niedziela, 13 kwietnia 2014

Nareszcie!


Wyszliśmy z domu. Udało się nawet z pogodą, która dopisała nadzwyczajnie – drobna mgła tylko dodała uroku porankowi, a potem robiło się coraz cieplej i przyjemniej.
Zaplanowana na dziś trasa na mapie wyglądała niezwykle pociągająco – proste dróżki, jak już zakręt to wyraźny, nic tylko iść. A w terenie?
Marsz z Pięt przez Płaczków Piechotne i potem lasem do Nowek to sama przyjemność. Droga dobra, ta odrobina błota, co ją trzeba było ominąć, niewarta wspomnienia, urocze meandry niewielkiej rzeczki – dopływu Kuźniczki – no romantycznie.

 wiosenna pajęczyna o poranku

droga do Nowek

dopływ Kuźniczki

Ale za Nowkami wyruszamy na polne ścieżki. I tu coś się zaczyna psuć. Przy pierwszych rozstajach sama zawiniłam i pociągnęłam ludzi za bardzo na północ. W ten sposób natrafiliśmy na ruiny dawno opuszczonych zabudowań, a korygowanie trasy polegało na przedzieraniu się przez zarośla jeżyn (a te, skubane, nawet wiosną strasznie drapią i czepiają się przyodziewku) później zaś doprowadziło nas na podmokłe łąki. Niektóre buty zaczęły przepuszczać wilgoć (moje jeszcze nie). 

 kaczeńce na podmokłej łące 

Mimo wszystko dotarliśmy do planowanego miejsca w okolicy cmentarza, skąd prowadzi piękna dróżka w kierunku Pardołowa. Nie muszę dodawać, że na mapie ona prowadzi, bo w rzeczywistości ginie między zaroślami krzaczorów paskudnych i wrzosowisk. Gdyby nie kolega Edward ze swoją intuicją turystyczną ani chybi zaginęlibyśmy w tych zaroślach. Ale i tak spotkała nas niespodzianka, bo nie doszliśmy do Pardołowa a natrafiliśmy na Włochów. Nikt z nas tu jeszcze nie był, czyli poznajemy nowe miejsca.

 leśna kapliczka 

Za Włochowem weszliśmy pełni optymizmu do kolejnego lasu. Ludzie, jaka tam była na początku śliczna droga – sucha, szeroka, wygodna, ale jak to droga – przeszła w mokradło i po zachwytach. Ja zapatrzyłam się na żabi skrzek i odstałam od grupy. Asekurował mnie Janek i oboje przeżyliśmy koszmar turysty pieszego – zza naszych pleców coś nadciągało, głośne to było jak duża grupa biegaczy. Od strony mokradeł nadbiegła wataha dzików! Z wrażenia nas zamurowało. Ja miałam myśl, żeby zrobić zdjęcie, ale bałam się poruszyć. Nawet umiejętność liczenia straciliśmy, bo nie wiemy, ile tych dzików było – pewne są trzy duże, było też co najmniej dwa mniejsze. Przebiegły obok nas, a my potem ruszyliśmy na miękkich nogach przez nasze mokradełka. Tym razem to już i moje buty zaliczyły wodowanie, ale kto by się tym przejmował!

 tu było naprawdę mokro 

żabi skrzek

Z lasu wyszliśmy w Hucisku, a z niego powędrowaliśmy kolejną znikającą ścieżką do szlaku czerwonego. Ta, paskuda, zamieniła się w teren pełen dołków i górek, więc kicanko, ale po suchym, to do wytrzymania. A przecież można było iść asfaltem! I tak do niego w końcu doszliśmy, co dało początek intensywnego marszu na bus. Na przydrożny zalew ledwie rzuciliśmy okiem.

 zalew między Huciskiem a Stąporkowem

Kierowca to musiał mieć niezły ubaw, kiedy nas obserwował takich zmachanych i goniących resztką sił, bo i tak nas rozpoznał i zamierzał poczekać. Ale finisz na dziewiętnastym kilometrze mieliśmy imponujący! I poza tym uważam, że należy nam się doliczenie z 5 kilometrów za ciężkie warunki marszu, bo naprawdę nie było lekko, oj nie.

Zdjęcia – Edek i ja

6 komentarzy:

  1. Błota nam nie straszne... ale dziki z młodymi to już przeżycie. Szkoda że migawka nie zarejestrowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te młode to były raczej ubiegłoroczne, bo takie podrośnięte i bez pasków. W przypadku spotkania z lochą, która prowadzi pasiaste, nie ma żartów.

      Usuń
  2. Tak, dziki mają coś w sobie, że paraliżują :) Kilka lat temu musiałem poświęcić kanapki, by odwrócić uwagę jednego takiego :) Teraz uśmiecham się pisząc o tym, ale wówczas... :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miałeś szczęście. My byliśmy po śniadaniu. Jankowi zostało trochę czekolady. Nie wiem, czy dziki to lubią.

      Usuń
    2. Tym razem należało wziąć ponton. Było wyjatkowo mokro. Ale zdjęcia, jak zwykle , udane.

      Usuń
    3. A po suchym, jak? Ponton na plecy? Chyba taki ponton na kółkach - wielofunkcyjny.

      Usuń