Są takie miejscowości, które kojarzą się z jednym obiektem.
Tak jest z Morawicą. I niesłusznie! Można tu zajrzeć do ponad stuletniego młyna
nad Czarną Nidą (na razie trwają w nim prace remontowe, ale niedługo może tu
powstać hotel albo coś w tym rodzaju). W niewielkiej odległości od młyna wznosi
się niewysokie wzgórze, na którym rozłożyły się obiekty sakralne: kościół,
Świętokrzyska Kalwaria i ruiny dziewiętnastowiecznej kaplicy dawnych dziedziców
Oraczewskich.
Kalwaria Świętokrzyska
Kaplica Oraczewskich
Po obejrzeniu tych obiektów skierowaliśmy się w stronę
Brzezin i wsi Nida. Na mapie widać było wyraźne ścieżki polne, którymi mieliśmy
iść. No cóż, mapa okazała się nieaktualna – ścieżki zarosły, ale my i tak
szliśmy przed siebie. Najtrudniej było między Lurowizną a Lipowicą. Niezła
droga, przy której stoją pozostałości folwarku Osieckich, nagle się skończyła
doprowadzając nas do Bobrzy (to rzeka, gdyby kto nie wiedział). Kładki nie
było, na szczęście głęboko też nie było, więc przeszliśmy w bród. To było nawet
przyjemne, zwłaszcza, że za rzeką czekały nas większe emocje podczas
przebywania rozległej i podmokłej łąki. Staszek doradził marsz boso. Miało to
sens, ale było wielce nieprzyjemne – takie ohydne brodzenie przez cuchnącą
zielonkawą breję. I to się przetrzymało! Było warto, bo potem mieliśmy już same
przyjemne przeżycia.
Żwirownia miedzy Brzezinami a Nidą
Ruiny folwarku
Boso ale w ostrogach
Najpierw proboszcz kościoła pod wezwaniem Świętego Stanisława Biskupa
Męczennika w Starochęcinach otworzył dla nas drzwi świątyni i
mogliśmy z rozdziawionymi buziami podziwiać niewielkie, ale moim zdaniem bardzo piękne
barokowe wnętrze, wspaniałą kopułę, ołtarze i relikwiarze. A ksiądz proboszcz
chętnie i ciekawie o wszystkim opowiadał. Trzeba przyznać, że z zewnątrz
kościół wygląda skromnie i nie zapowiada takiego bogactwa wewnątrz. Aż żal było
wychodzić stamtąd.
Wnętrze kościoła w Starochęcinach
Ale czekały kolejne
emocje – zwiedzanie odrestaurowanego pałacu w Podzamczu Chęcińskim. Teraz
mieści się tam Regionalne Centrum Naukowo-Technologiczne, które przeprowadza
generalny remont pałacu i jego otoczenia. Już w świetnie utrzymanym ogrodzie w
stylu włoskim, który zastąpił dawny zdziczały park, poczułam się jak uboga krewna z wizytą u
zamożnych kuzynów. Ale nie musiałam długo odczuwać skrępowania, bo z balkonu
zauważyli nas pracownicy Centrum i zaopiekowali się nami jak bogatymi krewnymi
z Ameryki. Zostaliśmy oprowadzeni po komnatach, mogliśmy siadać na dowolnie
wybranych eleganckich fotelach, dotykać repliki zbroi, wychodzić na balkony,
pytać o wszystko. Niestety, restauracja na parterze jeszcze nieczynna, bo
pewnie musielibyśmy spróbować specjałów kuchni staropolskiej. Ale to wszystko
to jeszcze nic, bo Centrum dopiero w przyszłym roku zostanie oficjalnie
otwarte. O, wtedy to dopiero będą atrakcje! Po tylu wrażeniach aż zapomnieliśmy
zajrzeć do wiekowej alei lipowej, która prowadzi do odrestaurowanej Bramy
Sobieskiego. Mimo wszystko nie wierzę, że została odnowiona i liczę na to, że
stare lipy zostały na miejscu. Oby!
Brama powitalna - tak zwana Brama Sobieskiego
Pałac widziany od strony ogrodu
Ogród przed pałacem
Jedna z komnat
Na tej wycieczce przeszliśmy
ok. 17 kilometrów w czasie ok. 4,5 godz.
zdjęcia - Edek i ja
Ciekawe miejsca, wspaniałe obiekty, warte obejrzenia. Ogród wygląda ciekawie. Dobrze , że w tej naszej czarnej rzeczywistości , robi się jakieś remonty i przywraca świetność takim miejscom. Do alei lipowej zajrzyj następnym razem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń