Przez całe
sobotnie popołudnie lało. Wieczorem też. Mimo to wysłałam sms z planem
wycieczki na niedzielę.
Rano było
zimno, wietrznie, ale bez deszczu. Wyruszyliśmy więc na trasę, która miała
prowadzić szlakiem z Berezowa do Suchedniowa. To szlak niebieski o nowym
przebiegu.
Czy to z
powodu wilgoci w powietrzu, czy farba dziwna była użyta, wydawało nam się
czasem, że idziemy szlakiem czarnym, którego pasek dopiero z bliska okazywał
się niebieski.
na szlaku niebieskim
Prowadzi teraz ten szlak lasem lewą stroną szosy. Dobry wybór – sucho tam jest i przyjemnie. Niestety na terenie wycinki gdzieś się gubi, ale co to dla nas – poszliśmy po prostu ścieżkami i dotarli do szlaku.
na szlaku niebieskim
Prowadzi teraz ten szlak lasem lewą stroną szosy. Dobry wybór – sucho tam jest i przyjemnie. Niestety na terenie wycinki gdzieś się gubi, ale co to dla nas – poszliśmy po prostu ścieżkami i dotarli do szlaku.
Kiedy szlak
doprowadził na skraj Michniowa, zrezygnowaliśmy z niego, żeby nie iść asfaltem.
Mamy tu swoją ulubioną drogę leśną równoległą do wsi. Nią poszliśmy.
Tu wreszcie
udało się zrobić nieporuszone zdjęcia, bo zrobiło się widniej. Zatrzymaliśmy
się przy Mauzoleum Wsi Polskiej. Jego stan nic się nie zmienił – nadal czeka na
zakończenie robót budowlanych.
Mauzoleum Wsi Polskiej nadal w budowie
Nasza
dróżka doprowadziła do szlaku i teraz już nim wędrowaliśmy w stronę Kamienia
Michniowskiego.
muchomory na ścianie wąwozu
Pogoda zmieniła się o tyle, że wilgoć w powietrzu przybrała
postać mgły. W tej sytuacji kamień i jego okolica tajemniczo wyłaniały się przed nami, a potem znów znikały w niebycie.
Kamień Michniowski
Kamień Michniowski
Nie
informując nikogo wlazłam do przedsionka Jaskini Ponurego, w której zrobiłam
kilka zdjęć z użyciem lampy błyskowej. Napędziłam delikatnie stracha kolegom,
których zaskoczyły niespodziewane błyski z wnętrza jaskini. Spodziewali się chyba spotkania z diabłem w
czerwonych majtkach zamieszkującym ponoć te okolice.
widok z jej wnętrza
Po zejściu
z Kamienia rozstaliśmy się z mgłą. Zrobiło się zdecydowanie cieplej i jakby
jaśniej. Za to droga rozjeżdżona przez ciężki sprzęt leśny zaczęła sprawiać
spore problemy. Musieliśmy uważać, żeby nie wpaść w poślizg. Dodatkowym utrudnieniem były grzyby, które
zachęcały do zatrzymania się choć na chwilkę.
na razie mało błota
a grzybów znów dużo
Było już po
dziewiątej, kiedy nieśmiało wyjrzało słońce. Sprawdziło sytuację i zaraz się
schowało. I tak wychylało się i chowało przez najbliższe dwie godziny.
krótki przebłysk
A my
wędrowaliśmy moim ulubionym wąwozikiem na szlaku, z którego można spoglądać
pniakom i grzybom prosto w oczy.
wąwozik na szlaku
oko w oko z pniami
Potem
skręciliśmy na trasę kolejki, którą prowadzi nowy odcinek szlaku. Tym razem
nie było prób sabotowania planu dotarcia do źródła Burzący Stok, bo to właśnie
ono miało być głównym celem całej wyprawy.
a tu takie grzybobranie
Droga na
tym odcinku przyjemna, mięciutka – stopy odpoczywają. W jednym tylko miejscu
pojawiło się nieoczekiwane utrudnienie – drogę zatarasował pień drzewa, które
straciło równowagę i po prostu upadło. I tak sobie teraz leży.
ostre wejście w zakręt
upadły szlak
jedna z wielu rodzinek przy drodze
Wreszcie
doszliśmy do Burzącego Stoku. W jego okolicy sporo zmian. Pojawił się stół dla turystów.
