No i
jeszcze nasza czwórka.
Te szlaki
to czarny prowadzący na Szczytniak i fragment Głównego Szlaku Świętokrzyskiego
w kierunku Trzcianki. Szliśmy tą trasą dwa lata temu (tu link), ale teraz
wyglądała zupełnie inaczej. Można porównać.
jesienne pola i Święty Krzyż w oddali
Tym razem
start w Wałsnowie, skąd docieramy do szlaku i nim kierujemy się na południe. W
oddali Święty Krzyż czerwieni się jesiennymi liśćmi, pola zrobiły się mniej monotonne,
bo trwa orka, gdzieś w sadzie płonie ognisko – to gospodarz pali zeschnięte
liście. Jesień, panie sierżancie.
na szlaku
widoczek na Święty Krzyż
orka
dym w sadzie
Podejście
na pierwszy szczyt – Skoszyńską – zaczynamy w Starym Skoszynie. W lesie jeszcze
sporo zieleni, ale złoto już się nieśmiało przebija.
wiejska droga
podejście na Skoszyńską
bukowe liście
Po
niewielkim odcinku schodzenia zaczynamy kolejne podejście - zdobywamy Szczytniak. Gołoborze przechodzimy
raczej spokojnie, chociaż trochę się wygłupiamy robiąc zdjęcia.
gołoborze solo
i z nami
Tuż pod
szczytem spotykamy dawno niewidzianą kamienną kapliczkę z bardzo już wyblakłą
ikoną.
kapliczka aktualnie
tak to wyglądało 4 lata temu
Po małym co
nieco na ząb zaczynamy zejście ze Szczytniaka szlakiem czerwonym. Idziemy
prawie na południe, a więc słonce świeci nam w oczy. Wcale to nie przeszkadza,
bo liściaste drzewa dają świetną osłonę.
w plamach światła (zdjęcie z cyklu - nic nie widać)
Na
Przełęczy Jeleniowskiej Janek proponuje wspólne foto na tle jesiennego lasu.
Jeleniowska przed nami
czekoladą nas znęcił do tego zdjęcia 😋
Podejście
na górę Jeleniowską każdy wykonuje we własnym tempie. Nie jest trudne – odcinki
podejścia przeplatają się z wypoczynkiem na odcinkach płajem.
Prawie nie
zauważamy, kiedy zaczynamy zejście z tej góry.
Stach pierwszy
huba
No i ja
tradycyjnie zaglądam do moich ulubionych omszałych skałek rezerwatu na
Jeleniowskiej. Trudno tam robić zdjęcia, bo słońce ostro świeci, ale pokażę, co
mi się tam sfotografowało.
w rezerwacie jeszcze sporo zieleni
Przy
zejściu z tej góry mamy niezłe widoki na okoliczne góry, no i idziemy
niebrzydkim wąwozem.
jeszcze jeden widok na Święty Krzyż
cienisty wąwóz
Jeleniowska już za naszymi plecami
Jeden ze szczytów – Kobylą – trzeba jeszcze zdobyć. Na szczęście podejście na nią jest raczej
proste. A zejście to wręcz mała przebieżka w nadziei na zdążenie na autobus.
dróżka na Kobylej
Tym razem
znów się udało. Zdążyliśmy, choć może lepiej było zostać dłużej w lesie. Tak
tam teraz pięknie i spokojnie.
Trasa
liczyła 14,5 kilometra. Niedużo, za to dojazd i powrót trwały i trwały… w sumie
prawie tyle samo, co przejście przez góry.
Zdjęcia – Janek i ja
Fajne foty...
OdpowiedzUsuńFajne okolice. :)
UsuńFajna ekipa
OdpowiedzUsuńZ turbodoładowaniem. :)
UsuńTa ikona to na kamieniu pisana?
OdpowiedzUsuńTak. Jest taki świętokrzyski artysta - Michał Płoski, który pisze ikony na kamieniu. Oglądałam ich wystawę w jednej z kieleckich galerii kilka lat temu. Niesamowite wrażenie.
Usuń