Wpadłam na pomysł zrobienia miłej i niemęczącej wycieczki na mroźny dzień, czyli z dojściem do domu. Co
zaplanowałam, zrealizowałam. Ale pojawiło się trochę nieplanowanych atrakcji.
las na trasie
Ruszamy
za miastem – droga prosta, pokryta śniegiem. Uwaga! Pod śniegiem czasem widać
lśniącą warstwę lodu. Na drzewach śniegu mało, ale i tak czuć zimę. Nic
dziwnego – przy takim mrozie!
tempo marszu umiarkowane
trochę śniegu na jodełkach
Jest
i nasze ulubione miejsce – tu mężnie trwa pozostałość po starym pniu.
Próchnieje, ale się trzyma.
ten pniak już wielokrotnie był pokazywany na blogu
Przy
drodze jest też kilka przyjemnych dębów. No i przy jednym się nie wyrobiłam –
po zrobieniu zdjęcia wylądowałam na zmarzniętym podłożu. A takie mam dobre,
nieśliskie buty! Cóż, trochę się potłukłam.
dąb z kapliczkami
ten już chyba długo nie postoi
Koledzy
pomogli mi nieść plecak i jakoś dotrwałam do końca skróconej trasy (11,3 km).
przygotowania do postoju (znów była szarlotka)
z tego przejścia nie korzystaliśmy
Pojawiła się na naszej trasie jeszcze przeszkoda, która wkrótce zapewne uniemożliwi powtórzenie podobnej wyprawy. Nasza dróżka przecina budowaną obecnie trasę szybkiego ruchu. Teraz jeszcze przedostaliśmy się przez plac zamarzniętej, ale czynnej budowy. Niedługo zapewne będziemy korzystać z jakiegoś eleganckiego wiaduktu.
tu prawdopodobnie powstaje droga serwisowa
Jeszcze tylko nieduży odcinek żółtego szlaku w naszym lesie. I po wycieczce.
na pierwszym planie chyba tropy sarenek
Zdjęcia – Zosia, Edek,
Janek i ja
Zosia - fajny powrót, S-7 domagamy się kładki lub tunelu...
OdpowiedzUsuńZ pierwszą częścią komentarza w pełni się zgadzam, ale na drugą nie mam sposobu. Trzeba poczekać i się zobaczy, co będzie.
UsuńNa zimowym pieszym maratonie przekonałam się do niedużych raczków na buty - pomagają utrzymać się na powierzchni i są łatwe w zakładaniu. W przeciwnym razie też leżałabym wiele razy.
OdpowiedzUsuńMiałam takie w plecaku, ale na ścieżce było tak dużo świeżego śniegu, że zaraz by zapchał te raczki i na nic by się nie przydały. A tak szczerze mówiąc, przypomniałam sobie o nich dopiero po upadku. Niestety...
UsuńMoja Marzenka też zaliczyła orła, w Lanckoronie na blasze kryjacej wejscie do piwniczki. Zima bywa zdradliwa, ale mrozy fajne, zdrowe. Aż się chce chodzić.
OdpowiedzUsuńNo to nie jestem sama. Bark wraca do normy. Jak tylko dam radę utrzymać plecak, wracam na trasy.
Usuń