poniedziałek, 3 czerwca 2024

Przedpołudnie w Lanckoronie

Do tej niewielkiej wioski można dojechać z Wadowic busem. Kierowca wyrzuca nas w pobliżu rynku, który wszędzie jest opisywany jako jedna z atrakcji tej miejscowości. Jak to tak, zapytacie, wieś, a ma rynek? Cóż, wieki całe, bo od drugiej połowy 14. wieku do roku 1934  Lanckorona była miastem. No, może w ostatnich latach miasteczkiem. Teraz to cicha wieś, której spokój naruszają jedynie czasem grupy szkolnych wycieczek  żądnych lodów. 
 
ten dom wita przybywających na rynek
 
Sam rynek ma w większości zabytkową zabudowę z końca 19. wieku, kiedy to po pożarze z roku 1869 trzeba było odbudować strawione przez ogień domostwa (ponad 70). Niestety nie gromadzą się wspólnie – często między nimi wyrastają nowe murowane klocki otynkowane „barankiem”. Charakterystyczną cechą zabytkowych domów w Lanckoronie są wystające poza ściany okapy dwuspadowych dachów. W ten sposób tworzą się oryginalne podcienie. Pod niektórymi można przejść, inne są niedostępne jako teren prywatny. 
 


zabudowa w rynku
 
stara chata przy jednej z uliczek bocznych

w Lanckoronie zawsze uliczką w dół albo w górę

Na początku lata można podziwiać ukwiecone ogródeczki czy parapety domostw.
 


Trudno rynek objąć wzrokiem lub sfotografować, bo jest otoczony parkującymi autami, a jego centrum stanowi coś w rodzaju amfiteatru-parku. W tym parku warto zwrócić uwagę na starą studnię, na której zapisano cytat z jednej z piosenek Marka Grechuty. Artysta bywał często w Lanckoronie, poświęcił jej nawet piosenkę „Lanckorona – Widok z balkonu willi” wychwalającą spokój wsi, „gdzie osłona (…) od tupotu szybkich spraw”. 
 

Na rynku znajduje się też oryginalna rzeźba włoskiego artysty Enrico Muscetra „Serce anioła”, która nawiązuje zapewne do określania Lanckorony jako Miasta Aniołów. 
 

I choć miasta tu nie ma, to anioły w różnych postaciach możemy spotkać prawie na każdym kroku.
 


Większość aniołów jest wyrobem miejscowego rękodzieła, a tu najbardziej spodobała się moim koleżankom i mnie pracownia „Farfurka” z bogactwem różnorodnej ceramiki.
 


w galerii

Trzeba było koniecznie odwiedzić dwa miejsca szczególnie polecane przez znajomych. Pierwsze to uwieczniona przez Grechutę piekarnia Siwek, do której „wiedzie stroma uliczka”. Nosi ona nazwę Świętokrzyska, to jakże ją pominąć? 
 
już za rok stulecie!

coś z asortymentu

Przy tej samej ulicy, nieco dalej od rynku, znajdujemy kawiarnię „Arka Cafe”. Akurat trwa przy niej remont chodnika – hałas niemożebny. Niech więc was nie dziwią puste wnętrza lokalu – goście gromadzą się w ogródku pod pergolą z winoroślą.
 

Arka Cafe i jej wnętrze

pyszna sałatka

Pora wdrapać się nieco wyżej. Idziemy ulicą świętego Jana. Przy niej wypada zatrzymać się w kościele pod wezwaniem Narodzin Św. Jana Chrzciciela. Nie jest to wprawdzie oryginalna świątynia ufundowana przez króla Kazimierza Wielkiego, a jej przebudowana po zniszczeniach z czasów Konfederacji Barskiej, nowa wersja. 
 
w stronę kościoła
 
Z przykościelnego cmentarza rozciąga się panorama na okoliczne góry. Widać nawet daleko na horyzoncie pokryte śniegiem zbocza Babiej Góry.  
 
