Nie będę owijać w
bawełnę – nie chciało mi się wymyślać trasy na niedzielną wycieczkę. W tej
sytuacji najlepsze są pewniaki – szlakiem i niezbyt daleko od domu.
Tym razem wyruszamy z
Kostomłotów, gdzie zaraz natrafiamy na ścieżkę edukacyjną prowadzącą do
rezerwatu Sufrganiec. Idziemy tą ścieżką, wdychamy leśne powietrze i tak
docieramy na polanę z miejscem do odpoczynku. Ale od czego tu odpoczywać po
piętnastu minutach wycieczki?
drzewa w rezerwacie
leśna lektura
Wracamy więc nieco
innymi ścieżkami i zapuszczamy się w las w pobliżu strumienia Sufragańczyk. Płynie
on sobie w obniżeniu terenu, wije się malowniczo między drzewami. Wody w nim
teraz niewiele, bo lato suche było. Za to sporo powalonych drzew zalega w
okolicy, czasem tworzą zapory na wodzie.
Sufragańczyk
Docieramy też do
turystycznych udogodnień, które zbudowano nad strumieniem, ale, co dziwne, nie
na znakowanej ścieżce.
pomosty nad Sufragańczykiem
I tak spacerując,
szukając grzybów i motywów do zdjęć spędziliśmy w rezerwacie prawie godzinę.
smaczny ten prawdziwek
Ruszamy dalej w kierunku Dąbrowy. Trasa ma prowadzić zgodnie ze znakowaną ścieżką, ale
kolegów kuszą inne drogi.
luksusy i przeszkody na ścieżce dydaktycznej
Pierwszą z dróżek ignoruję. Daję się jednak namówić na
wypróbowanie rewelacyjnej drogi wypatrzonej przez Andrzeja – według mapy
powinna prowadzić prosto na północ i umożliwić dotarcie do czerwonego szlaku z
pominięciem Dąbrowy.
Na początku jest
zgodnie z obietnicą mapy, ale potem las, jak to las, robi swoje. Droga nie jest
już taka prosta, pojawiają się najpierw kałuże, potem teren podmokły, w końcu
wręcz bagienny. I omijanie przeszkód terenowych znosi nas na zachód. Ale nie ma
powodów do narzekań, bo okolica przyjemna – czuję się jak w kolejnym
rezerwacie, bo natrafiamy na liczne zmurszałe pnie, powalone drzewa. Nikt się
nie nudzi.
solidna podstawa
jesień wkracza do lasu
nadgryziony pień
koźlarz czerwony
Mimo przeszkód udaje
nam się dotrzeć do planowanego szlaku. Przechodzimy nim nad drogą szybkiego
ruchu i maszerujemy dalej szeroką wygodną leśną drogą.
Idąc szosą Kielce –
Zagnańsk zauważamy plansze ze strzałkami wskazującymi trasę jakiegoś maratonu
pieszego lub rowerowego. Ale żadnych uczestników nie widać. Nie przejmujemy
się nimi zbytnio i wybieramy się na
kolejne w tym roku oglądanie kopalni Sosnowica. Tam widoki bez zmian (tak było latem).
kamieniołom Sosnowica
podłoże w kamieniołomie
Pora wejść na ostatni
leśny odcinek trasy. Planujemy krótki postój na miejscu specjalnie do tego celu
przygotowanym. Trochę ono podupadło, ale ciągle jeden stół trwa na posterunku.
W okolicy szukamy grzybów. Cóż, obfitego grzybobrania nie ma, ale znów parę
egzemplarzy trafia w kadr.
na czerwonym szlaku do Tumlina
krótki postój
sromotnik bezwstydny
Spodziewam się, że ostatni
odcinek trasy będzie zwyczajnie nudny, relaksowy. Otóż nie. Spotykamy się teraz
z uczestnikami maratonu. To duża cykliczna impreza –
MTB Cross Maraton, tego dnia ze startem i metą w Miedzianej Górze. Kolarze mają do wyboru trasy o różnej długości
– od 20 do 70 kilometrów. Uczestników jest naprawdę dużo. Początkowo my mozolnie wspinamy
się pod górę, a oni ze świstem opon zjeżdżają z tej góry. Musimy bardzo uważać,
żeby nie doszło do kolizji. Potem sytuacja się zmienia – my się relaksujemy na
zejściu, a oni wyciskają siódme poty na podjeździe. Przyznam, że takie
spotkania to przyjemne urozmaicenie na trasie.
spotkanie na trasie
ostre tempo
podjazd
A nas czeka już tylko
spotkanie z pociągiem, na który czekamy w Tumlinie. Wystawił nas na próbę, bo
się porządnie spóźnił, ale w końcu przyjechał.
jesienny akcent na zakończenie relacji
Odczyt długości trasy – 17,1
kilometra.
Zdjęcia
– Edek i ja
Kamieniołom super... uważajcie na Andrzeja bo go może porwać wiatr ?
OdpowiedzUsuńEdek ciekawie pokazał kamieniołom, bo nie lenił się, jak my, i poszedł na ścieżkę prowadzącą nad nim.
UsuńAndrzej trzyma się podłoża bardzo solidnie. I jeszcze nam pomaga w trudnych sytuacjach.
Ja najbardziej lubię sobie z rowerzystą zagadać, ale z tymi pewnie by się nie dało.
OdpowiedzUsuńCi tylko czasem "dzieńdoberem" rzucili i już ich nie było widać. Zagadaliśmy za to z sędzią pilnującym na zakręcie, gdzie różne trasy się rozgałęziały. Stąd wiemy, co to za impreza.
UsuńRzeczywiście ciekawe - pomosty bez oznaczeń dla turystów. Jakiś plan na pewno był... Rowerzystów spotkaliśmy podczas maratonu w maju, gdy zmierzaliśmy w kierunku św. Krzyża. Potem znów się minęliśmy - gdy schodziliśmy asfaltówką, a oni wjeżdżali. Przyjemne uczucie :D
OdpowiedzUsuńTe pomosty bardzo przydatne, bo nad strumieniem, a może ścieżkę później oznakują. Chociaż może nie jest to konieczne, skoro sami tam trafiliśmy, to inni też drogę znajdą.
UsuńRowerzystów spotkać - przyjemność. Czasem spotykamy ich nawet zimą jadących po śniegu. Tacy to zapaleńcy.