A
do tego zestawu trójka nieco przegrzanych, ale gotowych na każdy upał,
turystów.
Co z trasą? Świetna! Sama planowałam, to wiem.
Co z trasą? Świetna! Sama planowałam, to wiem.
Zaczynamy
w Borkowicach.
Na
początek zwiedzanie. Oczywiście nie wszędzie zaglądamy. Wybrałam kilka
obiektów.
W
porannym słońcu najlepiej prezentuje się zabytkowy spichlerz wybudowany pod
koniec 19.w. Trudno go fotografować, bo właściciel ogrodził teren, ale skradamy
się przy płocie z siatki i mamy taki oto materiał:
zabytkowy spichlerz
Nie
sposób przegapić oryginalnego św. Jana Nepomucena. Figura osiemnastowieczna, pomalowana
trochę dziwnie. Trudno powiedzieć, czy to tradycja od lat, czy tylko wybryk
współczesnych malarzy z puszką farby olejnej. Jedno jest pewne – nigdzie
takiego Nepomucena nie spotkacie. Tylko w Borkowicach!
I co? Widzieliście gdzieś takiego świętego Jana Nepomucena?
Po
przeciwnej stronie ulicy kusi nas brama w odrodzeniu rozległego parku w stylu
angielskim. Zarówno spichlerz jak i park z pałacem były własnością rodu
Dembińskich. Przez park prowadzi zielony szlak pieszy, dlatego odważamy się
przejść alejkami, bo nie da się przegapić tablic z zakazem przechodzenia przez
„teren budowy” (Jakiej budowy? Żadnej nie widać.) Wśród okazałych drzew
najbardziej rzuca się w oczy potężny platan.
plan ogólny
pień ze sztafażem
I
wreszcie pałac. Zbudowany w roku 1908 według projektu Władysława Marconiego i
Zygmunta Hendla, czyli nie taki znów stary, ale opuszczony. Na początku wojny
Niemcy odebrali go Dembińskim przeznaczając na siedzibę Wehrmachtu, potem był tu
rosyjski lazaret, a do roku 1987 szkoła rolnicza. Dalszych losów pałacu nie
ogarniam – co strona internetowa, to inne informacje. A pałac, zdewastowany tuż
po wojnie, marnieje.
fasada frontowa
Jak
widać styl obiektu eklektyczny. Ale, jak dla mnie elegancki. Podobno bardzo to
był nowoczesny obiekt. Świetnie wyposażony. Oj, zasługuje na drugą szansę.
widok od wschodu i południa
W
niewielkim oddaleniu zauważamy jeszcze jeden niszczejący obiekt. To zapewne
rządcówka. Teraz pilnuje jej niewielki jazgotliwy psiak.
rządcówka z przylegającym do niej kurnikiem
Po
takiej porcji zwiedzania wyruszamy na szlak. A, niech i ja raz zrobię wycieczkę
szlakiem. Dla urozmaicenia wybieram rowerowy. Oczywiście głównie z powodu pory
roku. Śnieg topnieje, błoto się zaczyna panoszyć, trzeba wybierać niezłe drogi.
I
ta jest niezła. Na początku prowadzi skrajem parku w niewielkim wąwozie.
na szlaku
Potem
wkraczamy na porządną leśną drogę. Na lato się nie nadaje, ale teraz – świetna.
Przy coraz wyższej temperaturze śnieg dosyć miękki i nie śliski. A przy drodze
współczesna kapliczka myśliwska.
kapliczka
zaskakujący okaz we wnętrzu
Planuję
rozstać się ze szlakiem, ale jak ten tylko skręca, zaraz na naszej drodze
pojawia się inny – tym razem czerwony. Ale i jego udaje nam się pozbyć. Skręcamy na wschód i maszerujemy leśną drogą,
która zapewne kilkadziesiąt lat temu prowadziła przez wieś Galapatów (tak
sugeruje mapa). Teraz o wsi świadczą resztki płotów, drzewa owocowe, czasem
podmurówka. No i dziewiętnastowieczny krzyż na skraju wsi - tuż przy skrzyżowaniu dróg oraz o sto lat młodsza od niego figurka Matki Boskiej w "centrum wsi" poświęcona w roku 1947.
dziewiętnastowieczny krzyż
Naszym
celem jest Wola Kuraszowa, przez którą prowadzi pieszy szlak zielony. A, niech
prowadzi. Jest tak słabo znakowany, że nawet nie przeszkadza.
