czwartek, 17 kwietnia 2014

A jednak się udało …


… pojechać do Chlewisk. Trzeba tylko było wybrać się tam w dzień powszedni, bo busy w takie dni kursują stadami. A i pogoda nam się trafiła fantastyczna – słońce, malownicze chmurki na błękitnym niebie, ciepło może nie było, ale nawet tego nie zauważyliśmy, bo Stasio był dziś nadającym tempo. Jak kto chce za nim nadążyć, to nie zmarznie. Zresztą, Janek i ja wcale mu nie ustępowaliśmy. Dzięki temu szybko i sprawnie pokonaliśmy trasę z Chlewisk do Lipowego Pola.
Na starcie spenetrowaliśmy park wokół pałacu w Chlewiskach. Spędziliśmy tam godzinę i nawet nie zauważyliśmy, że aż tyle. Wiadomo – szczęśliwi czasu nie liczą. A park w Chlewiskach wspaniale poprawia nastrój – rośnie tam mnóstwo pomnikowych drzew. I to takich oryginalnych jak tulipanowiec amerykański czy dąb błotny oraz dorodnych znajomych, jak choćby piękne lipy drobnolistne. Jest cała aleja grabowa, kwitną barwinki i migdałowce. No i jak tu przejść obojętnie obok tego bogactwa?!

 tulipanowiec amerykański

kasztanowiec zwyczajny

jedna z lip drobnolistnych

dąb błotny

migdałowiec kwitnie

Ale to nie wszystko – przecież i sam pałac warto obejrzeć. Z zewnątrz – imponujący, w podziemiach małe sprytne piwniczki, wewnątrz – elegancja.  Obejrzeliśmy oczywiście części ogólnodostępne. Z usług relaksacyjnych i upiększających nie skorzystaliśmy, chociaż w kamiennym kręgu mieliśmy ochotę pomedytować.

 pałac Odrowążów

 prochownia

pałacowa oranżeria

Parkowe stawy bardzo nam się podobały, ale już trochę byliśmy zmęczeni zwiedzaniem, więc wiadomość o tym, że stajnia jeszcze nie jest otwarta, przyjęliśmy z ulgą. Zajrzymy do niej innym razem.

 kamienna ławeczka nad małym stawem 

w chowanego z kaczorkiem

Z Chlewisk pomaszerowaliśmy do Szydłowca czerwonym szlakiem. Bardzo nam się ten szlak spodobał – ładna leśna droga, sucho, nawet jakby trochę nudno, ale taką nudę lubimy najbardziej. Nic, tylko iść i rozkoszować się wiosną.

 niebieski krzyż w Stanisławowie 

A w Szydłowcu plac budowy. Rewitalizacja idzie pełną parą. Zamek pokryty rusztowaniami, w parku wszystko rozkopane, powstają nowe mostki, alejki i Bóg wie, co jeszcze. Na rynku planowaliśmy spokojne śniadanie na ławeczce. A tu ani ławeczki, ani rynku – bruk zdarty, remont w pełni. Przytulił nas sympatyczny pracownik biura informacji, który pozwolił zjeść śniadanie, obdarował mapami, naopowiadał o atrakcjach okolicy i zapewnił, że warto odwiedzić miasto po zakończeniu prac remontowych we wrześniu. No, może poczekamy do października, ale zajrzymy.

 pałac w remoncie

kościół św. Zygmunta 

Ostatni odcinek drogi był nowy dla kolegów, ale z pomocą kompasu i słońca maszerowaliśmy na południe najpierw polnymi drogami a potem lasem. I znów drogi suche i ładne. Jedna nas odrobinę zniosła na wschód, ale skorygowaliśmy kierunek marszu i w rezultacie nie utonęliśmy w bagnach a dotarliśmy suchą nogą do Lipowego Pola. 

 tak w słońce iść ...

Lipowe Pole na horyzoncie

Planowaliśmy dalszy marsz, ale nie potrafiliśmy się oprzeć urokowi autobusu, który stał gotowy do drogi i mógł nas zawieźć do domu. No to darowaliśmy sobie ostatnie 5 kilometrów, ostatecznie i 20 wystarczy. 

Zdjęcia tym razem mojego autorstwa

4 komentarze:

  1. Fajna pogoda na zdjęcia... czego wyrazem jest ta sesja - gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż za dobra - słońce bardzo ostre. Ale wycieczka nadzwyczaj udana.

      Usuń