W środę ta
rzeka była naszym głównym celem. Już od miesiąca się nad nią wybieraliśmy i
ciągle pogoda psuła nam szyki. I tym razem też nieźle namieszała.
Mgła rano była tak gęsta, że zupełnie mnie zmyliła i wysiedliśmy z busa w innym Kucębowie, niż to było planowane. Dzięki przytomności umysłu kolegi Edwarda w ogóle się tam jakoś ogarnęliśmy, ale ja dopiero po upływie pół godziny zaczęłam się orientować, gdzie jestem.
Mgła rano była tak gęsta, że zupełnie mnie zmyliła i wysiedliśmy z busa w innym Kucębowie, niż to było planowane. Dzięki przytomności umysłu kolegi Edwarda w ogóle się tam jakoś ogarnęliśmy, ale ja dopiero po upływie pół godziny zaczęłam się orientować, gdzie jestem.
W tej
sytuacji Edek przejął przytomnie dowodzenie i poprowadził nas przez Gustawów w
kierunku wsi Krasna. Ten fragment trasy kompletnie skrywał się we mgle. Jedynie
czasem coś prześwitywało. Zobaczcie.
opuszczamy wieś Borek
jesienny motyw
drzewa widzialne i niewidzialne
dowód na to, że mgła to faktycznie opad atmosferyczny
pomnik w Gustawowie
W Krasnej
próbowaliśmy zobaczyć rzekę Krasną. Nawet nam się to udało.
zakole rzeki Krasnej
Potem marsz
czerwonym szlakiem. Pierwszy raz nim szliśmy na tym odcinku. Nie znaczy to, że
droga nowa dla nas. O, nie. Chadzało się tędy wiele razy, kiedy jeszcze tego
przebrzydłego szlaku nie było. Dopiero jego pojawienie się zniechęciło nas do
łażenia w tej okolicy. Tym razem Edek namówił nas na tę trasę. Ale to tylko
dlatego, że obiecał opuścić szlak po zbliżeniu się do rzeki.
Ten
prowadzi jak zwykle przez spory kawał asfaltu, dopiero w lesie proponuje
normalną drogę. Tu utrzymuje się jeszcze mgła, chociaż słońce już zaczyna
nieśmiało prześwitywać.
na piekielnym szlaku
Towarzyszą
nam odgłosy pracy leśnego pogotowia ratunkowego, które z zapałem przygotowuje
chore drzewa do wyjazdu na leczenie. Nieco później, już poza szlakiem,
spotkaliśmy taki ładny wyleczony fragment lasu. Piękny teren – urocze wykroty,
żadnych drzew, które by zasłaniały od słońca, ptaki się nie wydzierają, bo niby
gdzie. Jak te wyleczone drzewa wrócą z sanatorium, to im głupio będzie taki
przyjemny kawałek niczego zasiedlać.
jest las
i nie ma lasu
Na razie
jeszcze trochę lasu się ostało i wybieramy kolejne niebrzydkie leśne drogi.
Teraz już bez szlaku.
jesień w lesie
Drogi
doprowadzają nas nad rzekę. Pierwszy odcinek jest raczej trudno dostępny – brzeg
stromy, zarośnięty krzaczyskami. Rzeka przebija się tu z trudem, ale radzi
sobie. My też.
niski stan wody
W końcu
jednak musimy się ewakuować na wysoki brzeg, bo chaszcze są od nas mocniejsze.
Podziwiamy rzekę z góry.
na wysokim brzegu
Kolejne
podejście robimy na zakręcie rzeki zawalonej starymi drzewami. Dziko tu trochę.
Korzystamy ze słońca i na malutkiej polance robimy postój śniadaniowy.
babie lato
rzeczny bieg z przeszkodami
Wkrótce
trzeba opuścić las – dotarliśmy do szosy w kierunku Błotnicy. Tu spoglądamy na
Krasną z mostu.
Krasna widziana z mostu
I wreszcie
docieramy do ulubionego miejsca kolegi Edwarda, który od lat fotografuje rzekę
w pobliżu miejsca postojowego ze stołami. Tym razem nie jest zachwycony
widokiem. Drzewo, które od lat malowniczo chyliło się nad wodą, wreszcie do
niej wpadło. No i wody niewiele. Wygląda to tak:
zakole obok mostu
Jeśli
chcecie porównać ten widok z tym, jak było przed laty, zajrzyjcie do starego
wpisu na blogu – tu link.
Mamy
jeszcze jedną okazję spotkać się z Krasną, która wyłania się zza drzew przy
drodze. Przebijamy się przez zarośla, żeby zobaczyć ten widok:
Krasna przy szlaku żółtym
Moim
zdaniem opłacało się tu włazić.
Ciąg dalszy
wycieczki to już tylko powrót do domu, czyli nudne przejście przez Błotnicę i
las za nią w okolicy Osicowej Góry.
na skraju Błotnicy (a spadający liść zauważyliście?)
kamienny krzyż we wsi
Zmierzamy
do Stąporkowa przechodząc obok dawnych kopalń Edward i Stanisław, ale tym razem
wcale do nich nie zaglądamy. Miarowym krokiem zasuwamy w kierunku miasta z przystankiem
autobusowym.
leśna droga
święta Barbara w jesiennym otoczeniu (jak widać straciła już nie tylko kielich, ale i miecz ktoś jej ukradł)
Na bus
czekamy z dziesięć minut.
dąb w Stąporkowie
Sprawdzamy długość trasy – 17,9 kilometra.
I po wycieczce.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Moje pierwsze spotkanie z mało znanymi ścieżkami w świętokrzyskiem to właśnie Krasna. Specjalnie wybraliśmy się w długi weekend majowy z Lublina, żeby wędrować w tych okolicach. 2015 rok. A w Twojej relacji bajkowe klimaty dzięki mgle. No i Krasna - krasna.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Ta rzeka w pełni zasługuje na swoją nazwę. Jest krasna, ale i trudna. Nie każdemu się pokazuje w pełnej krasie - wymaga trochę wysiłku od podziwiających. I chyba to właśnie dodaje jej atrakcyjności.
UsuńPiaszczyste suche tereny... Krasna "dziczeje" - nie wiem czy to dobrze,czy nie?
OdpowiedzUsuńJak patrzę na zdjęcia Kamiennej w Skarżysku i Krasnej, to właściwie nie mam wątpliwości. Wolę prawdziwą, może i zdziczałą, rzekę niż takiego ogolonego na łyso dziwoląga. Ta rzeka sama sobie poradzie z problemami, a uregulowaną Kamienną trzeba teraz ciągle oczyszczać, naprawiać - szkoda rzeki.
UsuńPiękna i okolica i trasa. Mgiełka potrafi nieźle pomieszać szyki, ale czasami dodaje magicznego wręcz uroku, szczególnie podczas wędrówki lasem, o czym przekonaliśmy się w ostatnią sobotę.
OdpowiedzUsuńTak, jesień bez mgły jest jakby niekompletna. Trzeba tylko bardziej uważać.
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=B8Shmv1h0Bw
OdpowiedzUsuńtak mi się skojarzyło... ;)
Dobre! Na szczęście nikt nam w gębę nie dał. ;) Ale o świecie można było zapomnieć.
Usuń