We
wsi mam MISJĘ. Bardzo chcę odszukać ślady grodziska z przełomu 11. i 12.
wieków. Na mapie jest ono zaznaczone za Rzucowem, ale strona gminy Borkowice
sugeruje, że jest w Woli Kuraszowej. Podają tam, że w tej okolicy istniał gród
będący strażnicą graniczną Kasztelanii Żarnowskiej. Podobno grodzisko ma
kształt pierścieniowaty i jest otoczone parkiem z pomnikowymi dębami.
No
to szukamy!
Przyznam
się, że szukałam śladów grodziska na mapie satelitarnej. Szkoda fatygi. To, co
wydawało mi się grodziskiem, wcale nim
nie jest.
Na
szczęście mieszkańcy wsi wiedzą, że grodzisko jest. Nawet wiedzą, gdzie jest,
ale nie wszyscy potrafią to wytłumaczyć. Jedno jest pewne – trzeba przejść całą
wieś, a potem to się zobaczy. Takiej górki pani nie zobaczy? No, powiem wam –
nie zobaczy, bo górka schowana.
W końcu spotykam małżeństwo. On – pani, tam nic
nie ma. Ona – pójdzie pani tą drogą, jak droga skręci w prawo, to pani w lewo.
I się znajdzie.
Znalazło
się. Dokładnie według opisu.
Wchodzimy
w drogę naprzeciwko domu z numerem 6, a potem idę według instrukcji i wypatruję
dębów. Są! Ale, żeby pomnikowe, to raczej nie. Przyzwoita dróżka do nich prowadzi. I oczywiście do
pierścieniowatego grodziska. Szkoda, że słońce akurat nie świeci, więc teren
wygląda niezbyt plastycznie. Jest to coś jakby krąg pagórków z płaskim terenem wewnątrz. Na tym płaskim zrobiliśmy
sobie śniadanie. Kto wie, może tam właśnie była sala jadalna dawnych wojów? Na
pewno była!
średniowieczne grodzisko
tu śniadają współcześni turyści
Opuszczamy
średniowiecze i wracamy na drogę. Przed nami Rzuców. Tym razem chcemy zajrzeć
do ruin dawnej gwoździarni zbudowanej w 1864 roku przez Wojciecha Krygera.
Zaglądamy, rzecz jasna. O tej porze roku jest to możliwe. Widać przez zarośla,
że budynki fabryczne zajmowały spory teren. Wśród mchu rysują się fundamenty,
małe strumyki to pewnie dawny kanał doprowadzający wodę do gwoździarni.
Korekta po przeczytaniu komentarza pani Małgorzaty.
Zaglądaliśmy nie do ruin gwoździarni, a do pozostałości elektrowni (szczegóły w komentarzu poniżej). Zastanawia mnie tylko, że nie trafiłam nigdzie dotychczas na informacje o tej elektrowni. Trzeba się bardziej przyłożyć do poszukiwań.
Korekta po przeczytaniu komentarza pani Małgorzaty.
Zaglądaliśmy nie do ruin gwoździarni, a do pozostałości elektrowni (szczegóły w komentarzu poniżej). Zastanawia mnie tylko, że nie trafiłam nigdzie dotychczas na informacje o tej elektrowni. Trzeba się bardziej przyłożyć do poszukiwań.
ruiny
Co też to mogło być?
prawdopodobnie kanał
Na
zwiedzaniu czas upływa szybko i nagle się okazuje, że mamy już niewiele ponad
godzinę do odjazdu busa z Chlewisk. Postanawiamy zrezygnować z oglądania dworu
w Rzucowie i ruszamy brzegiem stawów w kierunku lasu, a potem szosy w kierunku
Chlewisk.
rozmiękło
Trzeba
przyznać, że bus przyjeżdża punktualnie. Ale i tak zdążamy wypić kubek herbaty
na przystanku. Na zwiedzanie Chlewisk nie ma czasu. I tak nazwiedzaliśmy się do
woli. Nieprawdaż?
zegar w Chlewiskach (późni się)
Długość
trasy wyliczyłam na podstawie mapy na 16 kilometrów. Było przyjemnie i
świątecznie. Koledzy elegancko wystąpili z okazji święta. Czekoladki pyszne!
zamiast reklamy czekoladek mapka trasy (ścieżka nad Porąbką prowadzi do grodziska zaznaczonego na tej samej mapie na północny wschód od Rzucowa - duża różnica)
Zdjęcia – Janek i ja
Gratuluję odnalezienia grodziska!
