Szczerze
przyznam – nie chciało mi się planować trasy na niedzielę. Potrzebne mi było coś
lekkiego, łatwego i blisko domu. Kolega Ed podpowiedział mi trasę z Mroczkowa, która
teoretycznie spełniała powyższe warunki. W praktyce zawsze jednak coś wyjdzie
inaczej niż w teorii.
Trasa
jest znana i często powtarzana. Do tego stopnia nudna, że nawet nam się
fotografować nie chce. Bo i co?
obowiązkowe zdjęcie chałupy w Kapturowie
a tu inna chatka
Dopiero
w lesie przed Ciechostowicami z lekka ożywamy, bo pojawia się tam kilka
niebrzydkich obiektów przydrożnych.
modrzewie w rezerwacie Ciechostowice
dziki bez koralowy
cieciorka pstra
Dalej
maszerujemy szlakiem (czytaj szosą w słońcu) w kierunku Majdowa. Tu mnie ponosi
fantazja i zaczynam szukać leśnych dróżek. Nie powiem – znalazły się i były
nawet dobre, ale problemem okazało się przebicie do wsi, która jest bardzo
gęsto zabudowana i przyszło przedzierać się w chaszczach po pas w jedynym
bezpańskim miejscu lub szukać zgody gospodarzy na przejście przez ich działkę.
Obie wersje wypróbowane.
przymiotno białe zamiast chaszczy
Dalej
już marsz szlakiem niebieskim w kierunku cmentarza partyzanckiego na Skarbowej
Górze. Szczerze powiem – taki szlak, to nie szlak. Znakowanie słabe albo
zupełnie nieobecne. Wyraźnie wymaga ingerencji odpowiednich ludzi z farbą w
dłoni.
najbardziej charakterystyczne drzewo na szlaku - całe obrośnięte jemiołą
poziomki
na szlaku
Metodą
prób i błędów dotarliśmy do wspominanego cmentarza. Już był wielokrotnie
pokazywany na blogu, ale jednak nowy obiekt się tam pojawił i jest do
pokazania.
cmentarz partyzancki - da się zauważyć, że ostatnio bardziej zadbany
maleństwo otoczone solidnym ogrodzeniem, czyli ...
potomek dębu Bartka - szczegóły na tablicy
Od
cmentarza wędrujemy szlakiem żółtym. Ten też się nie wysila – znakowany
solidnie, ale zasypany gałęziami po wycince drzew lub powalonymi drzewami. No i tradycyjne mokre
miejsca nadal atrakcyjne.
Janek prawie przefruwa nad strumykiem
solidna przeszkoda
Docieramy
do nowo budowanej drogi szybkiego ruchu. Na razie przekraczamy ją bez problemu.
Zastanawiamy się, jak zostanie zmieniony przebieg szlaku po jej ukończeniu.
Janek na "pustyni"
Ostatni
odcinek to już spacerek w kierunku domu.
leśna malina (kwaśna się okazała)
I
po wycieczce. Przeszliśmy 18 kilometrów, upał nas nieco zmęczył, ale nie poddajemy
się. Przed nami kolejne wyzwania.
Zdjęcia – Janek i ja
I wyszła fajna wycieczka... S-7 przetnie ze swoimi płotami ?
OdpowiedzUsuńWycieczka przyzwoita, a co do budowy trasy - nie mam pojęcia, jak to się pięknie rozwinie i którędy pójdzie szlak. Może tak zwaną "drogą doktorską"?
UsuńFakt, ciekawe jak szlak przekombinują? Pewnie jakiś wiadukt lub przejazd da się znaleźć w sensownej odległości. Choć ja zazwyczaj i tak korzystam z przepustów wodnych, lub przejść dla zwierząt.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że nie będzie łatwo. Na południe od miasta jest już od dawna porządna obwodnica z eleganckim przejściem dla zwierząt, ale ani zwierzęta, ani szlak z niego nie korzystają - trzeba dreptać kilometry po asfalcie, jeśli się chce iść zgodnie z oznakowaniem. To znaczy, co do zwierząt nie mam pewno sci. Może jednak biegają nad szosą.
UsuńNa razie przyjdzie nam jeszcze jakiś czas poczekać na koniec prac i nowy przebieg szlaku.
Często chodzimy tymi samymi trasami... niektórymi do znudzenia. Ale nie zawsze jest możliwość pojechania gdzieś dalej. Najważniejsze to nie siedzieć w domu.
OdpowiedzUsuńTo była taka niemęcząca wycieczka przed wyjazdem w dalsze strony. Stąd chwilowy zastój na blogu. najpierw wyjazd, teraz zbieranie myśli. Za jakiś czas relacje.
UsuńAha, i jeszcze - kilka dróg szybkiego ruchu na zawsze pozbawiła nas niektórych pięknych tras. Ciężko się było z tym pogodzić, ale cóż, takie jest życie, "cywylizacja".
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć.
Usuń