 
We wnętrzu ołtarz główny ze sceną Chrztu Chrystusa i kaplica boczna (różańcowa) z obrazem MB Lanckorońskiej. Mnie, oczywiście, zainteresowało malowidło ścienne obok ołtarza głównego – lubię spotykać moją patronkę. 
 
wnętrze
 
Matka Boska Lanckorońska

"Ecce Homo" - nie wiem, obraz czy feretron w kaplicy

św. Anna Samotrzecia
 

Pora w końcu na zdobycie Lanckorońskiej Góry i ruin tutejszego zamku. 
 
droga niezła
 
To jeden z zamków ufundowanych przez króla Kazimierza Wielkiego, który nadał też prawa miejskie Lanckoronie. Zamek przez lata bronił granicy Ziemi Krakowskiej z Księstwem Oświęcimskim. Jego umocnienia sprawiły, że był fortyfikacją ziemno-murowaną, bardzo skuteczną na owe czasy. Uległ wprawdzie zniszczeniom podczas potopu szwedzkiego, był jednak nadal potężnym obiektem obronnym. Tu w roku 1771 ufortyfikowali się konfederaci barscy, którzy pod dowództwem Kazimierza Pułaskiego stoczyli zwycięską bitwę z wojskami rosyjskimi. Po upływie roku poddali się wojskom austriackim, wtedy zaczął się upadek zamku, który w końcu został wysadzony w powietrze przez Austriaków.
 



Zamek przetrwał do naszych czasów jako ruina. Od kilku lat trwają badania archeologiczne na jego terenie. Widać, że jest remontowany. Na razie nie można wchodzić na teren otoczonych solidnym płotem ruin, ale i tak spotkałyśmy ich mieszkankę. I nie była to żadna tam biała dama. O, nie. Z zamkowego wzgórza patrzyła na nas sarenka. Stała nieruchomo i wydawała się jakby wyrzeźbiona. Zachowałyśmy absolutną ciszę, co pozwoliło na wykonanie serii mniej lub bardziej udanych zdjęć. W pewnym momencie sarenka cichutko zabeczała i jakby niechętnie odeszła rzucając nam pożegnalne spojrzenie.
 


Po tym, jak obeszłyśmy ruiny zamku, postanowiłyśmy nie eksperymentować z poszukiwaniem dalszego przebiegu szlaku i wróciłyśmy do rynku tą samą drogą, którą przyszłyśmy.  
 
zamiast drogi wieczornik damski
 
oraz iglica pospolita
 

Na zakończenie pobytu w Lanckoronie zajrzałyśmy do tutejszego Muzeum Etnograficznego, które mieści się w jedynej chacie ocalałej  z pożaru rynku w roku 1869. Nosi ono imię profesora Antoniego Krajewskiego, który w latach 60. ubiegłego wieku założył Towarzystwo Przyjaciół Lanckorony, rozpoczął starania o ratowanie ruin lanckorońskiego zamku a także założenie muzeum, które zwiedzałyśmy.
 

Skromniutka chałupa w jednej części prezentuje sprzęty obrazujące życie mieszkańców Lanckorony, w drugiej zaś pokazuje pamiątki po konfederatach barskich oraz eksponaty znalezione podczas prac prowadzonym na zamku. Ma też przyjemny wiejski ogródek, gdzie zwiedzający mogą odpocząć, oraz sklepik z pamiątkami.
 

dawne przedmioty codziennego użytku


w sali poświęconej konfederatom

Pora opuścić Lanckoronę. Wiem, że jeszcze mamy tu kilka ciekawostek do odkrycia. Odkładamy to na inną okazję. A nuż uda się tu wrócić …    
 
ptaszek na płocie już nas wypatruje
 
Zdjęcia – Irena i ja

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. I jak spokojnie... Niby nieduża wioska, a pomieściła bezszmerowo dwie szkolne wycieczki . ;)

      Usuń
  2. Nie spotkałem ładniejszego rynku utwardzonego brukiem i otaczającymi zabytkowymi zabudowaniami mieszkalnymi.
    Podobno przebywał na zamku - diabeł lanckoroński, ale jego wizerunku nie widziałem.
    Kojarzy on się mnie z diabłem łańcuckim.
    Pozdrawiam - Wiesiek

    Znalazłam legendę, według której na zamku mieszkali okrutni zbójcy. Nawet diabeł mieszkający w lanckorońskich lasach ich znienawidził i postanowił ukarać za niecne czyny. Zaczaił się na wracających z łupem zbójców. Kiedy byli już blisko szczytu góry, zrzucił na nich wielki kamień, Zmiótł on wszystkich złoczyńców i zatrzymał się u podnóża góry, gdzie leży jako Diabelski Kamień. Niestety, kamienia nie udało mi się spotkać na trasie.
    Ania

    OdpowiedzUsuń