Najpierw się
zdziwiłam, że w ogóle poszliśmy na wycieczkę w środę, bo ostatnio w każdą środę
lał deszcz i wycieczki nie było. A tu, proszę – jedziemy. Za oknem busa ponuro,
ale mimo wszystko jedziemy. Może nie będzie tak źle.
I nie jest. Wysiadamy
w Mircu i ruszamy w szarość na wschód. Minęło trochę czasu, a tu ni z tego ni z
owego zaczyna się rozjaśniać. Najpierw nieśmiało, a potem poszło na całość.
Słońce oświetliło
pola Tychowa. I jesienne barwy zagrały aż miło.
pola Tychowa Nowego
Tak się na te barwy
zagapiłam, że nie zauważyłam rowu melioracyjnego na łące. No, tu to się bardzo
zdziwiłam, kiedy poczułam zimną wodę wlewającą się do mojego lewego buta górą
(a Edek mawia zawsze, że buty mocno sznurować trzeba), na szczęście prawa noga
wylądowała kolanem poza rowem i tak się wykaraskałam. Zawsze myślałam, że w
takiej sytuacji się rozryczę, a tu nic. Otrzepałam się i poszłam. I to było
moje prywatne największe zdziwienie.
pola Tychowa Starego
Dalej wycieczka
przebiegała spokojnie. Szliśmy sobie polną drogą, wiatr suszył moje spodnie,
słońce wydobywało urodę jesiennych pól. Przyjemnie.
jesienne barwy na polach
polna droga do Krzewy
na skraju wsi Krzewa
Na horyzoncie
pojawiła się niewielka, ale ładna górka – taka trochę jakby sportowa w nazwie.
Małyszyńska się nazywa. I wcale nie od Małysza, a od pobliskiej wsi o nazwie
Małyszyn.
widok na Górę Małyszyńską
Góry nie
zdobywaliśmy, bo szef miał zupełnie inne plany. Pociągnął nas w stronę lasu na
południe od Małyszyna.
pola Małyszyna
polny elegant z Małyszyna
W lesie niebrzydko.
Jesiennie. No, może odrobina błota i ze trzy kałuże.
leśna droga z lustrem
Ale szef zaczął zachowywać
się co najmniej dziwnie – zaglądał w las, wracał. Aż mnie to zaniepokoiło. Okazało się, że szuka
pomnika. I zlecił pozostałym uczestnikom wycieczki baczną obserwację lasu. No
to obserwujemy.
Mnie tylko zdziwiło,
że koledzy jakoś słabo obserwują, nic tylko zasuwają do przodu. Kto więc
wypatrzył pomnik? Pytek, czyli ja!
Zresztą, to wcale nie
pomnik, a podstawa krzyża z roku 1840. Wystawił go „mąż troskliwy Michał Kurek”
na miejscu, gdzie pochował żonę Wiktorię wraz wnukiem „w czasie klęski
wydarzonej w roku 1831”. Teraz krzyż gdzieś zaginął, zachowała się tylko
podstawa schowana w lesie, ale możliwa do wypatrzenia i odwiedzana – widać tu
dawno wypalone znicze nagrobne.
pomnik przy leśnej drodze z Małyszyna do Lipia
Idziemy dalej w
stronę zabudowań. Droga znów ładna.
kolejna, ale nie ostatnia, leśna droga
Między zabudowaniami
skręcamy na zachód. Droga prowadzi w stronę małego zagajnika. A tam to już
jesień wciągnęła kolegów na całego. Trafiliśmy na grupę dębów czerwonych.
Słońce akurat nie świeciło, ale i tak dęby pokazały, na co je stać jesienią.
jesienne barwy wciągają kolegów
i już po nich
Przy tej drodze
Staszek wypatrzył kolejny obiekt z planu kierownictwa. To kamienny słup
zwieńczony latarnią umarłych upamiętniający epidemię cholery, która dotknęła
mieszkańców Lipia w roku 1849. Prawdopodobnie ten obiekt i spotkany wcześniej pomnik to pozostałości cmentarzy cholerycznych z XIX wieku. Dobrze, że chociaż
one się zachowały.
kolumna na miejscu cmentarza cholerycznego z roku 1849
latarnia umarłych wieńcząca kolumnę
Jakież było moje
zdziwienie, kiedy się okazało, że droga, którą szliśmy od miejsca kapliczki słupowej
doprowadziła nas do drogi z Lipia, którą niejednokrotnie chodziliśmy, ale
zawsze skręcamy z niej w lewo, a wystarczyło raz wybrać inny wariant i już
byśmy wcześniej znaleźli te ciekawe obiekty w lesie. A na poszukiwania
wybraliśmy się zachęceni komentarzem jednego z czytelników, który „dał cynk” o
nich w komentarzu. Dziękuję. Warto było się tam wybrać.
ta ostatnia różyczka dla czytelników
Teraz spokojnie
powędrowaliśmy przez Lipie i dalej w las żółtym szlakiem.