Tym razem jesień nakrywa dla nas czym chata bogata.
szyszeczki i liście olszy czarnej
Samo źródło
bije jak zwykle intensywnie, a ma nowe zadaszenie. Solidne jest. Ale żeby
jakieś specjalnie ładne…
poprzednie zadaszenie w stanie złym (rok 2014)
tylko cembrowina - rok 2017
Od źródła można odejść na kilka minut idąc zanikającą na mokradłach ścieżką, która prowadzi do królestwa
bobrów. Urządziły tu sobie wygodne żeremie, zadbały o stworzenie niebrzydkiego
rozlewiska. Warto zajrzeć, ale trzeba uważać, bo jest grząsko.
rozlewisko kilkadziesiąt metrów od źródła
żeremie
obumierający pień daje życie innym organizmom
psianka słodkogórz
rozlewisko kilkadziesiąt metrów od źródła
żeremie
obumierający pień daje życie innym organizmom
psianka słodkogórz
Od
Burzącego Stoku idziemy do bitej drogi. Tu słońce częściej do nas wygląda. Daje
to szansę jesiennym barwom, które jeszcze nieśmiało, ale jednak się pojawiają i
mogą zabłysnąć.
na jesiennej drodze
Co ten Edek wypatrzył?
jesień na szlaku
A ta dwójka co?
jesienny klon
na jesiennej drodze
Co ten Edek wypatrzył?
jesień na szlaku
A ta dwójka co?
jesienny klon
Kiedy szlak
skręca w sosnowy las, postanawiamy rozstać się z nim i pójść w stronę wsi
Wierzbka drogą szlaku rowerowego. Rośnie przy niej kilka dorodnych dębów.
jeden z przydrożnych dębów (ten najbliżej wsi)
jeden z przydrożnych dębów (ten najbliżej wsi)
We wsi
okazuje się, że brak wiatru był tylko zasługą przejścia lasem. Tu znów wieje. Ale
za to słonecznie się robi. I to na stałe.
pola Wierzbki
pola Wierzbki
Za namową
kolegów zmieniam plan przejścia i ruszamy w stronę szosy, żeby pojechać do domu
busem. Udało się – zabrał nas.
taki widoczek po drugiej stronie szosy
taki widoczek po drugiej stronie szosy
I tak to
przeszliśmy 17,4 kilometra i byli w domu dosyć wcześnie. Bo przed trzynastą.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Zadaszenie proste,dobrze że choć takie jest...
OdpowiedzUsuńOwszem, przynajmniej liście nie będą wpadać. A z wiekiem się przekrzywi i nabierze stylu.
Usuń1 - Malownicza trasa i to nawet pomimo rozjeżdżonych dróg.
OdpowiedzUsuń2 - I jak tu teraz iść za szlakiem... pod ziemię się zapaść? ;)
3 - Chyba wolałem już to zadaszenie z 2014... Ale Jal ma rację, dobrze że coś w ogóle jest.
Z punktem 1. się zgadzam w pełni. To jedna z najładniejszych tras w okolicy.
Usuń2. Z powodu bobrowej roboty zmieniono szlak, dawniej się zapadaliśmy w wodę albo inne bagno. Teraz jest luksusowo.
3. Tamto zadaszenie było takie "z klimatem", a to prosta szopa, ale i ono się z czasem pokryje leśną patyną i będzie ładniej. Poczekajmy ze 2 - 3 lata.