poniedziałek, 7 listopada 2016

A miało być tak ładnie


Nikt nam tego nie obiecywał, ale plany się zrobiło i gdzieś tam w kąciku tliła się nadzieja, że będzie ładnie.
I rzeczywiście – okolica naprawdę ładna nam się po drodze napatoczyła. Cóż, kiedy słabo ją było widać.
Jeszcze, kiedy startowaliśmy w Białogonie, towarzyszyła nam jedynie mgła.

mgła nad Silnicą w Białogonie

Podejście na Brusznię było przyjemne, choć zdawało się, że ta mgła mocno wilgotna się zrobiła. Mimo trudności z widzeniem dotarliśmy nawet do znanego wszystkim świętokrzyskim turystom krzyża na szczycie. Upamiętnia on spotkanie powstańców styczniowych planujących atak na miasto. Może wtedy z Bruszni widać było Kielce. Dziś już nie. Raz, że mgła, a dwa – góra cała porośnięta drzewami. 

stuletni krzyż przy podejściu na Brusznię - podobno jest z nim związana jakaś ciekawa historia, ale nie możemy sobie jej nijak przypomnieć (kolega Ed znalazł na zaprzyjaźnionym blogu ponurą historię tego krzyża, zachęcam do zajrzenia - tu link)

krzyż na szczycie Bruszni (lato 2009) 

korona cierniowa u jego podstawy

jedna z tablic pamiątkowych
 
U podnóża góry okazało się, że to jednak nie mgła taka mokra, a raczej deszczyk słaby siąpi. Nie zniechęcił nas do dalszej wędrówki, się założyło ochraniacze na plecaki, kurtki nieprzemakalne i z parasolką w ręku ruszyliśmy w kierunku dwóch najbliższych szczytów – Grabiny i Dalni.


nieczynny kamieniołom u podnóża Grabiny 
 
Bardzo teraz ładnie jest na ich zboczach – drzewa się złocą i brązowieją. Tylko, kurczę, nie bardzo to widać, bo deszcz coraz mocniej dokucza. 


gdzieś w okolicy Grabiny lub Dalni (zdjęcia z cyklu "co by było widać, gdyby było coś widać")
 
W oddali nie widać Karczówki. Na szczęście ścieżki są widoczne. Jedna z nich prowadzi w kierunku rezerwatu Ślichowice. 

a tu jeszcze bardziej nie widać, że cel wędrówki przed nami 

Ale przed rezerwatem jest porządna ulica z przystankiem autobusowym i nic już nie jest w stanie nas zmusić do kontynuowania tak ładnej trasy. Rezerwat i inne zaplanowane miejsca odkładamy na inny dzień i odjeżdżamy w kierunku centrum. A tam już nie pada. Z tym, że to nas już nie interesuje. Wracamy do domu. 
A długość trasy? Aż wstyd się  przyznać – 5,7 kilometra.

Zdjęcia – Edek i ja

6 komentarzy:

  1. Mgła dodaje uroku... podziwiam entuzjazm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja to się trochę dziwię: tacy starzy, a tacy naiwni. Jedno jest pewne - byle deszcz nas nie złamie. :)

      Usuń
  2. brawa dla ludzi nie z cukru ;)
    Nie rozpieszcza nas ta jesień, ale tereny wędrówkowe i tak macie piękne i ciekawe.
    Krzyż powstańców bardzo ciekawy!,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten krzyż jest już którymś z kolei, bo poprzednie naruszył ząb czasu. Ale jako taki dzielnie się trzyma w coraz nowych wersjach.
      Jest widoczny z daleka. Oczywiście przy lepszej pogodzie. ;)

      Usuń
  3. Mgła tworzy ciekawe tło dla niektórych scenerii, np. krzyży, a to pierwsze zdjęcie też bardzo klimatycznie wyszło. Ale jak na pieszą wędrówkę w deszczu to się nie dziwię, że jednak skróciliście sobie trasę, choć zapowiada się atrakcyjnie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      My bierzemy taką pogodę, jaka jest. Czasem tylko się poddajemy. Może w następną niedzielę nie będzie aż tak mokro. :)

      Usuń