Dosyć często
maszerujemy z Bodzentyna przez Górę Miejską, a potem robimy zgrabny odwrót i
lądujemy gdzieś przy szosie bodzentyńskiej. Kierowca busa to już nasz dobry
znajomy – pogada, wie, gdzie wysiadamy, zniżki nie daje, ale nie
można za wiele wymagać.
Tym razem znów
wysadził nas na przystanku w Bodzentynie w pobliżu Miejskiej Góry, a potem zabrał z przystanku we Wzdole.
Niestety, nie przeszedł z nami całej trasy – niech żałuje.
widok na Bodzentyn od południa
a kiedyś tu była zwykła polna droga ...
Nasza piątka
podpuszczona przez kolegę Edwarda znów szukała czegoś nowego na starych
szlakach. I jeśli myślicie, że nam się to udało, to macie rację.
widok na Bodzentyn z "nowej" drogi
przystojniak na śniadaniu
Wystarczyło tylko
sprawdzić, dokąd prowadzi asfaltowa droga, z której zwykle wchodziliśmy do
lasu. Daleko może ona nie idzie, ale doprowadza do przyjemnej ścieżki brzegiem
lasu i dalej do niewielkiego osiedla w lesie w okolicy gajówki Rachtanka. Jest
tam nawet mały staw, podobno niebrzydki, ale kolega Ed nie zaprosił nikogo na
podziwianie – sam polazł szukać, znalazł i pokazał na zdjęciu.
Prawda, że pięknie prowadzę?
kapliczka z Chrystusem Frasobliwym przy jednym z domów
staw, którego nie ma na mapie, ale w terenie jest
Od osiedla nietrudno
dotrzeć do szlaku, wiec dalszy fragment trasy znany, ale przyjemny. Zwłaszcza, że
prowadzi z górki. Las jeszcze mało wiosenny, a w pewnym momencie zrobił się
nieprzyjemnie kapryśny – nie dość, że pod nogami mokro, to jeszcze deszczyk
siąpi. Cóż było robić – się poszło dalej, niestety, najfajniejszych widoczków
typu mokradełko, rozlewiska, ślady kopytek zwierzyny wszelakiej nie
sfotografowaliśmy. Może innym razem …
powalony dąb przy szlaku
grupowy zachwyt nad innym dębem
potoczek na szlaku
z sympatią na pomostach na Łąkach Miłości
przeciwdeszczowy niezbędnik turysty
Dopiero koło południa
deszcz odpuścił i można było podsuszyć parasolkę. W tym właśnie czasie dotarliśmy
na skraj lasu w pobliżu Psar. Z wycieczki PTTK przed kilku laty pamiętałam opowieść
o znajdującym się tu jakoby dziewiętnastowiecznym cmentarzu ofiar epidemii cholery
z okolic Psar. Oczywiście śladów samego cmentarza trudno się doszukać, samo
miejsce zostało upamiętnione we wrześniu 2014 roku poprzez ustawienie krzyża ze
stosowną plakietką. Nie jest łatwo ten krzyż wypatrzyć z drogi, ale warto
pamiętać, że jest i jakie tragiczne wydarzenia z przeszłości okolicy
przypomina.
krzyż upamiętniający ofiary epidemii cholery, która dziesiątkowała mieszkańców
Znajduje się ono na
terenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego w pobliżu bardzo ładnej drogi.
Nazywana ona była tradycyjnie Drogą Modrzewiową, a jej oficjalna nazwa na mapie
to Droga Babosa. I nie ma to nic wspólnego z bosymi babami, jak
przypuszczaliśmy, a została nazwana na część węgierskiego leśnika Babosa lub
Bobosa.
Droga Babosa
Dalej pomaszerowaliśmy
w stronę Psar i wdrapaliśmy się na nasz ulubiony Lisi Ogon. Deszcz niby ustał,
ale widoki na pola niespecjalnie porywające – lekko zamglone.
pola Psar
podejście do Psar Podlesia z widokiem na Górę Psarską i Miejską
Najgorszy fragment
trasy czekał nas jak zwykle na końcu wędrówki, kiedy maszerowaliśmy wśród pól w
stronę Wzdołu – wiało tam okropnie! Szybkie tempo samo się narzucało, a
największą naszą radością było to, że wiało nam nie w pysk, a z boku. Mała
rzecz, a cieszy.
mosteczek nad Psarką koło Huciska
I tak w nie
najlepszych warunkach pogodowych pokonaliśmy 18 kilometrów i szczęśliwie
dotarli do przystanku na kilka minut przed odjazdem busa.
Zdjęcia
– Edek, Janek i ja
I mały wiosenny prezencik
od Janka – magnolie ze Skarżyska.
Fajne nowe miejsca... za mostkiem to już rzut beretem do BUSa. :)
OdpowiedzUsuńU nas magnolie jeszcze śpią twardo...
UsuńMagnolie się jeszcze obudzą. Ta jest wystawiona na południe, to ma łatwiej na starcie.
Usuń