Nikt nam
tego nie obiecywał, ale plany się zrobiło i gdzieś tam w kąciku tliła się nadzieja,
że będzie ładnie.
I
rzeczywiście – okolica naprawdę ładna nam się po drodze napatoczyła. Cóż, kiedy
słabo ją było widać.
Jeszcze,
kiedy startowaliśmy w Białogonie, towarzyszyła nam jedynie mgła.
mgła nad Silnicą w Białogonie
Podejście
na Brusznię było przyjemne, choć zdawało się, że ta mgła mocno wilgotna się
zrobiła. Mimo trudności z widzeniem dotarliśmy nawet do znanego wszystkim
świętokrzyskim turystom krzyża na szczycie. Upamiętnia on spotkanie powstańców
styczniowych planujących atak na miasto. Może wtedy z Bruszni widać było
Kielce. Dziś już nie. Raz, że mgła, a dwa – góra cała porośnięta drzewami.
stuletni krzyż przy podejściu na Brusznię - podobno jest z nim związana jakaś ciekawa historia, ale nie możemy sobie jej nijak przypomnieć (kolega Ed znalazł na zaprzyjaźnionym blogu ponurą historię tego krzyża, zachęcam do zajrzenia - tu link)
krzyż na szczycie Bruszni (lato 2009)
korona cierniowa u jego podstawy
jedna z tablic pamiątkowych
U podnóża
góry okazało się, że to jednak nie mgła taka mokra, a raczej deszczyk słaby
siąpi. Nie zniechęcił nas do dalszej wędrówki, się założyło ochraniacze na
plecaki, kurtki nieprzemakalne i z parasolką w ręku ruszyliśmy w kierunku dwóch
najbliższych szczytów – Grabiny i Dalni.
nieczynny kamieniołom u podnóża Grabiny
Bardzo
teraz ładnie jest na ich zboczach – drzewa się złocą i brązowieją. Tylko,
kurczę, nie bardzo to widać, bo deszcz coraz mocniej dokucza.
gdzieś w okolicy Grabiny lub Dalni (zdjęcia z cyklu "co by było widać, gdyby było coś widać")
W oddali
nie widać Karczówki. Na szczęście ścieżki są widoczne. Jedna z nich prowadzi w
kierunku rezerwatu Ślichowice.
a tu jeszcze bardziej nie widać, że cel wędrówki przed nami
Ale przed
rezerwatem jest porządna ulica z przystankiem autobusowym i nic już nie jest w
stanie nas zmusić do kontynuowania tak ładnej trasy. Rezerwat i inne
zaplanowane miejsca odkładamy na inny dzień i odjeżdżamy w kierunku centrum. A
tam już nie pada. Z tym, że to nas już nie interesuje. Wracamy do domu.
A
długość trasy? Aż wstyd się przyznać –
5,7 kilometra.
Zdjęcia – Edek i ja
Mgła dodaje uroku... podziwiam entuzjazm.
OdpowiedzUsuńA ja to się trochę dziwię: tacy starzy, a tacy naiwni. Jedno jest pewne - byle deszcz nas nie złamie. :)
Usuńbrawa dla ludzi nie z cukru ;)
OdpowiedzUsuńNie rozpieszcza nas ta jesień, ale tereny wędrówkowe i tak macie piękne i ciekawe.
Krzyż powstańców bardzo ciekawy!,
Ten krzyż jest już którymś z kolei, bo poprzednie naruszył ząb czasu. Ale jako taki dzielnie się trzyma w coraz nowych wersjach.
UsuńJest widoczny z daleka. Oczywiście przy lepszej pogodzie. ;)
Mgła tworzy ciekawe tło dla niektórych scenerii, np. krzyży, a to pierwsze zdjęcie też bardzo klimatycznie wyszło. Ale jak na pieszą wędrówkę w deszczu to się nie dziwię, że jednak skróciliście sobie trasę, choć zapowiada się atrakcyjnie. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńMy bierzemy taką pogodę, jaka jest. Czasem tylko się poddajemy. Może w następną niedzielę nie będzie aż tak mokro. :)