A ten miał dla nas
parę niespodzianek. Jest świeżo znakowany i prowadzi nieco inaczej niż
dotychczas. Omija najbardziej zawiłe i podmokłe miejsce na dawnej trasie, gdzie
się zwykle mocno trzeba było pilnować.
las na szlaku
kolonia grzybków w jesiennej kolorystyce
nowa nadrzewna kapliczka na szlaku
nowy odcinek szlaku - wygodny, ale smutny
Szlak nie omija naszej ulubionej hałdy po kopalni Majówka. Skoro już do niej podeszliśmy, postanowiliśmy się wdrapać na szczyt. To była jedna z najlepszych decyzji tej wycieczki. Widok z hałdy był powalający. Wokół nas ocean jesiennego lasu. My zaś jak rozbitkowie na samotnej wyspie pośrodku. W oddali białe statki zabudowań fabrycznych Starachowic, a na horyzoncie Góry Świętokrzyskie w błękitnej mgiełce – całe Pasmo Jeleniowskie i Łysogóry. Żadne zdjęcie nie odda urody tych widoków.
widok z hałdy pokopalnianej na lasy starachowickie
zielone jeszcze się trzyma
Kiedy już
ochłonęliśmy z zachwytów, pora było maszerować do Starachowic. No, tu już nic
specjalnego.
Gdzie ludziom do tych barw leśnych?
Licznik wykazał, że
przeszliśmy 21,3 kilometra. Z trasy wróciliśmy ciężsi o solidną porcję błota z
hałdy, ale zadowoleni.
ubłocony turysta to turysta szczęśliwy
A na zakończenie –
zdziwicie się, ale nic a nic się nie przeziębiłam mimo nieszczęsnego zanurzenia
na początku wycieczki.
Zdjęcia
– Edek i ja
Cieszę się, że cynk był przydatny:) Tak się złożyło, że również byłem niedawno w Lipiu i okolicy. "Odkryłem", że kilka kilometrów od wioski znajduje się Dębowa Góra i ona była moim głównym celem. Jest najwyższym wzniesieniem Puszczy Iłżeckiej, ale ciekawsze jest to, że w czasie II WŚ znajdował się tam obóz partyzancki. Mało tego, obóz jest corocznie rekonstruowany przy okazji złazu turystycznego! Szkoda, że nie na stałe. Więcej informacji, oraz mapka dostępna jest tutaj http://www.kotyzka.pl/to-juz-20-go-w-najblizsza-sobote-x-zlaz-turystyczny-debowa-gora-2016/
OdpowiedzUsuńNa jednym zdjęciu w panoramio można zobaczyć wyrytą datę na buku - 1940. Mnie niestety nie udało się go odszukać.http://www.panoramio.com/photo/13445639 (strona niestety od listopada przestanie działać)
Dziękuję bardzo za kolejny trop do zbadania.
OdpowiedzUsuńBardzo szkoda zniknięcia panoramio, bo naprawdę była to przydatna strona, zwłaszcza dodane do zdjęć namiary satelitarne.
Jest jeszcze fotopolska.eu ale panoramio było pod pewnymi względami dużo lepsze. Szkoda.
UsuńCoś tam nie działa. Nie mogę się połączyć. Może za jakiś czas się poprawi.
UsuńDziękuję za dużą dawkę kolorowej jesieni, której sam nie mogę zobaczyć, bo praca, praca, praca... a jak nie praca to deszcz, deszcz, deszcz...
OdpowiedzUsuńProszę bardzo - mamy, to się dzielimy.
UsuńI pamiętaj, "jeszcze tylko parę wiosen..." i Ty też możesz zostać emerytem.;)
ale urokliwa wędrówka, miałem w planach kolka jesiennych tras, ale nak u Michała nak nke tyraczka to sr... znaczy deszcz;).
OdpowiedzUsuńPozazdrościć widoków, sam niby także mam, ale to nie to samo, patrzeć a wędrować.
O, tak - wędrować w słoneczny jesienny dzień - sama radość.
UsuńA dziś już zaczęło wiać i liści ubywa. Mieliśmy szczęście.
Piękne ten kamienny cokół i kapliczka. W naszej wiosce były podobno aż trzy takie cmentarze ale nie zachowały się po nich żadne ślady... I nie wiemy czy jakiekolwiek wzmianki są o nich w archiwach...
OdpowiedzUsuńTrochę zazdrościmy takich pięknych jesiennych widoków :)
W naszej okolicy sporo takich cmentarzy można spotkać. Przypominają o nich krzyże postawione w ostatnich latach. Rzadko się zdarzają zachowane dawne krzyże czy kapliczki z okresu powstania cmentarza. To zrozumiałe - nikt wtedy nie myślał o upamiętnieniu zmarłych, ratowanie życia było ważniejsze.
UsuńW naszym mieście (wtedy nie było jeszcze miastem) był podobno taki cmentarz, ale o jego istnieniu tylko się opowiada - też brak dokumentacji.
Chociaż zimna nie znoszę - uwielbiam kolory naszej polskiej jesieni, które tak pięknie pokazujesz na swoich zdjęciach:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Na szczęście jesienią nie zawsze jest zimno, a kolory cieszą oczy i serce.
UsuńPiękne foty i trasa urokliwa chociaż choleryczna...
OdpowiedzUsuńNie przejmowałabym się tą "chlerycznością". Ostatecznie już ładnych parę lat minęło od tamtych epidemii.
Usuń