Normalnie
to ja jestem totalnym zwiedzaczem – przygotowanie, poszukiwanie obiektów w
terenie, a potem oglądanie. I żeby niczego nie przegapić. A Kurozwęki mnie
pokonały – spokój, relaks i zero planu.
pałac w Kurozwękach - główny cel wszystkich wycieczek w te okolice
dla porównania pałac pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku
dla porównania pałac pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku
Wjeżdżamy
do Kurozwęk od strony Zagród. Widzimy pomnik powstańców styczniowych i nawet
się przy nim nie zatrzymujemy – nie ma gdzie. Podobnie zachowujemy się w
okolicy uroczego drewnianego kościółka św. Rocha. Jeśli będziecie w pobliżu,
obejrzyjcie – niebrzydki, naprawdę.
współczesna tablica upamiętniająca powstańców styczniowych umieszczona na ścianie kościoła
Zatrzymujemy
się na rynku. Ludzie, jaki ten rynek dziwny jest – ulica plus ogrodzony skwer z
drzewami. Fajnie, że w jakimś mieście drzewa jeszcze się ostały na rynku. Ale
błota, jak w powieści noblistki, już nie ma.
kurozwęcki rynek (skwer za naszymi plecami)
Potem
spacerek w kierunku kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP i św. Augustyna.
Widać na nim kawał historii – piętnastowieczny gotycki kościół ma barokową
kaplicę Pięciu Ran Chrystusa (to kaplica grobowa Lanckorońskich). Jest też
dobudowana neogotycka kaplica grobowa Popielów. Wewnątrz podobno wiele
ciekawostek (zwłaszcza kuszą mnie stiuki w jednej z kaplic), ale drzwi do nawy
głównej pozwalają jedynie rzucić okiem na wnętrze przez szybki. I tyle.
kościół widziany od strony rynku
barokowa brama prowadząca na plac kościelny
po lewej Kaplica Pięciu Ran Chrystusa, na wprost kaplica grobowa Popielów
okno kaplicy Lanckorońskich
nawa główna z późnorenesansowym ołtarzem
Do kościoła
przylegają zabudowania dawnego klasztoru kanoników regularnych laterańskich. Po
kasacie zakonu od połowy dziewiętnastego wieku w jego zabudowaniach działa
przytułek dla starców – obecnie dom opieki. Po jego terenie przechadzają się
pensjonariusze. Nie wypada pchać się z aparatem.
renesansowy portal na bocznej ścianie budynku klasztornego
zegar słoneczny
osiemnastowieczna kolumna z figurą świętego
Wreszcie
jedziemy do pałacu. Po drodze w oddali widzimy stojąca w polu figurę św.
Floriana, mijamy cmentarz i zatrzymujemy się na parkingu. Pora zacząć
zwiedzanie.
Najbardziej
podoba mi się, że pałac na swojej stronie prezentuje cennik atrakcji. Wniosek –
cokolwiek robimy, jest to atrakcją. I tego się będziemy trzymać.
Sam spacer
po parku otaczającym obecny pałac, dawny zamek obronny, który, jak podkreślają
przewodniczki, nigdy nie był sprzedawany, a jedynie dziedziczony lub wnoszony w
wianie, jest jesienną atrakcją. Sami zobaczcie.
Trzeba przyznać,
że wszystkie pomnikowe drzewa są oznaczone i opisane na stosownych tablicach.
platan klonolistny
Poza tym
kwitną jeszcze ostatnie jesienne róże. Jest ciepło i coraz przyjemniej.
