1. Deszcz. Bez dwóch zdań potrafi zepsuć każdą
wyprawę. Odzież przemoknie, buty nierzadko też. Parasolka nie wiadomo czy
bardziej wkurza, czy osłania od opadów.
pada
już padało, ale za chwilę znów lunie
peleryna bardziej się nadaje na postój niż na marsz
2. To w
gruncie rzeczy wariant punktu pierwszego, ale gorszy. Burza. Najpierw straszy. Człowiek się denerwuje – zdąży przed burzą
czy nie. Zwykle zdążaliśmy wrócić do domu przed rozpętaniem się piekła. Trzy
razy się nie udało. Najgorszą sytuację przeżyliśmy w okolicy Jasieńca
Iłżeckiego. Burza trwała tylko 5 minut, a przemoczyła nas do nitki.
burza nadciąga
3. Wiatr. Chociaż nie zawsze. Najbardziej
uciążliwy jest późną jesienią i zimą. Uciekamy przed nim do lasu, ale wyjście
na otwarty teren zwykle jest konieczne i naprawdę nieprzyjemne. A tu prym
wiedzie tak zwany wiatr w pysk. O, ten potrafi dokuczyć…
pod wiatr
pagórek najlepszą osłoną przed wiatrem
4. Głęboki śnieg. Taki dziewiczy. Ach, piękny jest. Nieskalana
biała przestrzeń. I żadnej drogi – trzeba brnąć zapadając się w ten biały i
raczej mocno nieprzyjemny puch. Daje w kość. I bardzo spowalnia marsz.
przez śnieg (ten niezbyt głęboki)
ostatni mają nawet coś w rodzaju ścieżki, ale Andrzej jako pierwszy miał ciężko
śniegu niewiele, ale za to jaki mokry!
5. Gorszy od
niego jest tylko lód na drodze.
Ślisko jest, nieprzyjemnie. Jedyny ratunek – nakładki antypoślizgowe na buty.
Ale jak się to trudno zakłada! No i po przejściu trasy zawsze się okazuje, że
gdzieś zginął przynajmniej jeden kolec. I nie znajdziesz. Już nie…
ślizgawka
najlepsza pomoc w trudnych warunkach
i można sunąć po śliskim
6. Błoto. Ale nie jakieś tam małe błotko.
Nie. Chodzi mi o naprawdę błotniste, nierzadko rozjeżdżone przez ciężki sprzęt
podłoże. Trudno toto ominąć, a i przejść się właściwie nie da. A jeszcze
wpadnij w tę maź – no buty brudne, ciężkie. Wariant gorszy – pacnąć całym sobą
albo jedynie „odwłokiem”. To dopiero radość! Oczywiście głównie dla
obserwatorów, nie delikwenta. Pamiętam, jak raz tak walnęłam na grunt, to
pierwsza moja myśl była: jak dobrze, że wczoraj nie uprałam kurtki.
chwila zastanowienia
ostrożnie
błoto, woda i wysokie trawy - to jest coś!
kilo gliny pod butem
7. Rzeka bez kładki. Oczywiście latem to nie problem –
się zdejmie buty i przejdzie w bród. Ale zimą… Najpierw żmudne poszukiwania
ewentualnej przeprawy. Potem długie dyskusje, co wybrać. Bo każdy wariant mało
atrakcyjny i obarczony perspektywą wpadki do zimnej i czasem głębokiej wody.
Ci, co wpadli, wiedzą, jaka to wątpliwa przyjemność. Mnie ominęła.
hmm...
i po problemie
ale zimą
ryzykownie
z kamyka na kamyk
budowa przeprawy
8. Chaszcze i inne przeszkody. Czasem trzeba się przedzierać
przez gęstwinę albo przechodzić przez pnie, które skutecznie tarasują drogę. To
wymaga gibkości i ostrożności.
Wypada dodać, że u nas tego typu przeszkody noszą nazwę "charapaty". Nie wiem, jak to się poprawnie pisze, a zapożyczyliśmy to określenie od spotkanego kiedyś w lesie mężczyzny. Powiedział wtedy: "Tam nie idźcie, bo straszne charapaty są. Nie przedrzecie się.". I tak zostało.
nie ominiesz
kłody pod nogi
hyc!
9. Asfaltowa szosa. Zwłaszcza latem. Taka potrafi dać
popalić. Stopy długo i boleśnie wspominają potem takie przejście. Bądźmy jednak
szczerzy – w przypadku zetknięcia się z punktem czwartym i szóstym asfalt
zaczyna się jawić jako wybawienie.
asfalt w upale
i jesiennie wśród pól
10. Upał. Jego męczącą potęgę poznaje się
dopiero w pewnym wieku. W dzieciństwie i wczesnej młodości upał to wakacje i radość.
