Kiedy wycieczka jest
atrakcyjna? Dla niektórych turystów wycieczka jest atrakcyjna, gdy jest. Niektórzy mają większe wymagania.
Dziś zaprezentuję wam
wycieczkę atrakcyjną do ostatniego tchu uczestników. Są tacy, co potrafią
zapewnić grupie ten poziom atrakcji. Nie wierzycie? Przeczytajcie.
Spokojnym krokiem
wyszliśmy z leśnego wąwozu, głodni trochę byliśmy, ale kierownictwo miało głód
atrakcji, więc nasze nieśmiałe popiskiwania w sprawie wyżerki zostały
zignorowane. Polecielim szukać kamieniołomu w Dołach Opacich. Najpierw
zaszliśmy go od góry – przez krzaki prezentował się raczej skromnie. Ale nie
odpuściliśmy – znalazło się ścieżkę w dół, potem porządną drogę i most, no i
kamieniołom objawił się w całej okazałości! Rozległa polana i fantastyczne
ściany dolomitów dewońskich. Jakie to ładne – te dolomity. Ułożyły się ukośnie,
tworzą skośne schodki, płaszczyzny, zazębiają się i rozpływają jakby.
Kamieniołom nieczynny od roku 1984, ale „Niemcy to tu rwali kamień w wojnę!”,
jak nam opowiedział jeden z mieszkańców wsi.
widok ze skarpy kamieniołomu w Dołach Opacich
ja w kamieniołomie
ukośne ułożenie warstw skalnych
Ten sam sympatyczny
mężczyzna dorzucił garść ciekawostek o pobliskim młynie wybudowanym w roku 1922
i okazałym domu młynarza. Podobno pięknie tu niegdyś było, ale młynarza
„zabiło” w latach siedemdziesiątych, a miejscowe "pijactwo" zdemolowało młyn.
Szkoda naprawdę, bo żal patrzeć, jak bezmyślnie niszczy się cudzy dorobek.
ruiny młyna w Dołach Opacich
urządzenia młyńskie abstrakcyjnie zawieszone w powietrzu
prawdopodobnie dom młynarza (opowieści ludowe dobra rzecz, ale nie mamy potwierdzenia w dokumentach)
Z Dołów Opacich
pomaszerowaliśmy do Witulina. Tu nie da się nie zauważyć zmian – wiele budynków
popada w ruinę, niektóre odbudowano, ale raczej Gombrowiczowie nie byliby
zadowoleni ze stanu majątku.
Witulin - to chyba były domy robotników
budynki fabryczne
My zaś gonieni żądzą
przygód wspinamy się na wyżyny naszych
możliwości alpinistycznych (szczęśliwi, jeszcze nie wiemy, co nas niedługo
czeka) i eksplorujemy wychodnię skał. Przeżyliśmy wspinaczkę i w nagrodę
wreszcie możemy coś zjeść. Ale miejsce pikniku nad kanałem przy fabryce nie
wydaje mi się szczytem marzeń.
wychodnia skalna w Witulinie
ta sama wychodnia w całej okazałości
Kierownictwo wyciąga
jeszcze jednego asa z rękawa – ruszamy na poszukiwania nieczynnego kamieniołomu
w Dołach Biskupich! Proste się to wydaje – ot, kamieniołom niedaleko szosy. Nic
bardziej mylnego – niedaleko szosy to nawet prawda, ale kamieniołomu jakby brak.
Jest za to pokaźnej wysokości dosyć stroma ściana, na którą się wspinamy w nadziei
znalezienia kamieniołomu. Zwieńczeniem wspinaczki jest osiągniecie dosyć
długiego wąskiego grzbietu z widokiem na jeszcze bardziej stromą ścianę i dolinę
z niewielką rzeczką. Szef schodzi na dół, a potem wspina się z trudem, łapiąc
się za trawki. Przechodzimy grzbietem, a potem wracamy, u podnóża skarpy można
wypatrzyć wychodnie skalne – może więc to jednak pozostałość kamieniołomu?
Stach jako pierwszy bada teren przypuszczalnego kamieniołomu
wychodnia skalna
Próbujemy wrócić do
szosy inną drogą – jest stromo, bardzo stromo. Ześlizgujemy się na podejściu,
ja, zamiast trawek, chwytam pokrzywy. Powiem wam – mocne wrażenie! W nagrodę
jedna łąka i już szosa.
dziwna ceglasta barwa pni w tej okolicy
Teraz szef obiecuje, że
już niedaleko, tylko znajdziemy ścieżkę w kierunku lasu. Znaleźliśmy, ale się
szybko skończyła. Więc znów atrakcyjne poszukiwanie drogi. I zmęczeni,
skołowani od atrakcji wychodzimy na kolejny asfalt. A tu kierownictwo nas
informuje, że możemy sobie odpocząć, bo już zostało niewiele kilometrów i
będziemy szli spacerkiem.
pola w okolicy Dołów Biskupich
Tak tylko z głupia
frant zapytaliśmy, ile to tych kilometrów zostało? Sześć – a do odjazdu pociągu
godzina i sześć minut! W pierwszym odruchu miałam ochotę udusić szefa, ale nie
czas na czułości, trzeba było maszerować.
