol, a
potem stromym zejściem do Słowika. Fruniemy jak na skrzydłach (endorfiny na
skutek wysiłku przy podchodzeniu plus nadzieja na to, że jednak zdążymy na
pociąg) i cieszymy się z braku szalonych motocykli, które w niedziele
utrudniają życie turystów na tej trasie.
na niebieskim szlaku
na niebieskim szlaku
Jeszcze tylko rzut oka na Bobrzę, most i pora na stację w
Słowiku. Na pociąg czekamy ze dwie minuty.
Bobrza pod Słowikiem
pomnik Polaków rozstrzelanych przez Niemców 29 października 1943 roku w Słowiku
Bobrza pod Słowikiem
pomnik Polaków rozstrzelanych przez Niemców 29 października 1943 roku w Słowiku
A trasa króciutka – ledwie 13,3 kilometra.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
Piękny szlak, a buczyny na zimę...
OdpowiedzUsuńO tydzień za wcześnie, zawilce jeszcze czekają. W rezultacie jest tak niby wiosennie, niby jesiennie.
UsuńTen bluszcz jest niesamowity...jak i całą reszta wycieczki:)
OdpowiedzUsuńRównie ekspansywny bluszcz występuje w Paśmie Posłowickim. Może nawet bardziej efektowny. Kiedyś próbowałam przenieść go do ogródka - nie nadaje się. Potrzebuje lasu.
UsuńJejum!!! Czuję się zbity z nóg i zwalony z tropu (czy jakoś tak?)... Tyle jam do wczołgania się, tyle kamieni... Godzinami bym tam mógł świdrować po takich lokacjach.
OdpowiedzUsuńDo tego kilka punktów miary pomnikowej... No bawo, i to wszystko bez premedytacji...
Szacun!
Jest się tam gdzie wczołgać. Ten fragment naszego terenu atrakcyjny, a rzadko tam zaglądamy.
UsuńJuż bym leciała na inny wariant tej trasy, ale tyle miejsc do obejrzenia przy takiej wiosennej pogodzie, jaka zapanowała - trudno się na coś zdecydować.