Oj, działo się w
czwartek na trasie, działo. Ale, czego się spodziewać po takim oto
zawiadomieniu o trasie „Sorbin – leśniczówka Świnia Góra – nowa droga, a potem
się zobaczy, gdzie nas los rzuci”?
No i rzucał nami ten
los, że strach. Ledwo się teraz mogę ruszyć, taka jestem poobijana.
Na początku wszystko
wyglądało miło i niewinnie – lekki przymrozek, droga z zamarzniętym błotem, las
przyjemny. W okolicy leśniczówki zajrzeliśmy do znanego już czytelnikom jawora
i ruszyliśmy nową drogą.
przyzwoita droga na początku wędrówki
skok przez niewielką rzeczkę (taki trening)
klon jawor w pobliżu leśniczówki (tu ten sam klon latem)
Nowa bita droga zaczynająca się niedaleko leśniczówki okazała się bardzo
przyjemna na koniec zimy – jeszcze pokryta śniegiem, wije się wśród lasu, a
jedna jej strona przylega do rezerwatu Świnia Góra. I płotu tu brak, to można
sobie lekko przejść przez rów i zaryzykować kilka fotek.
miejsce, gdzie rozchodzą się drogi
spacer nową drogą
trochę śniegu na drodze
pnie w rezerwacie
Komfort skończył
się nagle i niespodziewanie przy czymś, co panowie nazwali kolejką. Było to
miejsce składowania setek ściętych pni, a dalej przyjemna leśna droga. Fakt,
trochę błota tam było, ale to drobiazg. Po kilku minutach szef zarządził wejście
na inną drogę – ta prowadziła wzdłuż niewielkiego, zapewne okresowego, strumyka
i pięła się pod górę. Tu się domyśliłam, że wchodzimy na prawdziwą Świnią Górę.
Bez większych przeszkód zdobyliśmy wzmiankowany szczyt, a na nim nawet sobie
trochę podjedliśmy. Było też wspominanie dawniejszych tu pobytów i szukanie
zmian, zaraz wam kilka z nich pokażę.
zaskakujący koniec nowej drogi
na szczycie Świniej Góry
na szczycie w roku 2011
Staszek przy słupku oznaczającym szczyt góry
a tak to oznakowanie wyglądało jesienią 2008 (oczywiście z Terenią)
pień porośnięty hubami (2008)
ten sam pień teraz (bez Oli)
czosnek niedźwiedzi już się przebija
Ze Świniej Góry
panowie zbiegli szybciutko, a ja zeszłam w swoim tempie z zachowaniem należytej
ostrożności. Na dole mieliśmy spotkanie z pomnikowym cisem pospolitym, którego
przed laty poszukiwał nasz dobry znajomy zwany w grupie Rogalikiem. Od czasu
jego odnalezienia byliśmy tu już kilka razy, bo lubimy to okazałe drzewo.
pomnik przyrody na zboczu Świniej Góry - cis pospolity
grupa odkrywców cisa w roku 2001 (inicjator poszukiwań - pierwszy z prawej)
a to ich następcy w roku 2008
Jak widzicie, do tej
pory los był dla nas łaskawy. Ale jeszcze nam pokazał pazurki. Najpierw lekko
sobie z nas zadrwił, bo po zejściu do bitej drogi skierował nas w stronę
składnicy drewna, gdzie byliśmy w niedzielę. Szef nie pozwolił sobie na takie
żarty i postanowił zaprowadzić nas do wsi Błoto. I to dopiero było coś! Ludzie,
tylu rodzajów błota, gliny, strumyków, kałuż, bagienek, mokradeł i czego tam
jeszcze, nie widziałam nigdy za jednym razem. I to w ciągu około półtorej
godziny. Co do czasu, nie będę się upierać, czy było go tyle, czy więcej. Jeśli
o mnie chodzi, to wyglądało mi to na pół dnia koszmaru. Skakaliśmy, omijali
bokiem, wpadali w wodę, błoto albo podmokle mchy. Różne warianty były. Nie będę
ukrywać – lądowanie na kolanach albo tak zwanym pysku też się zdarzało. Jedna
tylko osoba nie grzmotnęła o grunt. Zgadnijcie, kto? Oczywiście – ja! Panowie z
podziwu godnym poświęceniem podawali mi rękę, budowali przeprawy (jedna nawet z
poręczą), wskazywali najlepsze warianty przejścia. Mimo wszystko parę razy
zanurzyłam buty w wodzie, ale tym razem
wytrzymały i suchą stopa dotarłam do skraju lasu.
Pewnie jesteście
ciekawi, gdzie wyszliśmy z lasu. No, nie w Błocie. Ciągłe poszukiwania mniej
mokrej drogi mocno nas oddaliły od wybranego celu, ale i tak szef wyprowadził
nas prosto na tunel pod E7, a za nim szybciutko do przystanku w Ostojowie.
Kierowca okazał się człowiekiem niepozbawionym ludzkich uczuć i zabrał nas,
umorusanych, ubłoconych i ledwo żywych, i dostarczył do domu.
Licznik wskazał, że
przeszliśmy 19,03 kilometra, ale ostatni odcinek wart jest dodatkowych dziesięciu.
I najważniejsze – zapominamy o nim natychmiast po przeczytaniu i nie wybieramy
się na tę trasę. No, chyba, że się ktoś lubi sponiewierać, to niech bierze
kompas, gumiaki i skacze sobie do woli z kępki na kępkę.
Zdjęcia - Edek i ja
Znam to "proste" przejście... trzy razy się tam topiłem w tym raz na nartach - jest to dorzecze niepozornej rzeczki Łosiennicy .Głębokie wyrazy współczucia - KOSZMAR - jedno wielkie BAGNO, BŁOTO nazwa miejscowa - wygląda na pieszczotliwą !
OdpowiedzUsuńNawet gdy jest pełnia lata i susza,tam jest fatalnie... :(
Na dodatek kompas tam wariuje... pokazuje co mu się podoba !
UsuńA na mapie to wygląda jak prosta elegancka droga... Cóż, raz się spróbowało i na razie błota nam wystarczy na dłużej.
UsuńCo do rzeczki, to ona teraz już nie taka niepozorna.
A można prosić o więcej szczegółów na temat tej nowej drogi? Jaką ma długość? Można wywnioskować, dokąd docelowo ma prowadzić?
OdpowiedzUsuńNowa asfaltowa droga zaczyna się na wzgórzu, gdzie stoi leśniczówka Świnia Góra. Należy iść lub jechać szlakiem czerwonym w kierunku rezerwatu i zaraz się zobaczy porządną drogę skręcającą od szlaku w prawo. Dodam zaraz w tekście zdjęcie obrazujące ten moment rozejścia się dróg. Cała ta droga do kolejki ma ok. 2,2 kilometra. Są przy niej umieszczone oznakowania początku i końca rezerwatu Świnia Góra, są też typowe miejsca "mijanki", czyli dodatkowe miejsca, gdzie zmieści się samochód. Myślę, że można tam na chwilę się zatrzymać. A jak obeschnie, to i droga kolejką może być przejezdna dla roweru.
UsuńKolega zwrócił mi uwagę, że ta droga chyba raczej nie jest asfaltowa, a tylko porządnie utwardzona i przygotowana pod położenie asfaltu. Może i tak być, pod śniegiem nie było to łatwe do odróżnienia.
Usuń