Wybieraliśmy
się do Bodzentyna, a tu niespodzianka – nasz najbardziej na świecie ulubiony
bus przestał kursować w niedziele. Ot, przykrość. Zanim zauważyliśmy kartkę z
informacją o tym fakcie, okazało się, że nie ma czym wyjechać na żadną trasę.
Odczekaliśmy
prawie godzinę na autobus miejski, który nas zawiózł na skraj miasta, skąd
pomaszerowaliśmy ulicą Kilińskiego w las. Trochę to dziwne się wydawało, bo
zwykle wędrujemy tu w przeciwnym kierunku, ale przynajmniej jakaś odmiana się
trafiła.
W pobliżu
składnicy drewna weszliśmy na czarny szlak w kierunku Suchedniowa. Oj, nie był
to dobry dzień na tę trasę – szliśmy w palącym słońcu, nawet drzewa niewiele dawały cienia.
na szlaku
W ramach
improwizacji kolega Ed zaproponował przejście na leśną drogę równoległą do
szlaku. Bardzo była przyjemna – prowadziła częściowo nasypem dawnej kolejki.
Było tu więcej cienia, może kilka kałuż, w sumie – bardzo przyjemnie.
w cieniu
i w słońcu
jeżyny teraz najsmaczniejsze
Wyszliśmy
wprost na drogę, która powinna prowadzić do dawnej wsi Suchedniów – Błoto,
obecnie ulicy Żeromskiego w Suchedniowie. Pamiętamy tę okolicę z wycieczki sprzed
czterech lat (tu link), kiedy to postanowiliśmy w tym kierunku nigdy więcej nie chodzić,
bo początkowo niezła droga wprowadziła nas na teren podmokły, wręcz bagienny. Ale
lato mamy suche, no to zaryzykowaliśmy.
droga jak się patrzy
I co się
okazało? Droga jest zupełnie inna. Nowa i porządna. Pomykają nią czasem ludzie na rowerach. Prowadzi faktycznie do
Błota i pozwala ominąć wszelkie niedogodności terenu. Jest naprawdę przyjemnie.
las, cień, dobra droga - prosty przepis na udaną wycieczkę w upale
Na bagniste
brzegi Łosiennicy popatrzyliśmy spokojnie z mostku i tyle emocji.
Łosiennica
Na ulicę
Żeromskiego wychodzimy w miejscu, gdzie na skraju lasu wystawiono pomnik
poległego w walce plutonowego Albina Żołądka pseudonim „Boruta”.
pomnik poległego partyzanta
Przypomniałam
sobie, że kilkanaście lat temu na końcu ulicy oglądaliśmy interesującą
drewnianą rzeźbę. Przewodnik wycieczki opowiadał wtedy, że przedstawia ona
Stanisława Suchynię, właściciela jednej z kuźnic w tej okolicy. Od jego
nazwiska pochodzi jakoby nazwa Suchedniowa.
Teraz rzeźby nie ma na placyku – czy uległa niszczącemu działaniu
pogody, czy jest w konserwacji – nie wiadomo. Pokażę jej zdjęcia z wycieczki
kilkanaście lat temu. Przypuszczam, że autorem rzeźby był suchedniowski rzeźbiarz i poeta - Ryszard Miernik.
Suchynia patrzył w stronę lasu
na ulicę spoglądał Orzeł Biały
Na drugim
końcu ulicy spotykamy interesujące miejsce. To ogród z drewnianymi rzeźbami.
Niestety – zamknięty. Może kiedyś uda nam się do niego zajrzeć. Wtedy pewnie o
nim i o autorze rzeźb uda się więcej napisać.
kurek na wietrze
kapliczka przy ulicy
Wycieczkę
kończymy na pobliskim przystanku. Licznik wskazał, że przeszliśmy 12,9
kilometra.
Ale to
jeszcze nie wszystko. Mnie kusi przeciwna strona ulicy, gdzie znajduje się
krzyż widywany przeze mnie z okien busa. A na nim kolejna figura „odwróconego”
Chrystusa. Jak tu nie podejść? Pobiegłam, na bus się nie spóźniłam, a mam
kolejne zdjęcie do mojej kolekcji.
krzyż z poczerniałą ze starości figurą
Zdjęcia – Edek i ja
Wyszła fajna wycieczka...
OdpowiedzUsuńOwszem, ale z lekkim smutkiem, że nas tak wszyscy przewoźnicy opuszczają.
UsuńNie ma jak improwizacja.
OdpowiedzUsuńAle o jej powodzeniu decyduje dobre przygotowanie. Tu lata praktyki.
Usuń