Idę sobie
niespiesznie ścieżką, rozglądam się po bokach i zawsze jakiś kolorowy obiekt wpadnie
mi w oko. Jeśli wieje wiatr, to niektóre bardzo ruchliwe, chociaż nie wszystkie
mają nóżki.
Większość spotykanych
przeze mnie to starzy dobrzy znajomi. Jak pani z pieskiem, którą spotykam od
ponad roku. Zawsze wymieniamy kilka uprzejmych uwag. Ale pani nie jest
fotografowana. Inni znajomi – i owszem.
Przy ścieżce unosi się
uroczy słodki zapach. Wydzielają go kępy żółtego kwiecia. Wysokie wiechy z
niepozornymi kwiatkami, ale zapach mają niesamowity. Dla owadów niezwykle kuszący.
Są też kępy białych baldachów.
I tu wymiękłam – nie mam bladego pojęcia, cóż to za okazy. Te białe są tak do
siebie podobne, że nie jestem w stanie rozróżnić, jaki to gatunek, uznajmy, że coś z selerowatych.
Ale niezależnie od nazwy miejsce jest mocno oblegane przez
czarno – czerwone pasiaste pluskwiaki. Zobaczcie, jak sobie tam poczynają.
Rozkwitły już
pierwsze dzikie róże „w gładkim jedwabiu swoich różowych staników, rozchylanych
wiatrem.”*
Przy ścieżce rośnie
sporo wilczomleczy. Jedne w pąkach, inne rozwinięte. I nie można powiedzieć,
żeby jakoś specjalnie kolorowe – ot, zielone. Ale na pewno nie nudne.
Przy samej ziemi
skromniutko przycupnęły koniczyny. W większości białe, ale są i różowe.
Nieco wyżej wznosi
się babka lancetowata. Już gotowa do rozsiewania nasion.
Jeśli chodzi o
nasiona, to nic nie dorówna glistnikowi, którego dojrzałe nasiona wystrzeliwują
ze strączków, jak tylko je dotknąć. Teraz jeszcze nie wystrzelą, ale już niedługo…
W pewnym oddaleniu od
ścieżki płynie woda. To rów, a potem Oleśnica. O, tu też można liczyć na
ciekawe spotkania z roślinnością nadbrzeżną i wodną. W wodzie jeszcze kilka roślinek
nie jest gotowych, warto zajrzeć za kilka dni, na pewno zakwitną.
na brzegu:
w wodzie:
A na zakończenie wpisu
lider spaceru – roślina, która okazała się najtrudniejsza do sfotografowania. Ileż
ja prób podejmowałam, żeby złapać choćby jeden kwiatuszek! I zawsze w ostatniej
chwili uciekała z kadru. To jaskier – leciutki i delikatny. Wystarczy
najlżejszy podmuch wiatru, żeby odleciał.
To co? Warto wyskoczyć na godzinkę za miasto?
* M. Proust „W stronę
Swanna”
Piękna fotorelacja... widzisz więcej.
OdpowiedzUsuńKrótkowidz ze mnie, widzę bliżej. Poza tym "chodzę Sherlockiem Holmesem" ,czyli gapię się pod nogi.
OdpowiedzUsuń