Tak się
składa, że chętnie się na ten szczyt wybieram. Bo nietrudny. Bo widoki miłe oku
i dobrze znane. Bo lubię.
Należy
dodać, że, podobnie jak Stożek, Czantoria występuje w parze – Czantoria Wielka
(995 m n.p.m.) i Mała (866 m n.p.m.).
Czantoria
Moje pierwsze
spotkanie z Czantorią Wielką miało miejsce w roku 2007. Podchodziliśmy od
strony szosy między Ustroniem a Wisłą w stronę przełęczy Beskidek. Zdjęć wtedy
zrobiliśmy kilka, dlatego dodam inne z późniejszych wycieczek.
autentyk z roku 2007 (klisza)
Są tu niebrzydkie
widoki na pola i góry na horyzoncie.
widok na Jawornik
mój ulubiony płot na zakręcie
Z Wisły
Jawornik zaczyna się szlak czarny w stronę przełęczy. Prowadzi leśną drogą.
widok ze skraju lasu
w stronę przełęczy Beskidek
Na
przełęczy przechodzimy na szlak czerwony – Główny Szlak Beskidzki, którym idziemy
wzdłuż granicy z Czechami. Wtedy to było dla mnie przeżycie. Potem już
mi jakoś spowszedniało.
przy granicy
Szlakiem
docieramy na Czantorię Wielką. Pamiętam moje pierwsze podejście - ciężkie
buciory (Myślałam, że na taki solidny
szczyt trzeba solidnych butów. Już nigdy nie powtórzyłam tego błędu.), upał
i grupa nastoletnich dziewczynek bez plecaków, które wbiegały lekko na szczyt.
Na szczycie
rzuca się w oczy paskudna wieża widokowa. Taka mi się wtedy wydawała. Przy
kolejnych spotkaniach już ją nawet polubiłam, ale nigdy nie wlazłam na nią,
żeby podziwiać widoki.
szczyt Czantorii Wielkiej latem
i zimą
Do tego
wiele możliwości odpoczywania przy piwku. Czy to w polskiej kolibie, czy
czeskiej chacie. Plus tłumy. Oczywiście efekt działania wyciągu.
polski bar na Czantorii Wielkiej
czeska chata
Wtedy
zeszliśmy do Ustronia niebieskim szlakiem. Najciekawszy fragment tego szlaku to
rzecz jasna rezerwat Czantoria. Kamienista ścieżka szlaku prowadzi wśród
starego lasu, leżą tu powalone pnie, mech rośnie swobodnie. Atmosfera jak z
baśni.
w rezerwacie analogowo
Dalej szlak
prowadzi lasem w stronę dzielnicy Poniwiec i wychodzi na asfalt. Czyli nic ciekawego. Chociaż
można by napisać sporo o Ustroniu, ale może nie teraz.
dopływ potoku Roztoki
wygody na szlaku
Po kilku
dniach podjęliśmy kolejną próbę zdobycia Czantorii. Tym razem wystartowaliśmy
po stronie czeskiej z miejscowości Nydek. Podejście wśród pól, a potem lasem.
na szlaku od strony Nydku
W lesie
kolega Ed zaciągnął nas na ścieżkę edukacyjną o dumnej nazwie „rycerska”.
Żadnego rycerza nie spotkaliśmy (śpią nadal we wnętrzu góry), ale znaleźliśmy
się w okolicy tak zwanego Zakamienia. Tu w okresie prześladowań w siedemnastym
wieku gromadzili się na modlitwy ewangelicy. Na skale wyryto krzyż, dzięki
czemu stała się ona ołtarzem.
Zakamień
W roku 1992
umieszczono tam również tablicę upamiętniającą wybitnego ewangelickiego
duchownego, nazywanego „słowiańskim Lutrem”, autora pieśni religijnych w języku
polskim i łacinie, podręczników do nauki języka czeskiego i niemieckiego, kazań
– Jerzego Trzanowskiego. Pastor był Polakiem urodzonym w Cieszynie, a działał w
kilku innych miejscowościach Śląska Cieszyńskiego. Nie sfotografowaliśmy
tablicy na Zakamieniu, ale pokażę poświęcone mu miejsca w Cieszynie.
jubileuszowa tablica
popiersie w jednym z cieszyńskich parków
Szlakiem
dotarliśmy na szczyt Czantorii Wielkiej, skąd po krótkim odpoczynku zeszliśmy
na szlak niebieski i nim w dół. Było trochę stromo, trochę mokro.
Najtrudniejsze dla mnie było to, że rozwaliły mi się moje stare wygodne buty.
Trzymały się „na słowo honoru” i dobrnęłam w nich do końca trasy, ale nie
chciałabym przeżywać takich niewygód drugi raz.
zejście z Czantorii
pod Małym Ostrym (Ed notował czasy przejścia na przyszłość - bez potrzeby, drugi raz już tędy nie wędrowaliśmy)
Spora część trasy prowadziła wśród pól wzdłuż granicy polsko-czeskiej, ten fragment był kiedyś niedostępny dla
turystów. Było to najgorsze miejsce, w jakim kiedykolwiek się znalazłam – szliśmy
kilkanaście minut mając po obu stronach ogrodzenie z drutu kolczastego i słupów
drewnianych. To było tak makabryczne, że nie byłam w stanie zrobić zdjęcia. Na
szczęście mieliśmy też widoki na normalny świat.
widoki na polska stronę
Wycieczkę
zakończyliśmy w okolicy huty w Trzyńcu. Niesamowite dudnienie i nieprzyjemne
powietrze.
Trzyniec na horyzoncie
Zauważyliście
może brak na tych wycieczkach Małej Czantorii? Fakt. Wtedy ją ominęliśmy.
Nadrobiliśmy
to zaniedbanie na innych trasach. Opowiem o nich w kolejnym wpisie, bo już widzę, że robi mi się za dużo materiału na jedną porcję do przetrawienia.
cdn...
Zdjęcia z cyklu „Czantoria na
przestrzeni 10 lat” – Edek i ja
Ciekawy materiał porównawczy... foty też.
OdpowiedzUsuńI te wspomnienia...
UsuńFajna podróż w czasie. Osobiście z Czantorii oprócz pięknych widoków pamiętam przepyszne, olbrzymie jagody, których przy szlaku nie brakowało :)
OdpowiedzUsuńNam się jakoś te jagody nie trafiły. Ale w zamian dorzucę drugą część podróży w czasie. :)
Usuń