czwartek, 16 kwietnia 2015

Nasze miejsce na Ziemi

Przed laty odwiedzaliśmy to miejsce często i chętnie. Wsiadło się w pociąg – i już. Dojazd bez problemu, potem marsz wśród pól. A dziś… szkoda gadać, nie byliśmy tam już trzy lata i tylko dzięki informacji na blogu Michała „dorwaliśmy” transport, żeby wreszcie tam pojechać.
Gdzie? W okolice Kałkowa. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku trójka przyjaciół – Walek, Edek i Ania – lubiła wędrować po tamtych okolicach. Mieliśmy swoje ulubione ścieżki, mostek śniadaniowy, rozległe widoki. Ale ciągle nad naszymi wędrówkami wisiało pewne fatum – byliśmy świadomi, że niedługo stracimy te miejsca, bo zostaną zalane przez wodę zbiornika Wióry. Może ta świadomość przemijania powodowała, że tak tu lubiliśmy bywać. 

Ta droga wiosną 1994 prowadziła w pola - teraz prosto do zalewu.

ta sama okolica teraz

mostek na Świślinie - rok 1993 (tu jadaliśmy śniadania)

ten sam mostek do rozbiórki tuż przed powstaniem zalewu 

Nastał nowy wiek i długo zapowiadana budowa ruszyła. Serdecznie, jak to my, zaczęliśmy obserwować powstawanie zapory, nawet się cieszyliśmy, że przybywa wody. Niestety, nasze ścieżki i ulubione miejsca znikały i w końcu znikły bezpowrotnie.


 prace przy budowie zapory - rok 2002

stopniowe znikanie wsi - lato 2003

łąki zalewane wodą

 i wreszcie jest - nowa zapora ok. roku 2004 lub 2005

a to zapora obecnie

Gdzieś tam, pod wodą były nasze ścieżki. 

Ale jedno miejsce nam zostało – to najbardziej ulubione, ba, ośmielę się zaryzykować twierdzenie – kochane. Na mapach nie ma ono swojej oficjalnej nazwy. A każdy z naszej trójki nadał mu własną i nie uznaje innej.
Według Edwarda to Wąwóz Jagody. Nasza koleżanka Jagoda pewnego upalnego letniego dnia przyczyniła się do odkrycia tego miejsca, bo jej narzekania na nadmiar słońca zmusiły Edwarda do szukania drogi przez las i w efekcie znalezienia uroczego cienistego wąwozu, który wtedy wydał nam się bajkowo piękny.
Walerian używa nazwy Wąwóz Sweterkowy, a przyczyną powstania tej nazwy było miedzy innymi to zdjęcie wykonane w kwietniu 1994 roku.  

brązowy sweterek w wąwozie

A ja używam jedynie słusznej nazwy Nasz Wąwóz. I chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego.
Zobaczcie sami, jak ten Nasz Wąwóz wygląda teraz – wiosennie, cały obsypany kwitnącymi przylaszczkami, pierwiosnkami, zawilcami i śledziennicą. Można po nim wędrować i wędrować – ma liczne odnogi i zawsze obiecujemy sobie wszystkie je spenetrować. Oczywiście następnym razem.

Wchodzimy do wąwozu - jak widać jego ściany nie są bardzo strome. 

centralna część wąwozu

Stare drzewa pozostają tam, gdzie upadły.

I każdą roślinkę chciałoby się sfotografować. 

Śledziennica gęsto ściele się na ziemi.

To zdjęcie zrobiłam specjalnie na blog, żeby pokazać liście przylaszczek. Zwykle pomija się je na zdjęciach i mało kto wie, jak wyglądają. 
 
Jest jeszcze jedno miejsce przy wejściu do wąwozu, które zasługuje na pamięć. To stary kamienny krzyż, którego historia chwyta za serce. Jest on poświęcony pamięci dwóch młodych chłopców. O pierwszym tak mówi napis na podstawie krzyża: „Tu na myślistwie przez nieszczęsny i okropny przypadek wystrzału fuzyi zraniony śmiertelnie został Woyciech Fiiałkowski Osiemnastoletni młodzieniec pięknych przymiotów i nadzieje dnia 22 września 1838 roku w Sobotę Żył jeszcze godzin dwadzieścia jedynie dla przyjęcia trzech Sakramentów świętych Chrztu Pokuty i Ostatniego namaszczenia na drogę Zbawienia”. Ta piękna inskrypcja zapada w serce i nie potrafię nic w niej zmienić, nawet pisownię zostawiłam oryginalną. Przypuszczam, że rodzice młodzieńca na miejscu tragicznego wypadku ufundowali krzyż, który miał zostać doczesnym śladem życia ich syna. 

nasze pierwsze spotkanie z krzyżem w lesie - rok 2002

 stary krzyż latem roku 2008

i teraz (ktoś zadbał o odnowienie napisów)

Ale to nie koniec tragicznej historii tego miejsca, które widocznie było ulubionym miejscem spacerów mieszkańców okolicznych wsi. I oto osoba o inicjałach A.K.K. dodaje po latach taki oto napis na jednej ze stron postumentu „Tu chodziliśmy z Wiesiem na spacery zm. 20.X.1977 lat 19 I zgasło słońce Kiedy było południe”.
I jak tu przejść obojętnie koło takiego miejsca w środku lasu? A na drogę zabieramy ze sobą myśl „Tutay Człowieku dumny Upokorz się Uwielbiay Twego Stwórcę Poznay nicość Twoią bo jesteś niczem”.
Gdyby ktoś chciał odwiedzić te miejsca, podpowiem – szukajcie, a znajdziecie. Nasza grupka przed laty zawarła niepisaną umowę, że nie będziemy nikomu podawać opisu drogi. 

wyjście z wąwozu

 i już pola za nim
 
Ale, gdybyście się jednak tam znaleźli, nie śmiećcie, nie palcie ognisk i traktujcie to miejsce z szacunkiem należnym Przyrodzie. Niech zostanie możliwie najdłużej niezmienione.

PS - wyjście z wąwozu to nie koniec wycieczki. Ciąg dalszy opiszę niebawem.

Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Magiczne miejsca i niezbadane wąwozy. Dzięki za przypomnienie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze mieć coś swojego, nawet, jeśli nie ma na to urzędowego potwierdzenia.

      Usuń
  2. Bolesne wpisy,znam równie bolesne choćby z Pasma Brzanki.
    A miejsce piękne. Faktycznie wąwozy mają magiczną moc, zwłaszcza te suche bez płynącego pod nogami strumienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to tak się w życiu plecie - nie zawsze jest wesoło. Ale i to, co boli, może być piękne.

      Usuń