wtorek, 1 kwietnia 2014

Wpadki chodzą po ludziach


Koń ma cztery nogi i się potknie, a co dopiero turysta. Niestety, upadki i wpadki różnego typu czasem nam się zdarzają.
Najłatwiej poślizgnąć się i wywinąć orła na śniegu lub oblodzonej drodze. Tu bez wątpienia najlepszy upadek zaliczyłam ja podczas podchodzenia na Kamień Michniowski. Zaryłam pazurami w śnieg i dla lepszego efektu zjechałam ładny kawałek w dół na brzuchu. Gdyby nie pomoc kolegi, leżałabym tam pewnie do dziś.

 
ta kobieta upadła to ja

Niestety, Walek, który mnie wtedy pozbierał, sam nie otrzymał pomocy, kiedy wylądował w śniegu. Widoczne na zdjęciu cienie wyraźnie wskazują, że zamiast ratować człowieka, wolałam fotografować.

 Walek się zbiera, Edek i ja nie reagujemy 

Dużo bardziej humanitarne podejście spotkało Andrzeja i Terenię, którzy zaliczyli kontakt z ośnieżonym gruntem na trasie z Kucębowa do Stąporkowa. Się pozbierało ich i cześć! Pomaszerowali dalej.

 Andrzej się podźwignął 

Terenia też wraca do pionu

Upadek bywa nieprzyjemny, ale dużo gorzej jest, gdy kto wpadnie do rzeki, zwłaszcza zimą. Często udaje się pokonać rzeczki przeskakując z kępy na kępę lub po jakiś porzuconych gałęziach, ale mieliśmy dwa spektakularne wodowania (jedno nieudokumentowane). Tu kilka zdjęć z wpadki Edka, który wylądował w lodowatej wodzie zanurzając się do połowy uda, zaś koleżanki tak się zaśmiewały, że nie miały siły wyciągnąć go z tej kałabani. W końcu Ela oprzytomniała i udzieliła pomocy. Ja wolałam trwać na posterunku z aparatem.

 tu moment wpadki

akcja ratunkowa

i skutki

Edek często pada ofiarą swojej pasji fotograficznej i co i raz coś go wciągnie. A to rzeka, a to bagno. Taki już jego los – fotografia to bardzo wciągające zajęcie. W każdym razie zawsze w takich sytuacjach bardziej troszczy się on o aparat niż o siebie.

 bagno mocno wciąga

mało brakowało ...

a jednak się wybronił 

Mieliśmy też miękkie lądowanie wśród traw, które zaliczyła Marysia. Jak widać, niezbyt się tym upadkiem przejęła. 

łąkowa przygoda Marysi

Niekiedy przychodzi nam padać na kolana  podczas pokonywania niektórych przeszkód. I tu zwykle możemy liczyć na pomoc koleżeńską.

ciężka droga do rezerwatu Rosochacz

 tu w okolicach Bodzentyna
 
Zdarza się też, że koledzy solidarnie pociągną delikwenta po śliskiej drodze albo wciągną na stromy brzeg wąwozu. 

 ślizgawka na Świniej Górze

to mnie tak wciągają, nie rzepkę

Nieobca jest nam jednak postawa, której zawdzięczamy te zdjęcia – trzeba czyhać z aparatem podczas przeprawy, bo nigdy nie wiadomo, kto i kiedy wpadnie. 

 na czatach

Na szczęście najczęściej jednak wpadamy tylko w błoto i w efekcie wracamy cali wybłoceni do domu.

 to moje obuwie, niestety

Zdjęcia: Edek, Janusz i ja

4 komentarze:

  1. Z naszych wypraw przeważnie pamięta się sytuacje "ekstremalne",a najbardziej bawią upadki... choć w życiu winny cieszyć raczej wzloty !
    UPADŁEŚ - POWSTAŃ...! - czego wszystkim serdecznie życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzloty cieszą, ale nie są możliwe do sfotografowania, bo to raczej sfera duchowa. Na razie wznosimy się ponad codzienne bolączki i upadki, a potem maszerujemy dalej. Ot, życie...

      Usuń
  2. Dobrze , że jest pomocna dłoń. Oczywiście, podczas robienia zdjęć nie ucierpiały żadne zwierzęta . :)

    OdpowiedzUsuń