Nasza znajomość
zaczęła się 10 maja o godzinie 8:50. Wtedy to zainteresowały mnie jego
niepozorne, a bardzo oryginalne kwiatuszki. Aparat odnotował godzinę wykonania
pierwszego zdjęcia.
Jeszcze nie wiedziałam,
jak się nazywa. Ba, przypuszczałam, że to jakiś krzew ogrodowy. Rośnie bowiem
przy płocie prywatnego ogrodu. Cały jednak wyszedł na zewnątrz, bo w ten sposób
uzyskał więcej przestrzeni dla siebie. Jest wciśnięty między sporą sosnę a
dorodną tuję.
W gęstwinie gałęzi
wyłuskałam jego niezbyt gruby pień o ciekawej korze. Same gałązki też
niebrzydkie.
Przy okazji
spojrzałam w górę. I co się okazało – mój znajomy nie jest krzewem, chociaż
mocno krzaczasty jest w dolnych partiach. To jednak drzewo. I to wyższe niż sąsiadki.
Nadal mi się nie
przedstawił. Zaczęłam wiec poszukiwania w sieci. Na podstawie zdjęć zidentyfikowałam
okaz – to klon polny (Acer campestre), nazywany również paklon. Jakoś ta druga nazwa
bardziej mi przypadła do gustu.
Przy okazji podrzucam
kilka zdjęć liści popularnych u nas klonów dla porównania. Nie wyprze się nasz
paklon pokrewieństwa.
Przy każdym spotkaniu
fotografowałam rozwój sytuacji związanej z kwitnieniem.
Kwiatuszki zaczęły zwijać
się w kulki. Dziwne, ale widocznie natura lepiej wie, co robi.
Potem z tych kulek wyłaniały
się niewielkie skrzydełka.
Te pozbywały się stopniowo
pozostałości po macierzystym kwiecie, podrastały, zmieniały kolor.
Ostatnio już ładnie
brązowieją. Skrzydlaki są rozłożone, jakby tworzyły linię prostą. A w środku coraz wyraźniej zaznacza się obecność małego orzeszka –
nasionka.
Jeszcze tylko dla
porównania skrzydlak klonu zwyczajnego.
Na tym etapie
zawieszam chwilowo relację, ale zamierzam nadal spotykać się z moim znajomym.
Teraz czekamy na
jesień, żeby sprawdzić, jak dojrzeją skrzydlaki i na jaki kolor przebarwią się liście
paklonu. Podobno mogą być żółte lub czerwone.
Plagą naszych czasów jest to że nie interesujemy siętym co nas otacza a szukamy niezwykłości gdzieś daleko, daleko. Tym bardziej wielkie brawa dla Cuebie!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Chociaż sama też mam trochę na sumieniu - przecież ja kilka lat omijałam ten paklon nie zwracając na niego uwagi, dopiero w tym roku go zauważyłam. Lepiej późno niż wcale. :)
UsuńNiby znałam, ale po twoim wpisie sądzę, że tylko z widzenia. Dużo ciekawostek, dzięki.
OdpowiedzUsuńKiedy nie bywam daleko, to uważniej przyglądam się temu, co blisko. I w końcu coś ciekawego wypatrzę.
Usuń