OdpowiedzUsuńCzarnego Nepomuka spotkałem już w sierpniu 2015 r. Od kiedy nosi taki "makijaż"? Nie wiem:)
Ruiny gwoździarni wyglądają zachęcająco. Musiałem przejeżdżać obok nich w 2012, ale pewnie wtedy albo ich nie zauważyłem, uznałem za mało interesujące:) Od tamtego czasu Rusinów zdarzał się na trasie tylko przelotowo. Trzeba to będzie zmienić.
Jeszcze odnośnie Borkowic, jest legenda o figurze św. Antoniego znajdującej się w tamtejszym kościele
https://drive.google.com/open?id=1xkrHY2nRXWVL3n1_gMH21uQ7ZNYqdFE9
A na Galapatów sam bym chyba nie zwrócił uwagi. Na mapie WIG100 chyba to ona jest opisana jako Kol. Bryzgów, na niemieckiej mapie z okolic II WŚ także, więc nazwa chyba zmieniła się po wojnie. Ciekawa jest ten krzyż. Ale co to za zagadka: "stary krzyż oraz o sto lat młodsza od niego figurka". Czyżby ks. Wiśniewski tam był?:)
Nepomuka widzieliśmy już niejednokrotnie, ale na blogu pojawił się pierwszy raz. Bo ja tak stopniowo dozuję informacje o Borkowicach. Chociaż dawno już tu nie zaglądaliśmy. Ostatnio we wrześniu 2013.
UsuńDo gwoździarni nie jest łatwo się dostać, bo znajduje się poniżej poziomu drogi. Przyznam się po cichu, że wczołgałam się pod barierką drogową i zeszłam na dół. Zakaz był, ale nie zauważyłam go wcześniej.
Figura i legenda w kościele znane nam są, bo my z Kieleckiego i o Hilarym Mali i jego galenie co jakiś czas wspominamy choćby przy okazji wizyty na Karczówce. Mam nawet zdjęcie figury św. Antoniego zrobione kilka lat temu, ale dziś nie pasowało do tekstu. Jeszcze się kiedyś przyda.
Galapatów to już nieoficjalna nazwa. Mieszkaniec nowego domu pod koniec drogi powiedział, że teraz to Wola Kuraszowa.
Zagadki z figurkami nie ma. Krzyż na skraju wsi z roku 1843 ufundowany przez mieszkańców - małżeństwo. A figurka w centrum wsi z roku 1947. Niezbyt urodziwa i dlatego zdjęcia nie dawałam. Oczywiście mam na myśli wieś, która tam była. Bo teraz to wszystko w lesie.
Ha, to źle zrozumiałem, że figura po jest ta niebieska (nowsza) część i na niej zamontowano stary krzyż:)
Usuńja zrozumiałem dokładnie tak samo jak Parlando.
UsuńCzyli nieprecyzyjnie napisałam. Muszę to przeredagować.
UsuńGwoździarnia - świetna lokacja. Nie wiem czym ustrojstwo mogło być ale pewne cechy stanowią przesłanki do wnioskowania. Na pewno jest to kolanko kolektora, pytanie brzmi co nim mogło być transportowane? Ponieważ nie był to zakład chemiczny w grę wchodzą tylko trzy substancje: woda, powietrze (czerpnia) lub dum (komin). dobrze było by wiedzieć co jest poz murem - to mogło by rozwiązać zagadkę. Na pewno było produkowane seryjnie (mała seria ale jednak seria)z na pewno nie transportowało niczego pod dużym ciśnieniem bo otwory na śruby bardzo małe i rzadkie. Spaliny bym częściowo wykluczył bo nie widać śladów nadżerki, a powinny się pojawić w kwaśnym środowisku dymu węglowego. Stawiam że to rodzaj separatora (jeśli wewnątrz jest wkładka z sitem) do zatrzymywania większych obiektów typu liście gałązki. Ewentualnie rozdzielacz wody z upustem (ten mniejszy otwór o romboidalnej podstawie). W każdym razie ciekawostka - aż żal że całej instalacji nie ma.
