sobota, 6 czerwca 2020

Moje trzy spotkania z Równicą

Jest ona pierwszym zdobytym przez mnie beskidzkim szczytem. Prezentuje się niebrzydko. Najpierw ją obejrzyjcie o różnych porach roku.

widok na Równicę z Lipowca - pełnia lata

 jesienny widok na Równicę z Orłowej 

wczesna wiosna - z Czantorii na Równicę
 
Dodam również, że dostać się na Równicę jest jeszcze łatwiej, niż ją rozpoznać na zdjęciu. A to za sprawą szosy prowadzącej z Ustronia na sam szczyt. Ową drogę zbudowano w roku 1934 i od tego czasu nawet słabsi kondycyjnie kuracjusze mogą bez problemu podziwiać widoki z tego szczytu, w pobliże którego bez trudu wjadą autem.

po lewej stronie kadru szosa na Równicy i schronisko 

Dla mnie istnienie tej szosy było niespodzianką, z którą zetknęłam się latem roku 2007 po podejściu na szczyt jednym ze szlaków. Wyprawę zaczęliśmy w Ustroniu i szliśmy szlakiem czerwonym. Nie powiem – było ciężko. I to chyba nie Równica jest temu winna. Owszem – podejście dosyć strome, ale dla zaprawionych piechurów do wytrzymania. My zaś byliśmy ofiarami gorącego powitania w Cieszynie połączonego z nieprzespaną nocą. Pod górę jeszcze jakoś się szło, ale z góry zasypiałam w marszu. Zdjęć z tej eskapady niewiele, bo aparaciki analogowe wtedy mieliśmy. 

kamień na miejscu spotkań modlitewnych ewangelików (więcej o  nim pod koniec wpisu) 
 
I kiedy już taka półprzytomna znalazłam się na szczycie w otoczeniu tłumów przy schronisku, zgłupiałam totalnie – co to za góra, ta Równica? Po co my tu przyszliśmy? Dlaczego nie przyjechaliśmy busem jakim?

 dla tego zdjęcia przyszliśmy 😏

Potem zeszliśmy z niej niebieskim szlakiem w kierunku Orłowej i Trzech Kopców. Z tym szlakiem mam problemy. Chodziliśmy nim jeszcze kilkakrotnie, ale za każdym razem przebiegał inaczej, ciągle gdzieś się trafiało na teren prywatny z zakazem wstępu. W tej sytuacji nie będę o nim pisać.

na szlaku

widok ze szlaku

 schronisko Orłowa
 
Drugie moje podejście na Równicę miało miejsce w roku 2011. Wystartowaliśmy wtedy w Skoczowie. To miasto związane z dwiema wybitnymi postaciami. Pierwszą z nich jest Gustaw Morcinek, który spędził tu kilka lat pracując jako nauczyciel. Można tu zwiedzić jego muzeum biograficzne, ale pogoda okazała się za dobra na muzea, więc zrezygnowaliśmy z tego pomysłu.

pomnik Gustawa Morcinka w Skoczowie
 
Drugą ważną dla miasta postacią jest urodzony tutaj w roku 1576 święty męczennik Jan Sarkander. Figurę, którą zobaczycie, ufundowano już po beatyfikacji obecnego świętego. Druga, starsza, jego figura nie znalazła się na naszej trasie.

patron Skoczowa - św. Jan Sarkander 
 
Za Skoczowem wędrujemy wzdłuż Wisły, potem przechodzimy jej dopływ – Brennicę i znajdujemy się wśród pól, z których mamy widok na naszą Równicę. 

Wisła pod Skoczowem

 widok na Równicę z Lipowca 
 
Przed zdobywaniem szczytu robimy sobie postój, co po tylu latach nie jest niczym wartym wspominania, ale… Właśnie wtedy zza mojego plecaka wolno i niemrawo wypełzła przecudnej urody salamandra plamista. 

 uroczo niezgrabna i powolna salamandra plamista

Podejście na szczyt raczej spokojne, z jednym stromym fragmentem. Było nieco emocji. Oj, było, ale nie zjechaliśmy na pysk.

stromo, ale z podporą


a potem już tak

przy szlaku - goryczka trojeściowa

i niciennica niemiecka 
  
Szczyt zaskoczył nas swoim pojawieniem się. Spodziewałam się dłuższego podchodzenia. Zatrzymaliśmy się, żeby popatrzeć na widoki i w drogę!

 widok na Brenną

piknik pod szczytem (nie nasz, nie)

Po obowiązkowym pozowaniu obok schroniska schodzimy żółtym szlakiem w dół. 

