piątek, 23 sierpnia 2019

Wycieczka do Nidy, czyli jak próbowaliśmy nie iść asfaltem

Rok temu wybraliśmy się ze Stasiem na wycieczkę z Bilczy przez Brzeziny i Nidę do Morawicy (tu link). Wtedy nie udało nam się zrealizować w pełni planu wycieczki. Teraz postanowiłam, że spróbujemy powtórzyć tę wycieczkę i naprawić poprzednie błędy.
Co wyszło z tych planów? Zupełnie inna wycieczka. Chociaż trochę podobna do ubiegłorocznej.
Zaczęliśmy marsz w Bilczy, skąd szybciutko dotarliśmy do lasu, w którym szliśmy porządną drogą.

 trójka bez sternika 
 
Las opuściliśmy, żeby przejść polnymi drogami do skraju niewielkiego zagajnika, gdzie znajduje się malutki cmentarz z czasów 1. wojny światowej. Odwiedzaliśmy go rok temu, ale chcieliśmy pokazać to miejsce kolegom.

Staszek i ja na prowadzeniu

 obserwatorzy

 pola późnego lata 

okolice Brzezin

cmentarz wojenny
 
Spacer po wsi to oczywiście kawał asfaltu, ale przy okazji zwiedzanie zabytkowego cmentarza i oglądanie kościoła. 

kościół p.w. Wszystkich Świętych
 
Tym razem się okazało, że przy mogile zasłużonego dla parafii proboszcza, księdza Augusta Żołątkowskiego znaleźliśmy się w przeddzień 121 rocznicy jego śmierci.

nagrobek szanowanego proboszcza

 
Temu proboszczowi zawdzięcza parafia między innymi powstanie cmentarza, na którym jest on pochowany. Proboszcz remontował i rozbudował siedemnastowieczny kościół. Jego imieniem nazwano malutki placyk u podnóża kościelnego wzgórza.

kościół widziany od strony cmentarza 
 
Później zaglądamy do zabytkowej chałupy w Brzezinach. Tym razem furtka jest otwarta i spoglądamy na chatę od strony podwórza. Szkoda, że już nie jest kryta gontem…

zabytkowa chałupa w Brzezinach 


detale
 
Wreszcie pora przekroczyć tory kolejowe i udać się w pola, żeby dotrzeć bez asfaltu do wsi Nida, a może i do rzeki.

przejście pod torami
 
Mapa wskazuje porządną drogę grzbietem tutejszych wzgórz. Wierzcie mi, robiliśmy co w naszej mocy, żeby się tam dostać. I znów bez rezultatu. Na naszej drodze pojawiły się zagrody z drutu kolczastego, świeżo zaorane pola. No, nie było możliwości, żeby wleźć na ten grzbiet. I znów przyszło zejść do wsi. A tu kolejna porcja solidnego asfaltu.

 podejście na wzgórze (proszę nie regulować odbiorników - nachylenie terenu tu występuje, nie krzywo zrobione zdjęcie) 

widok ze wzgórza na Brzeziny

a tak wygląda wzgórze widziane z Nidy 

Na szczęście udało się we wsi wypatrzyć kilka ciekawostek. A to dosyć toporne kapliczki słupowe, a to kolejny krzyż ze złomu po bitwie pancernej.


 przydrożne kapliczki we wsi Nida 

krzyż wykonany z lufy od niemieckiego działa samobieżnego Jagdpanzer IV

Mieliśmy jednak inny cel. To kaplica p.w. Nawiedzenia NMP. Stoi sobie ona wśród pól, jest otoczona niewielkim murkiem. Zbudowano ją w pierwszej połowie 19. wieku. Jest drewniana z murowanym frontonem. Trochę to dziwny zamysł budowniczych, ale przynajmniej jest oryginalnie. 

kaplica w Nidzie

sygnaturka
 
Po śniadaniu w pobliżu kaplicy wyruszamy polną ścieżką w stronę Czarnej Nidy. Przy ścieżce dwie spokojne „sarenki” (tak wyglądały z daleka).

jednak nie sarenka 
 
Da się iść wzdłuż rzeki, ale nie jest to łatwe, bo trawy dosyć wysokie i brak ścieżki.   



 Czarna Nida

Przekraczamy więc rzekę po kładce na szlaku rowerowym i wyruszamy na spotkanie z asfaltem. 

 solidna kładka
 
Idziemy trochę przez wieś Zbrza, trochę lasem, ale po asfalcie cały czas.
Znów zbliżamy się do Nidy. Tym razem na wysokości mostu kolejowego, który aż się prosi, żeby go uwiecznić na zdjęciu. 

most kolejowy w różnych odcieniach rdzy 

kładka dla pieszych w pobliżu 
 
Pobliski malutki staw nie zachęca do niczego. Jest zarośnięty roślinnością, ma mętną wodę, aż dziwi zakaz kąpieli. Kto by tu wlazł? No chyba desperat.

staw z widokiem na most 
 
Ostatni odcinek trasy nie jest wart wspomnienia. To przejście obok kopalni wapieni. Kopalnia pracuje pełną parą, a my prawie się dusimy pyłem unoszącym się w powietrzu. 

zamiast kopalni  
 
Z radością witamy przystanek busa w Morawicy. Pora wracać do domu, odetchnąć czystym powietrzem. Trasa liczyła 16 kilometrów, niestety – większość po asfalcie.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

6 komentarzy:

  1. Ciekawe mostki spotkane po drodze... fajne foty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie super! I ta kładka i ten most kolejowy (miłośnikiem mostów kolejowych jestem) i ogólnie sporo ciekawostek. A źe nie dało się inaczej niż asfaltem? Trudno, rozumiem żal, ale i tak warto było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, było warto. Asfalt to i tak pikuś w porównaniu z zapyleniem przy kopalni.
      A swoją drogą w Skarżysku jest bardzo malowniczy most kolejowy - częsty obiekt fotografii. Taki złożony jakby z trzech oddzielnych mostów.

      Usuń
    2. Kusisz tym mostem... Ale tak. Mam Skarżysko w planach

      Usuń