OdpowiedzUsuńW tej chwili za murem jest nic. Z całego zakładu została najlepiej zachowana ta część na zdjęciu. Poza tym wyobraźnia podpowiada, że o tu coś było, bo kawałek fundamentu, a tam kilka prętów odpiłowanych przez złomiarzy sterczy z ziemi. Możliwe, że technik jaki lepiej to wszystko interpretuje, ale zapiekła humanistka, jak ja, nie ma pojęcia, co widzi.
Usuń"Nic" dla Humanistki to dużo dla technika ;)
UsuńNa pewno jest kanał przelotowy, jeśli po drugiej stronie jest kołnierz to instalacja rurowa prowadziła dalej,jeśli zwykły rów to mamy do czynienja ze zwykłym doprowadzeniem wody, jeśli jest skierowany w górę to raczej mamy tu czerpnię powietrza. Dalej nie ma co snuć przypuszczeń, bo to już by były spekulacje.
Nie zajrzałam za ścianę. Następnym razem znów się tam wczołgam i wtedy zajrzę. Chociaż nie na pewno, bo nie wiadomo, co się tam kryje w chaszczach.
UsuńCoś mi nie grało z tą Porąbką... Kawałek wcześniej to Jabłonica, kawałek później także.
OdpowiedzUsuńW nowszym wydaniu już to poprawiono, ale grodzisko dalej jest w złym miejscu.
http://www.compass.home.pl/klient/!Sklep/Zoomify/OkRadom_15.html
A gwoździarnia była pierwszym takim obiektem w Królestwie Polskim (1846 r.).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojciech_Krygier
Warto rzucić okiem na zarysy obiektu na mapie laserowej
https://mapy.zabytek.gov.pl/nid/MapWithRibbon.aspx?gpm=c792770a-37e8-45e8-b9e1-e0754099c26a
Nazwę rzeki napisałam tak, jak na mapie, żeby nie robić zamieszania, ale tez nie wydawała mi się prawidłowa.
UsuńPrzypomniałam sobie jeszcze jedną, nie wiem, czy prawdziwą historię związaną z rodziną Krygerów. Tu jest: https://swietokrzyskiewloczegi.blogspot.com/2013/01/na-tropie-tajemnic-rzucowa.html
UsuńRomantyczna historia - po latach można napisać. Z bliżej perspektywy chyba jednak bardziej straszna, tragiczna.
UsuńMłodo zmarł, więc może i prawda?
Trudno powiedzieć.
UsuńEdward wyszperał tę opowieść w "Słowie Ludu", gazecie, która od lat już nie wychodzi. A i autor artykułu nie żyje.
Te córki biedne. Ich los, moim zdaniem, najbardziej tragiczny.
Budujące komentarze ludzi fascynatów...
OdpowiedzUsuńMasz rację, panowie zrobili spory ruch. Lubię to - działa twórczo. Z takich dyskusji często się wykluwają nowe wycieczki.
UsuńTo nie mury gwoździarni, a pozostałości elektrowni dworskiej, która dostarczała energii elektrycznej do pałacu Mokiejewskich i zabudowań dworskich od roku 1924 do lat trzydziestych XX wieku. Pozdrawiam, Małgorzata
OdpowiedzUsuńNo to "jestem w domu". Kanał doprowadzający wodę na potrzeby elektrowni. Zakładam że była wodna, bo w warunkach przydworskich miała same zalety.
UsuńNo, proszę, tyle lat człowiek żył w błędzie.
UsuńBardzo dziękuję za sprostowanie. Muszę teraz pomyśleć, jak ten błąd poprawić.
Mam prośbę do pani Małgorzaty. Proszę podać źródło wiadomości o Rzucowie i jego zabytkach. Czuję, że sporo się tam można dowiedzieć.
OdpowiedzUsuńO TAK!
UsuńA potem kolejny rajd i opis szczegółowy jak na niemieckich mapach wojskowych! ;)
Tak szczerze, to lubię się dowiedzieć czegoś ciekawego. Zwłaszcza, jak trudno znaleźć źródła. A w Rzucowie jest parę obiektów, które "prawdopodobnie czymś były", ale pewności nie ma skąd zdobyć.
Usuń