Przed laty
odwiedzaliśmy to miejsce często i chętnie. Wsiadło się w pociąg – i już. Dojazd
bez problemu, potem marsz wśród pól. A dziś… szkoda gadać, nie byliśmy tam już
trzy lata i tylko dzięki informacji na blogu Michała „dorwaliśmy” transport,
żeby wreszcie tam pojechać.
Gdzie? W okolice
Kałkowa. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku trójka przyjaciół – Walek,
Edek i Ania – lubiła wędrować po tamtych okolicach. Mieliśmy swoje ulubione
ścieżki, mostek śniadaniowy, rozległe widoki. Ale ciągle nad naszymi wędrówkami
wisiało pewne fatum – byliśmy świadomi, że niedługo stracimy te miejsca, bo
zostaną zalane przez wodę zbiornika Wióry. Może ta świadomość przemijania
powodowała, że tak tu lubiliśmy bywać.
Ta droga wiosną 1994 prowadziła w pola - teraz prosto do zalewu.
Nastał nowy wiek i
długo zapowiadana budowa ruszyła. Serdecznie, jak to my, zaczęliśmy obserwować
powstawanie zapory, nawet się cieszyliśmy, że przybywa wody. Niestety, nasze
ścieżki i ulubione miejsca znikały i w końcu znikły bezpowrotnie.
prace przy budowie zapory - rok 2002
stopniowe znikanie wsi - lato 2003
łąki zalewane wodą
i wreszcie jest - nowa zapora ok. roku 2004 lub 2005
Ale jedno miejsce nam
zostało – to najbardziej ulubione, ba, ośmielę się zaryzykować twierdzenie –
kochane. Na mapach nie ma ono swojej oficjalnej nazwy. A każdy z naszej trójki
nadał mu własną i nie uznaje innej.
Według Edwarda to
Wąwóz Jagody. Nasza koleżanka Jagoda pewnego upalnego letniego dnia przyczyniła
się do odkrycia tego miejsca, bo jej narzekania na nadmiar słońca zmusiły
Edwarda do szukania drogi przez las i w efekcie znalezienia uroczego cienistego
wąwozu, który wtedy wydał nam się bajkowo piękny.
Walerian używa nazwy
Wąwóz Sweterkowy, a przyczyną powstania tej nazwy było miedzy innymi to zdjęcie
wykonane w kwietniu 1994 roku.
brązowy sweterek w wąwozie
A ja używam jedynie
słusznej nazwy Nasz Wąwóz. I chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego.
Zobaczcie sami, jak
ten Nasz Wąwóz wygląda teraz – wiosennie, cały obsypany kwitnącymi przylaszczkami,
pierwiosnkami, zawilcami i śledziennicą. Można po nim wędrować i wędrować – ma
liczne odnogi i zawsze obiecujemy sobie wszystkie je spenetrować. Oczywiście
następnym razem.
centralna część wąwozu
Śledziennica gęsto ściele się na ziemi.
To zdjęcie zrobiłam specjalnie na blog, żeby pokazać liście przylaszczek. Zwykle pomija się je na zdjęciach i mało kto wie, jak wyglądają.
To zdjęcie zrobiłam specjalnie na blog, żeby pokazać liście przylaszczek. Zwykle pomija się je na zdjęciach i mało kto wie, jak wyglądają.
Jest jeszcze jedno
miejsce przy wejściu do wąwozu, które zasługuje na pamięć. To
stary kamienny krzyż, którego historia chwyta za serce. Jest on poświęcony
pamięci dwóch młodych chłopców. O pierwszym tak mówi napis na podstawie krzyża:
„Tu na myślistwie przez nieszczęsny i
okropny przypadek wystrzału fuzyi zraniony śmiertelnie został Woyciech
Fiiałkowski Osiemnastoletni młodzieniec pięknych przymiotów i nadzieje dnia 22
września 1838 roku w Sobotę Żył jeszcze godzin dwadzieścia jedynie dla
przyjęcia trzech Sakramentów świętych Chrztu Pokuty i Ostatniego namaszczenia
na drogę Zbawienia”. Ta piękna inskrypcja zapada w serce i nie potrafię nic
w niej zmienić, nawet pisownię zostawiłam oryginalną. Przypuszczam, że rodzice młodzieńca na miejscu tragicznego wypadku ufundowali krzyż, który miał zostać doczesnym śladem życia ich syna.
stary krzyż latem roku 2008
i teraz (ktoś zadbał o odnowienie napisów)
Ale to nie koniec
tragicznej historii tego miejsca, które widocznie było ulubionym miejscem
spacerów mieszkańców okolicznych wsi. I oto osoba o inicjałach A.K.K. dodaje po
latach taki oto napis na jednej ze stron postumentu „Tu chodziliśmy z Wiesiem na spacery zm. 20.X.1977 lat 19 I zgasło
słońce Kiedy było południe”.
I jak tu przejść
obojętnie koło takiego miejsca w środku lasu? A na drogę zabieramy ze sobą myśl
„Tutay Człowieku dumny Upokorz się
Uwielbiay Twego Stwórcę Poznay nicość Twoią bo jesteś niczem”.
Gdyby ktoś chciał
odwiedzić te miejsca, podpowiem – szukajcie, a znajdziecie. Nasza grupka przed laty zawarła niepisaną umowę, że nie będziemy nikomu podawać opisu drogi.
wyjście z wąwozu
i już pola za nim
wyjście z wąwozu
i już pola za nim
Ale, gdybyście się jednak tam znaleźli, nie śmiećcie, nie palcie ognisk i traktujcie to miejsce z szacunkiem
należnym Przyrodzie. Niech zostanie możliwie najdłużej niezmienione.
PS - wyjście z wąwozu to nie koniec wycieczki. Ciąg dalszy opiszę niebawem.
Zdjęcia
– Edek i ja
Magiczne miejsca i niezbadane wąwozy. Dzięki za przypomnienie. :)
OdpowiedzUsuńDobrze mieć coś swojego, nawet, jeśli nie ma na to urzędowego potwierdzenia.
UsuńBolesne wpisy,znam równie bolesne choćby z Pasma Brzanki.
OdpowiedzUsuńA miejsce piękne. Faktycznie wąwozy mają magiczną moc, zwłaszcza te suche bez płynącego pod nogami strumienia.
Bo to tak się w życiu plecie - nie zawsze jest wesoło. Ale i to, co boli, może być piękne.
Usuń