sobota, 20 czerwca 2020

Mam słabość do Czantorii

Tak się składa, że chętnie się na ten szczyt wybieram. Bo nietrudny. Bo widoki miłe oku i dobrze znane. Bo lubię.
Należy dodać, że, podobnie jak Stożek, Czantoria występuje w parze – Czantoria Wielka (995 m n.p.m.) i Mała (866 m n.p.m.). 

 Czantoria 

Moje pierwsze spotkanie z Czantorią Wielką miało miejsce w roku 2007. Podchodziliśmy od strony szosy między Ustroniem a Wisłą w stronę przełęczy Beskidek. Zdjęć wtedy zrobiliśmy kilka, dlatego dodam inne z późniejszych wycieczek. 

autentyk z roku 2007 (klisza) 
 
Są tu niebrzydkie widoki na pola i góry na horyzoncie. 

widok na Jawornik 

mój ulubiony płot na zakręcie
 
Z Wisły Jawornik zaczyna się szlak czarny w stronę przełęczy. Prowadzi leśną drogą. 

 widok ze skraju lasu 

w stronę przełęczy Beskidek

Na przełęczy przechodzimy na szlak czerwony – Główny Szlak Beskidzki, którym idziemy wzdłuż granicy z Czechami. Wtedy to było dla mnie przeżycie. Potem już mi jakoś spowszedniało.

 przy granicy

Szlakiem docieramy na Czantorię Wielką. Pamiętam moje pierwsze podejście - ciężkie buciory (Myślałam, że na taki solidny szczyt trzeba solidnych butów. Już nigdy nie powtórzyłam tego błędu.), upał i grupa nastoletnich dziewczynek bez plecaków, które wbiegały lekko na szczyt.
Na szczycie rzuca się w oczy paskudna wieża widokowa. Taka mi się wtedy wydawała. Przy kolejnych spotkaniach już ją nawet polubiłam, ale nigdy nie wlazłam na nią, żeby podziwiać widoki. 

szczyt Czantorii Wielkiej latem

i zimą

widok ze szczytu
 
Do tego wiele możliwości odpoczywania przy piwku. Czy to w polskiej kolibie, czy czeskiej chacie. Plus tłumy. Oczywiście efekt działania wyciągu.

polski bar na Czantorii Wielkiej 

czeska chata
 
Wtedy zeszliśmy do Ustronia niebieskim szlakiem. Najciekawszy fragment tego szlaku to rzecz jasna rezerwat Czantoria. Kamienista ścieżka szlaku prowadzi wśród starego lasu, leżą tu powalone pnie, mech rośnie swobodnie. Atmosfera jak z baśni.

 w rezerwacie analogowo



w rezerwacie klika lat później

Dalej szlak prowadzi lasem w stronę dzielnicy Poniwiec i wychodzi na asfalt. Czyli nic ciekawego. Chociaż można by napisać sporo o Ustroniu, ale może nie teraz. 

dopływ potoku Roztoki

wygody na szlaku
 
Po kilku dniach podjęliśmy kolejną próbę zdobycia Czantorii. Tym razem wystartowaliśmy po stronie czeskiej z miejscowości Nydek. Podejście wśród pól, a potem lasem. 

na szlaku od strony Nydku
 
W lesie kolega Ed zaciągnął nas na ścieżkę edukacyjną o dumnej nazwie „rycerska”. Żadnego rycerza nie spotkaliśmy (śpią nadal we wnętrzu góry), ale znaleźliśmy się w okolicy tak zwanego Zakamienia. Tu w okresie prześladowań w siedemnastym wieku gromadzili się na modlitwy ewangelicy. Na skale wyryto krzyż, dzięki czemu stała się ona ołtarzem. 


Zakamień 
 
W roku 1992 umieszczono tam również tablicę upamiętniającą wybitnego ewangelickiego duchownego, nazywanego „słowiańskim Lutrem”, autora pieśni religijnych w języku polskim i łacinie, podręczników do nauki języka czeskiego i niemieckiego, kazań – Jerzego Trzanowskiego. Pastor był Polakiem urodzonym w Cieszynie, a działał w kilku innych miejscowościach Śląska Cieszyńskiego. Nie sfotografowaliśmy tablicy na Zakamieniu, ale pokażę poświęcone mu miejsca w Cieszynie.  

jubileuszowa tablica 

 popiersie w jednym z cieszyńskich parków
 
Szlakiem dotarliśmy na szczyt Czantorii Wielkiej, skąd po krótkim odpoczynku zeszliśmy na szlak niebieski i nim w dół. Było trochę stromo, trochę mokro. Najtrudniejsze dla mnie było to, że rozwaliły mi się moje stare wygodne buty. Trzymały się „na słowo honoru” i dobrnęłam w nich do końca trasy, ale nie chciałabym przeżywać takich niewygód drugi raz. 

 zejście z Czantorii

pod Małym Ostrym (Ed notował czasy przejścia na przyszłość - bez potrzeby, drugi raz już tędy nie wędrowaliśmy)

Spora część trasy prowadziła wśród pól wzdłuż granicy polsko-czeskiej, ten fragment był kiedyś niedostępny dla turystów. Było to najgorsze miejsce, w jakim kiedykolwiek się znalazłam – szliśmy kilkanaście minut mając po obu stronach ogrodzenie z drutu kolczastego i słupów drewnianych. To było tak makabryczne, że nie byłam w stanie zrobić zdjęcia. Na szczęście mieliśmy też widoki na normalny świat. 


 widoki na polska stronę

Wycieczkę zakończyliśmy w okolicy huty w Trzyńcu. Niesamowite dudnienie i nieprzyjemne powietrze. 

Trzyniec na horyzoncie 
 
Zauważyliście może brak na tych wycieczkach Małej Czantorii? Fakt. Wtedy ją ominęliśmy.
Nadrobiliśmy to zaniedbanie na innych trasach. Opowiem o nich w kolejnym wpisie, bo już widzę, że robi mi się za dużo materiału na jedną porcję do przetrawienia. 
cdn...

Zdjęcia z cyklu „Czantoria na przestrzeni 10 lat” – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Ciekawy materiał porównawczy... foty też.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna podróż w czasie. Osobiście z Czantorii oprócz pięknych widoków pamiętam przepyszne, olbrzymie jagody, których przy szlaku nie brakowało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam się jakoś te jagody nie trafiły. Ale w zamian dorzucę drugą część podróży w czasie. :)

      Usuń