nawet na torturach nikt z nas tego
nie wydobędzie. Żeby zacząć zeznawać, trzeba wiedzieć cokolwiek, a my nie
wiemy. I już.
Oczywiście nie cała trasa jest
spowita mgłą tajemnicy. Ale przynajmniej połowa.
Na początku nic na to nie
wskazywało. Wyruszyliśmy z Kucębowa Dolnego na zachód, dotarliśmy do
„Piekielnego szlaku”, który pokrywa się z żółtym, ale teraz lepiej więcej
szlaków narobić, zawsze ktoś się skusi. Jeden pójdzie żółtym, drugi piekielnym
i każdy zadowolony.
kamienny krzyż z 1813 roku w pobliżu wsi Luta
Oba szlaki (czytaj - jedna solidna droga) doprowadziły do wsi Krasna, po czym piekielny delikatnie się zdematerializował, a żółty zbladł. W dodatku grupę opuścił kolega Ed, który zapragnął spotkania oko w oko z rzeką Krasną. Kiedy do niego dzwoniłam później, nie wiedział, gdzie dokładnie się znajduje, ale randka z rzeką chyba się udała, bo na końcowym przystanku zameldował się w umorusanych spodniach i z aparatem pełnym zdjęć. Podobno nieźle się nagimnastykował pokonując przeszkody terenowe na lewym brzegu rzeki.
kamienny krzyż z 1813 roku w pobliżu wsi Luta
Oba szlaki (czytaj - jedna solidna droga) doprowadziły do wsi Krasna, po czym piekielny delikatnie się zdematerializował, a żółty zbladł. W dodatku grupę opuścił kolega Ed, który zapragnął spotkania oko w oko z rzeką Krasną. Kiedy do niego dzwoniłam później, nie wiedział, gdzie dokładnie się znajduje, ale randka z rzeką chyba się udała, bo na końcowym przystanku zameldował się w umorusanych spodniach i z aparatem pełnym zdjęć. Podobno nieźle się nagimnastykował pokonując przeszkody terenowe na lewym brzegu rzeki.
widoki z lewego brzegu Krasnej
świeży "zgryz"
tu zaszła zmiana w ulubionym miejscu Edka, czyli zdjęcie odcinka Krasnej pokazywanego dwa tygodnie temu (tu link)
Pozostała część grupy radośnie pomaszerowała szlakiem żółtym równolegle do Krasnej. Pięknie było! Sucho, słonecznie, ciepło. Ze dwa razy opuściliśmy szlak, żeby zajrzeć nad rzekę. Nawet niebrzydko ona się prezentuje, ale uparcie dążyliśmy dalej.
świeży "zgryz"
tu zaszła zmiana w ulubionym miejscu Edka, czyli zdjęcie odcinka Krasnej pokazywanego dwa tygodnie temu (tu link)
Pozostała część grupy radośnie pomaszerowała szlakiem żółtym równolegle do Krasnej. Pięknie było! Sucho, słonecznie, ciepło. Ze dwa razy opuściliśmy szlak, żeby zajrzeć nad rzekę. Nawet niebrzydko ona się prezentuje, ale uparcie dążyliśmy dalej.
Aż tu nagle szlak nas opuścił. Jakoś nikt się tym nie przejął, bo na horyzoncie majaczyła asfaltowa szosa, no to się poszło w jej stronę. Niestety, nie był to ten asfalt, na którym nam zależało – do Błotnicy, a inny – do Duraczowa. Wyjęliśmy wiec wreszcie kompasy i zaczęliśmy iść jak „prawdziwi turyści” – według mapy i kompasu. A czym się to kończy w moim wykonaniu? Znalezieniem fajnej drogi na skróty przez las do Błotnicy! Te fajne drogi mają to do siebie, że lubią się nagle skończyć i rozgałęzić na kilka innych, nieobecnych na mapie. Ta też nas tak wystawiła, a w dodatku zafundowała fragment lasu ogrodzony płotem.
Ale potem pojawiła się
jeszcze fajniejsza droga – no cud, miód
(bita droga w środku lasu). O, to już był materiał do rozwinięcia sporej
dyskusji z udziałem mapy, kompasu, rąk, spoglądania na słońce, ale bez
przekleństw (kultura, proszę państwa, u nas na pierwszym miejscu). W efekcie
powierzyliśmy mapę i nasz los w ręce Andrzeja, który jako jedyny miał PLAN i
postanowił doprowadzić nas do czerwonego szlaku. Poszliśmy za nim. Kierował się
na północ i północny wschód – tyle wiem. Zdezorientowane stadko podążało za nim
i prawie wpadło w szpony hazardu, bo już się szykowały zakłady, gdzie
dojdziemy. Panie, zwłaszcza ja, planowały późny powrót do domu, zachwycały się
naprawdę ładnym lasem i nawet nie próbowały zgadywać, gdzie jesteśmy. Janek
twierdził, że zgodnie z obietnicą zawartą w zapowiedzi trasy, punktualnie o 12
55 będziemy na przystanku w Stąporkowie. I jak myślicie? Byliśmy?
gdzieś w środku lasu
Byliśmy!! Jak to Andrzej osiągnął,
to tylko on jeden wie. Trochę mu zapewne pomógł szlak konny, który napotkaliśmy
i nim poszliśmy w końcowym odcinku leśnej eskapady. A późniejszy marsz przez
Stąporków w tempie olimpijskim – niezapomniany. Mam tylko nadzieję, że nie
zniechęci on nikogo do dalszej aktywności turystycznej.
Statystykę mamy taką trochę umowną –
na podstawie obliczeń z mapy i czasu przejścia wnioskuję, że przeszliśmy i
przebiegli około 22 kilometrów.
zdjęcia - Edek i ja
zdjęcia - Edek i ja
Od czasu do czasu mam takie myśli aby brać ze sobą farbę pod ciśnieniem i zostawiać znaki w trudnych i charakterystycznych dla trasy miejscach... oczywiście jakiś nasz znak - ku przyszłości.
OdpowiedzUsuńFoty rzeki super, w Lutej pewnie jeszcze nic nowego.
Do Lutej nie zaglądaliśmy - mamy teraz nową trasę w pobliżu. Jest sucha i mało asfaltu.
UsuńCo do znaku, to pamiętam, jak Ed kiedyś rozsypał confetti dla oznaczenia drogi do cisa, a ja zapamiętywałam charakterystyczny pieniek na jakiejś trasie. Wszystko psu na budę. Potrzebny jest GPS.
Piękne zdjęcia . I trafiłaś na tak wspaniałego grzyba .Świetne zdjęcie.
OdpowiedzUsuńA już miało nie być grzybów, ale temu nie umiałam się oprzeć.
Usuń