Na wycieczce turystów nie pierwszej młodości gorąc i duchota bardzo męczą, serce
wysiada. Lepiej już w domu siedzieć. Albo wędrować o nieludzko wczesnych godzianch porannych.
wśród rozgrzanych słońcem pól niedaleko Iłży
i na letniej łące
chwila ochłody (pamiętam też zakładanie na głowę czapeczki pełnej zimnej źródlanej wody)
11. Komary. O, te to naprawdę potrafią krwi
napsuć. Lata toto koło głowy, bzyczy, atakuje znienacka w cienistych miejscach,
wysysa krew, a potem pozostawia mocno swędzące ślady. Oj tak, za komarami nie
przepadam. I nie bardzo wierzę w skuteczność wszelakich preparatów rzekomo je
odstraszających.
idealny las dla komarów
a tu mają wręcz swój komarzy raj
12. Źle dobrane obuwie. Kto tego nie przeżył, nie wie, co
to katorga. Mnie raz się zdarzyło zdjąć buty razem z piętą. Tak mnie za ciasny
adidasek obtarł, że cała skóra z pięty zeszła. Ed do dziś się śmieje, że na
przystanku w Serwisie widać ciągle ślady mojej krwi. Szczęśliwi ci, co zawsze
dobre buty kupują. Ja po przygodzie z piętą też już się tego nauczyłam. Teraz
czasem mi się tylko zdarzy przemoczyć nogi, a to głównie podczas brnięcia przez
świeży mokry śnieg.
zaprzyjaźnione obuwie turystyczne (moje, Edka i Stacha)
nawet dobrze dobrane buty warto czasem zdjąć
zmęczenie
A z tego wszystkiego
najgorsza jest maruda na trasie.
Taka, co to jej wszystko przeszkadza – a to jej za gorąco, a to za zimno, a to
asfalt za twardy, a to błota za dużo, a to trasa nudna, a to znów za długa.
Znacie takich?
Znacie takich?
Ja bardzo dobrze. Od urodzenia. Zdobyłam chyba mistrzostwo świata w
marudzeniu. Nawet na trasach, które sama organizuję (to forma samoobrony – żeby
mi grupa nie narzekała, wolę sama sobie dowalić).
szukanie dziury w całym
z górki jednak optymistycznie
stopić się z pejzażem
Tak było. A
teraz to bym każdy z tych punktów w ciemno brała, żeby tylko wreszcie wszystko
znów było, jak dawniej. I żeby wyjść. Gdziekolwiek. Byle w teren.
w pola!
do lasu!
przez wąwóz!
Wniosek - najbardziej wkurzający jest brak wycieczek.
Zdjęcia – Kasia, Edek, Janusz i ja (wybierałam ze starszych, chociaż kilka
już pojawiło się na blogu)
Wspaniała analiza... gratuluję pomysłu :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Dobrze, że jest gdzie znaleźć materiały do pomysłów. Niedługo przyjdzie sięgnąć po "perełki Edwarda".
UsuńRównie wkurzający jest brak wyjazdów na działkę! 18 kilo w jedną stronę, to jednak trochę za dużo ;-)
OdpowiedzUsuńI mnie ten ból dotyczy. Oczyma wyobraźni widzę, jak mi te grządki mozolnie zasiane poplonem i skopane na jesień wiosną krzywo zarastają trawskiem. A potem ani to skopać, ani kosiarką wjechać.
UsuńWspaniały wpis. Ja na wycieczkach lubię i deszcz, i wiatr. Najbardziej nie lubię upału. i braku zimnego piwa ;) jednak najbardziej wkurzający jest brak wycieczek.
OdpowiedzUsuńZimne piwo to u nas na koniec wycieczki. Najmilej wspominam ubiegłoroczne piwko na trawie w Kunowie. Było zimne, a w pobliżu rósł tak piękny szczaw, że na dwie zupy narwałam.
UsuńO Tak - z tym że jedynie niewygodne obuwie (odzież) i marudę uważam za istotny problem!
OdpowiedzUsuńTak - obuwie to podstawa. A marudę w sobie zwalczam z mniejszym lub większym skutkiem.
UsuńDo kompletu w naszym przypadku dorzuciłbym jeszcze bieg na ostatni transport do domu i brak sprawnej latarki we wnętrzu jaskini :)
OdpowiedzUsuńBieg testowaliśmy kilkakrotnie. Z różnym skutkiem, ale raczej pozytywnym - często kierowcy czekali na nas(nawet dwa razy maszynista poczekał z odjazdem pociągu na stacji). Ale to może widok leciwych turystów drepcących niby biegiem tak na nich wpływa. ;)
UsuńZ latarką rzeczywiście może być problem. Potrafię to sobie wyobrazić, choć raczej nie włazimy do wnętrz solidnych jaskiń.