 tym razem taka poza

Na początku trochę stromo po kamieniach (a kuracjuszki w najwygodniejszym obuwiu świata, czyli lekkich klapeczkach), potem trochę szlakiem, trochę leśnymi ścieżkami i już koniec trasy.

 widok na Ustroń i okolice

Trzecia wyprawa na Równicę zaczęła się bez szlaku po zwiedzaniu Konczakówki (w tym linku opis na blogu). Co by tu powiedzieć na ten temat? No, nie było nudno. Łatwo też nie. Chociaż trzeba przyznać, że po morderczych podejściach wykrotami i stromiznami czasem trafiał nam się odcinek płajem.  


trudy podejścia bez szlaku

 krople żywicy

widok na Zebrzydkę i Czupel 
 
I wreszcie sukces! Spotkaliśmy żółty szlak i nim weszliśmy na polanę widokową na szczycie. Takie widoki tym razem.

na szlaku

widok na Błatny

widok na Czantorię  

Plus użądlenie w policzek przez osę. Pierwszej pomocy udzielił mi barman w restauracji Dwór Skibówki przy szlaku. I nie żadnymi specyfikami z apteczki. Nie. Dał mi gratis dwa plasterki cytryny i zalecił przykładać. Pomogło. Warto zapamiętać i stosować. Przy czym cytryna nie musi być gratis.

 wnętrze restauracji

Ze szczytu schodziliśmy tym razem szlakiem czerwonym. Bardzo mnie to ucieszyło, bo po latach wreszcie mogłam go zobaczyć przytomnym okiem. 

 trzecie foto dla podtrzymania tradycji

Droga szlaku szeroka, chociaż faktycznie trochę stroma. Zatrzymujemy się przy kamieniu ewangelików. To miejsce spotkań modlitewnych w okresie kontrreformacji. Prześladowani za swą wiarę ewangelicy spotykali się w ostępach leśnych na modlitwy, przybywali do nich kapłani ze Słowacji przebrani za pasterzy. Zachowało się kilka tego typu miejsc, a to na Równicy jest chyba najbardziej znane. Na kamieniach są wyryte tablice Mojżeszowe oraz kielich. Ten ostatni świadczy podobno o związku z husytami. Na metalowej płycie wypisane są lata odprawiania w tym miejscu nabożeństw ewangelickich.

widok ogólny miejsca modłów 

kamień wysokości ok. 190 cm

 ten o średnicy 105 cm

W pobliżu kamienia ma swe źródło potok Gościradowiec, który spływa w dół zbocza. Nie wiem, jak jest teraz, ale latem 2015 okresowo wysechł, czego dowody mamy na zdjęciach.


koryto wyschniętego strumienia
 
Naszą wycieczkę kończymy w Ustroniu pożegnalnym spojrzeniem na szczyt.

widok na Równicę z Ustronia
 
Zdjęcia – Edek i ja (jak się domyślacie, Edek zaliczył więcej spotkań z Równicą, stąd widoki nie tylko letnie)

5 komentarzy:

  1. Aż się chce tam powędrować... ale na to się nie zanosi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. Nie zanosi się. Ale może w niedalekiej przyszłości...

      Usuń
  2. Bywałem na Równicy, łącznie z noclegiem w schronisku.
    Walek jak zwykle korzysta z "kąpieli słonecznych".
    Gdzieś umknęła "Zbójnicka chata" z ładnie wyposażonym wnętrzem
    oraz z tarasu widokiem, okolicznych panoram.
    Ob.Wieś

    Słuszne uwagi, dodam tylko, że mam zdjęcie tej chaty, ale zrezygnowałam z niego ze względu na słabą jakość kopii.
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Choć z wędrówki na sam szczyt niewiele pamiętam, bo zdobywaliśmy go na kilka godzin po przyjeździe do Ustronia, więc zmęczenie dało górę, to zapamiętałem sobie słowa właściciela schroniska, że w dniu kiedy je odwiedzaliśmy straciło już status schroniska PTTK i zaczęło pełnić funkcję gościńca. Ciekawe dlaczego zaszła taka zmiana i jak wygląda sytuacja obecnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiscie, to prawda - znalazłam informację, że od roku 2016 dawne schronisko ma status gościńca. Nie będę jednak stosować metody z Ministerstwa Prawdy Orwella i zmieniać faktów z przeszłości. My byliśmy tam w latach 2007, 2011 i 2015, czyli zdjęcia zrobiono przed schroniskiem. Ale dobrze, że taki komentarz się pojawił, bo daje to aktualizację stanu rzeczy na Równicy.

      Usuń