Dawno już tu nie zaglądaliśmy. Ciągle mamy w pamięci
wiosenną wycieczkę sprzed dwóch lat (tu link). Obiecywaliśmy sobie solennie, że
wkrótce znów do tych widoków wrócimy. No i wróciliśmy.
Wyruszamy z Bodzentyna na północ w stronę Sieradowskiej
Góry. Jeszcze jej nie widać, ale po zachodniej stronie wyłania się Pasmo
Klonowskie. Tu też dawno nas nie było…
Potem przypominamy sobie o niewielkim stawie skrytym wśród
drzew. Jest! Nawet można się do niego przedrzeć w pobliże.
Dalszy spacer w stronę Podkonarza to właściwie wizyta w
ogrodzie botanicznym, tyle tam kwitnie róż. Zachwycają kolorami, obfitością
kwiecia i aromatem.
Jeszcze tylko mały zakręt i już jesteśmy u podnóża łąk na
stoku Sieradowskiej. Jakież jest nasze zdziwienie, gdy zamiast spokojnych krów
rasy Limousine na spotkanie wybiega nam hałaśliwe stado owiec. Jak przekupki –
ciągle w ruchu, wiecznie zagadane, ale o własnym interesie nie zapominają i
zajadają trawę. Jak one to robią?
Tym razem kolega Ed postanawia zrezygnować z drogi, którą
zwykle podchodzimy na Sieradowską, i pójść omijaną zawsze drogą na wschód.
Niezła jest i prowadzi do Sieradowic Pierwszych. Widoki z niej przyjemne.
Okazuje się, że na jednej z łąk pasie się stadko krów (jednak zostały!), ale są
tak ciche i spokojne, że ich obecność jest zagłuszona przez owieczki.
W Sieradowicach pojawia się nadzieja, że kolega Ed
faktycznie skróci trasę i ominiemy podejście na górę.
Nic z tego – ciągnie nas polną ścieżką w stronę lasu na zboczu.
Widoki stąd na całe Łysogóry, Pasmo Jeleniowskie i Klonowskie.
Potem wchodzimy w las. Nie jest tragicznie, ale żeby jakoś
luksusowo, to też nie. Czasem nawet ścieżka się trafi. A w największych
chaszczach korzystamy z traktu, którym miłośnicy lasu wywożą w nieznanym
kierunku swoje ulubione drzewa. I tak docieramy do ścieżki wśród pól, którą
zwykle tylko fotografujemy. Niektórzy pamiętają, że omija się ją z powodu
ciężkiej przeprawy przez las (co się okazało prawdą), ale kierownictwo swoje
wie. No i ścieżka tym razem okazała się zarośnięta po pas. Przedarliśmy się.
Dalsza droga prowadzi przez Parcele i dalej w stronę pól –
ciągle na wschód. Oczywiście z widokami na okoliczne pola.
Wreszcie trasa skręca na południe. Czyli może wycieczka ma
się ku końcowi. No, może. Ale jaki mocny akcent mieliśmy na końcu! I żeby tylko
jeden.
Wzgórze, tak niegdyś widokowe, zarośnięte lasem i wysoką
trawą. Dalej już tylko trawa. Przed nami widoki na pola Trzcianki, Dolinę
Bodzentyńską i na góry nasze – Świętokrzyskie.
Po lewej stronie, czyli na wschodzie wiatraki.
wzgórze 332 m n.p.m.
Kłopoty zaczynają się na polach Śniadki. Idziemy wąską
miedzą między uprawami. Ostrożność wskazana.
Schodzimy coraz niżej, ale robi się bardziej stromo.
Kierownictwo ostrzega przed trudnym zejściem. Udziela jakże korzystnej
wskazówki „trzymajcie się trawki”. Trzymamy się. Gorzej, jeśli trawka okazuje
się pokrzywą. To bolesne doświadczenie. W nagrodę słyszymy, że najgorsze za
nami.
Faktycznie przed nami ładnie wykoszona łączka, sporo
delikatnego szczawiu. Sama radość.
Granicą łączki jest dopływ Sieradowianki. Wąskie toto, ale
brzegi ma strome i zarośnięte. Szef zalicza wodowanie i obsuwę na stromiźnie.
Ja odwrotnie – najpierw obsuwa, potem wodowanie. Koleżanka z kijkami – bez
problemów. I znów najgorsze za nami. Czyżby?
Przedzieramy się przez chaszcze na brzegu, potem trawska i
liczne kałuże na brzegu Sieradowianki. Najgorsze jakby ciągle trwa. Kiedy jest
już wreszcie za nami, wyglądamy jak półtora nieszczęścia.
Widoki na pola znów nam osładzają trudy przeprawy.
Z jakąż radością wychodzimy w końcu w okolicy drugiego na
tej wycieczce stawu na asfalt.
Potem przed nami solidna polna droga. Maszerujemy na zachód,
zbliżamy się znów do Sieradowskiej Góry. To tylko takie pożegnalne rzucenie na
nią okiem.
W końcu wyłazimy na asfalt i docieramy do auta. Po drodze zauważamy niepozorny, wręcz zaniedbany staw. Nic nie wskazuje na to, że warto do niego podchodzić, a jednak...
I wreszcie koniec
wyprawy.
Odzież i buty do prania, ale widoki i emocje rekompensują wszelkie
trudy wyprawy.
Zdjęcia – Edek i ja
Jakoś rzadko łaziłem od Bodzentyna ku nam... fajna relacja.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, cały czas musiałam sobie "przewijać film" pamięci w odwrotnym kierunku.
UsuńDwa miejsca widokowo zwykle mnie urzekają to jest z "Barbarki" oraz z Sieradowskiej.
OdpowiedzUsuńTylko nie wiem, dlaczego wieś Sieradowice, pasmo Sieradowickie a góra Sieradowska?
Pozdrawiam: Wiesiek
Też lubię widoki z obu tych miejsc. A zamieszania z nazwami nie potrafię wytłumaczyć.
UsuńSuper wyprawa! Niektóre z tutejszych wsi są na tyle dzikie, wysoko położone i bogate w widoki, że czasami, aż przypominają mi wędrówki po beskidzkich bezdrożach. I jeszcze te faliste pola. Są niemal tak obłędne jak te na Ponidziu, a jakie dają możliwości na ciekawe kadry.
OdpowiedzUsuńNiestety przez lata obserwujemy, jak wiele pól zarasta samosiejkami i stopniowo zamienia się w las.
UsuńRozmawialiśmy kiedyś z małżeństwem, takim po pięćdziesiątce, które uprawiało jedyne niezarośnięte pole na zboczu którejś z górek. Robili to z szacunku do pracy ojca. Byli jednak świadomi tego, że już ich dzieci nie będą kontynuować tej pracy.