Piękny spacer nam się zaraz zaczął! Droga początkowo sucha zamieniła się w rozjeżdżoną błotnistą. Nikt się tym nie przejął, bo szybkie przemieszczanie się nie sprzyja myśleniu o drobiazgach. Za kilka minut lub kilometrów błoto wyschło, droga piaszczysta, ze śladami kół. Nawet przyjemnie się tam szło. Wóz konny przed nami poruszał się z taką samą prędkością, jak my. Nie udało się nam go wyprzedzić, co i mnie i woźnicę nieco zdziwiło. Kiedy skręcił w prawo, obdarzył nas na drogę długim, pełnym zdumienia spojrzeniem.
Piękny spacer nam się zaraz zaczął! Droga początkowo sucha zamieniła się w rozjeżdżoną błotnistą. Nikt się tym nie przejął, bo szybkie przemieszczanie się nie sprzyja myśleniu o drobiazgach. Za kilka minut lub kilometrów błoto wyschło, droga piaszczysta, ze śladami kół. Nawet przyjemnie się tam szło. Wóz konny przed nami poruszał się z taką samą prędkością, jak my. Nie udało się nam go wyprzedzić, co i mnie i woźnicę nieco zdziwiło. Kiedy skręcił w prawo, obdarzył nas na drogę długim, pełnym zdumienia spojrzeniem.
Ale to nie koniec
atrakcji. Musieliśmy jeszcze przemaszerować mięciutką piaszczystą plażę – taki
nam się trafił teren w okolicy kopalni piasku. Nogi się człowiekowi zapadają,
ale z prędkością 6 km/h wyciąga je z tego piachu i pruje dalej.
przynajmniej raz droga bez błota
A dalej – skraj lasu,
szosa i informacja, że zostało tak około kilometra do stacji w Stawie
Kunowskim, a my mamy prawie pół godziny, to może byśmy zwolnili, bo
zmarzniemy na peronie. Lubię taką troskę i z pewnym opóźnieniem (nie jest łatwo
tak nagle wyhamować) zwolniłam tempo, a potem nawet się zatrzymaliśmy, żeby z mostu zrobić
zdjęcie Kamiennej.
zakole Kamiennej w pobliżu Stawu Kunowskiego
Na stacji czekaliśmy
10 minut na pociąg, odczyt licznika wskazał pokonanie trasy 19,1 kilometra (od Kałkowa, gdzie wystartowaliśmy).
Ból nóg ustąpił po obiedzie.
Ból nóg ustąpił po obiedzie.
Zdjęcia
– Edek i ja
A co było na obiad ? - może bym też zastosował... :)
OdpowiedzUsuńPolędwica w sosie miodowo-musztardowym i ryż. Sił mi zabrakło na robienie surówki, czyli warzywa są przereklamowane w zdrowej diecie.
UsuńKamieniołomy mają w sobie COŚ
UsuńZastanawiam się, czy może nasz blog powinien mieć podtytuł "Blog miłośników kamieniołomów" ;)
UsuńBardzo wyszukana ta potrawa... ale w końcu,kto bogatemu zabroni. :)
OdpowiedzUsuńMyślę,że COŚ mają w sobie uczestnicy wędrówek... z wrażliwością podziwu dla świata.
To była ulubiona potrawa moje mamy.
UsuńA uczestnicy wędrówek po prostu lubią się relaksować w pięknych okolicznościach przyrody.
Ciekawa wycieczka :)
OdpowiedzUsuńA ten młyn to coś dla Ciebie. Zaraz nam ta myśl w głowie postała, jak go tylko zobaczyliśmy. Że nie wspomnę o zabudowaniach w Witulinie. Z tym, że wszystkie z zakazem wstępu - stan fatalny, w każdej chwili może się zawalić. Więc nie polecam.
UsuńBrakuje mi tych wycieczek, zwlaszcza gdy czytam Twoje relacje, Aniu. Masz talent.:-)
OdpowiedzUsuńStaram się, jak mogę. Ale już nie jest łatwo o wyszukanie unikalnych miejsc. Zresztą, mogą się powtarzać, bo się przecież z czasem zmieniają - niby to samo, a inaczej wygląda.
UsuńJeśli Ci czas i kolano pozwolą, zabieraj się z nami. Lubimy miłe towarzystwo.
O nie. Napisalam dlugasna odpowiedz. Nie bylam zalogowana i wszystko przepadlo. Ech...
UsuńZdarza się.
Usuń