Ewentualnym nowym czytelnikom wyjaśnię, że moje włóczęgi
świętokrzyskie to rajdy w grupie o wdzięcznej, wybranej w drodze głosowania,
nazwie Łazików Świętokrzyskich, której nieformalnym acz szanowanym wielce
szefem jest Edek. Ten, przemiły skądinąd człowiek, zrobił się ostatnio
konsekwentnie upierdliwym egzekutorem prowadzenia wycieczek przez szeregowych
uczestników grupy. Tym razem padło na mnie. Na szczęście nie zostałam sama na
placu boju. Przy wydatnej pomocy Stasia poprowadziłam wycieczkę od kapliczki św.
Barbary (świetny punkt widokowy na Bukową Górę) przez Orzechówkę do Bodzentyna.
Jedynym uczestnikiem tej eksperymentalnej wyprawy był Janek,
któremu w nagrodę za dobre sprawowanie obiecaliśmy piękne widoki z
Sieradowskiej Góry na całe Pasmo Łysogórskie, Bodzentyn i okolice. Trzeba
przyznać, że Janek sprawował się bez zarzutu, podziwiał, jak analizujemy mapę,
uzgadniamy wybór ścieżki, korygujemy drobne błędy. Ba, nawet z poświęceniem
fotografował okolice i nie narzekał na ból stopy, do którego się przyznał
dopiero po rajdzie. I jakąż zyskał za to nagrodę? Otóż żadnej, bo nie wiadomo
skąd nadciągnęła ciemna deszczowa chmura i kierownictwo zarządziło pośpieszne
skrócenie trasy z pominięciem widoków z Sieradowskiej. Staszek ruszył tak zwaną
„krowią” droga do Bodzentyna i przyprowadził nas na przystanek busa na czas. A
deszcz faktycznie zaraz zaczął padać.
Ale słowo się rzekło, kobyłka u płotu – tydzień później w
większej grupie wyruszyliśmy z Bodzentyna ową
„krowią” drogą (może kiedyś wyjaśnię, skąd ta nazwa) na Sieradowską Górę
i Janek mógł obejrzeć obiecane widoki.
Janek podziwia widoki. Poniżej jeden z nich
Jedynym uczestnikiem tej eksperymentalnej wyprawy był Janek, któremu w nagrodę za dobre sprawowanie obiecaliśmy piękne widoki z Sieradowskiej Góry na całe Pasmo Łysogórskie, Bodzentyn i okolice. Trzeba przyznać, że Janek sprawował się bez zarzutu, podziwiał, jak analizujemy mapę, uzgadniamy wybór ścieżki, korygujemy drobne błędy. Ba, nawet z poświęceniem fotografował okolice i nie narzekał na ból stopy, do którego się przyznał dopiero po rajdzie. I jakąż zyskał za to nagrodę? Otóż żadnej, bo nie wiadomo skąd nadciągnęła ciemna deszczowa chmura i kierownictwo zarządziło pośpieszne skrócenie trasy z pominięciem widoków z Sieradowskiej. Staszek ruszył tak zwaną „krowią” droga do Bodzentyna i przyprowadził nas na przystanek busa na czas. A deszcz faktycznie zaraz zaczął padać.
Ale słowo się rzekło, kobyłka u płotu – tydzień później w większej grupie wyruszyliśmy z Bodzentyna ową „krowią” drogą (może kiedyś wyjaśnię, skąd ta nazwa) na Sieradowską Górę i Janek mógł obejrzeć obiecane widoki.
Potem przeszliśmy kawałek drogi lasem
uciekając przed wściekłymi atakami komarów i dotarliśmy do kolejnego punktu
widokowego na Sieradowskiej znajdującego się na granicy rezerwatu przy pomniku
zamordowanego przez Niemców w 1943 roku Stanisława Krogulca. A stąd ścieżkami
polnymi do Tarczka.
Tym razem w prowadzeniu wycieczki bardzo mi pomagał sam szef. Dzięki
temu już nie było tylu dyskusji, a widoki na okolicę niezmiennie piękne. Zaś w
Tarczku obejrzeliśmy romański kościół pod
wezwaniem św. Idziego. Ma on ciekawe wnętrze, pozostałości późnorenesansowej
polichromii, renesansowy tryptyk w ołtarzu głównym, ale nie udało się nic
sfotografować, bo byliśmy tam w czasie niedzielnej Mszy św.
Portal kościoła w Tarczku
Do Bodzentyna dotarliśmy zielonym szlakiem łąkami nad Psarką.
Do dziś nie mogę zrozumieć, jak ja na tym odcinku prowadziłam skoro szłam na
końcu grupy. Ale nie czepiajmy się drobiazgów, grunt, że zdążyliśmy na bus, co
na początku rajdu wydawało mi się trudne do osiągnięcia. A tu nawet czasu
starczyło na zjedzenie lodów w kawiarence przy rynku.
Potem przeszliśmy kawałek drogi lasem uciekając przed wściekłymi atakami komarów i dotarliśmy do kolejnego punktu widokowego na Sieradowskiej znajdującego się na granicy rezerwatu przy pomniku zamordowanego przez Niemców w 1943 roku Stanisława Krogulca. A stąd ścieżkami polnymi do Tarczka.
Tym razem w prowadzeniu wycieczki bardzo mi pomagał sam szef. Dzięki temu już nie było tylu dyskusji, a widoki na okolicę niezmiennie piękne. Zaś w Tarczku obejrzeliśmy romański kościół pod wezwaniem św. Idziego. Ma on ciekawe wnętrze, pozostałości późnorenesansowej polichromii, renesansowy tryptyk w ołtarzu głównym, ale nie udało się nic sfotografować, bo byliśmy tam w czasie niedzielnej Mszy św.
Piękne widoki. Szczególnie ,zmiękczyły moje serce ,te różnokolorowe prostokąty pól. Jakie to nasze.Miłego pisania :)))
OdpowiedzUsuńA mnie się w nich najbardziej podoba wgłębienie w środku. To chyba jedyne takie miejsce, które wygląda jak pasiasta miska.
OdpowiedzUsuń