W parku
podziwiamy pawilony – są dziełem znanego już z tego bloga Ferdynanda Naxa. W
jednym mieści się kawiarnia z restauracją (nawet dania z mięsa bizona można tam
zamówić). W drugim zlokalizowano apartamenty hotelowe dla gości.
pawilon z restauracją i pluszowym żubrem na trawniku
oficyna z oryginalnym dzwonowatym dachem - dawniej prawdopodobnie herbaciarnia lub pawilon myśliwski
O 11 40
zaczynamy zwiedzanie pałacu.
centralna część pałacu z salą balową na piętrze
herby osiemnastowiecznych właścicieli pałacu - Rawicz i Sołtyk
Przewodniczka
dosyć cicho opowiada o jego historii i kolejnych właścicielach. Strach zadać
pytanie, bo nie wygląda na taką, co odpowie, jeśli nie ma tego w wyuczonym
tekście. Przemierzamy kolejne sale i
długie hole.
hol na pierwszym piętrze
sala balowa
W sionce
przed kaplicą wreszcie lekkie ożywienie. Dowiadujemy się, że w okresie powojennym
służyła ona jako składzik na węgiel, dzięki czemu malowidła na ścianach tak się
doskonale zachowały. To mi przypomina pałac w Rusinowie, gdzie skład nawozów
kompletnie zrujnował ściany. Ciężki los zabytków…
ołtarz w kaplicy
Na parterze
dwie ciekawe sale. W jednej zbiór różnych pamiątek, które udało się ocalić po
przymusowym opuszczeniu pałacu przez ród Popielów.
Druga sala
poświęcona jest Józefowi Czapskiemu. Oglądamy tu sporą kolekcję jego obrazów z
lat 1954 – 77. Kolekcjonował je Michał Popiel de Boisgelin. Zbiór robi
wrażenie, choć w sali wydaje się zbyt mało światła, żeby go w pełni docenić.
Zwiedzanie
kończymy na dziedzińcu zamkowym. Jeszcze go nie odrestaurowano, co dodaje mu
uroku. Stare obłażące mury, kolorowe plamy pnączy i oryginalne okna – jest
atrakcyjnie.
Czeka nas
kolejna porcja zwiedzania – podziemia zamku. Trochę ciemno, trochę straszno,
ogólnie nic wielkiego. Dla uatrakcyjnienia zwiedzania dodano kilka postaci
więźniów, odgłosy ich jęków, jakieś plastikowe szczury. W jednym z lochów
prezentowana jest militarna kolekcja jednego z Popielów.
Na koniec
zostało nam safari, czyli przejażdżka wozem ciągnionym przez traktor do jednej
z trzech zagród z bizonami. Stado spokojnie wypoczywa, panuje prawie całkowity
bezruch. Jedyne urozmaicenie to miarowe ruchy szczęk, odganianie się ogonami od
natrętnych much i trzepotanie uszami cieląt (te uszy są najzabawniejsze).
Samiec, który włada stadem zupełnie nas lekceważy, ani drgnie stojąc tyłem do
nas. Dopiero pod koniec naszego postoju lekko się przesunął.
samiec z prawej
Jeszcze
tylko łyk kawy, rzut oka do mini zoo i możemy wracać. W październiku to już
wszystkie atrakcje – latem dostępne jest jeszcze buszowanie w labiryntach:
kukurydzianym i bukowym.
Kurozwęki
żegnają nas jesiennie. Nie wszystko tu jeszcze zwiedziliśmy, warto więc znów
kiedy wrócić.
I na koniec tradycyjne strażackie foto - tym razem z pałacową armatką.
Zdjęcia – Angelika, Janek i ja
Ciekawe miejsce... fajne porównania starego z nowym.
OdpowiedzUsuńPorównanie dzięki nieprzebranym zasobom Edwarda.
UsuńFaaaajnie - byłem w Kurozwękach, ale jak widzę nie wszystko widziałem. Da Bóg, trzeba będzie powrócić.
OdpowiedzUsuńMy też mamy jeszcze kilka obiektów po stronie manka. Trzeba będzie wrócić za jakiś czas.
UsuńByłem w Kurozwękach jakoś w końcówce lata i już się nie załapałem na polne labirynty. Niemniej jednak widzę, że warto tam zajrzeć złotą, polską jesienią.
OdpowiedzUsuńDo Kurozwęk warto zajrzeć niezależnie od pory roku.
Usuń