niedziela, 23 czerwca 2024

W stronę Olszyńca

O siedemnastej postanowiłam spontanicznie wybrać się na samotny spacer po okolicy Jedliny-Zdroju. Tak na parę minut, dla rozruszania. Dotarłam do stacji kolejowej, spojrzałam na górę za moimi plecami. Za daleko, pomyślałam.
 
tam się nie wybrałam
 
Po prawej stronie, niedaleko kościoła zauważyłam coś jakby piaskownię. Nawet droga była w jej kierunku. Tam się udałam. 
 

W pobliżu piaskowni sterczał dziwny gość, przyglądał mi się niezbyt natarczywie, zignorowałam go i poczułam, że powinnam się oddalić.
 
widoczek na Jedlinę-Zdrój
 
I tak znalazłam się poza terenem zabudowanym – przede mną pola i góry. Wiem! Mogę pójść do Olszyńca, obejrzeć kościół pod wezwaniem św. Anny! Nawigacja podpowiada, że to nawet niedaleko. 
 

Idę. Po pewnym czasie zauważam, że jestem podejrzanie blisko wieży przekaźnikowej. I staje się jasne, że wybrałam niewłaściwą drogę. 
 

Nic to. Zawracam i kieruję się najpierw na północny wschód, a potem na wschód. Droga niestety asfaltowa, ale za to kompletnie pusta – tylko ja, asfalt i widoki.
 


Poza tym nie ma nudy – droga a to się wznosi, a to opada. Podchodzenie bardzo przyjemne, schodzenie odczuwam w postaci bólu w kolanie. Postanawiam więc, że jeszcze tylko podejdę pod to jedno wzniesieni, z niego na pewno będzie widać kościół (z internetowego opisu wiem, że jest widoczny na wzgórzu) i zawracam.
A tu guzik. Co wzniesienie, to brak widoku na kościół. Idę dalej. 
 

W nagrodę dostaję widok zastępczy. Na zabytkowy most kolejowy zbudowany w latach 1902 – 04. Zawsze to coś.
 
 

Drepcę dalej. Teraz już w desperacji. Koniecznie muszę dotrzeć do kościoła. Jeszcze parę minut i na pewno gdzieś nade mną się wyłoni. Przy dorodnym drzewie zauważam słabo wydeptaną, niegdyś szeroką ścieżkę. Ciekawe, gdzie prowadzi… Na pewno nie do kościoła, bo ona w dół jakby. Ignoruję. 
 

Podchodzę na szczyt kolejnego wzniesienia i nagle po mojej prawej stronie, nieco poniżej drogi widzę biały kościół z dwiema drewnianymi wieżyczkami. To musi być ON!
 


Jest osłonięty drzewami i na pewno nie widać go z dołu.
Podchodzę bliżej. Podziwiam romański portal, okna podobne do gotyckich, a wiem z opisu, że kościół powstał w roku 1593 jako świątynia ewangelicka. Po zawarciu pokoju westfalskiego przeszedł w ręce katolików. I ten status utrzymuje nadal. 
 


Czytałam, że kościół miał charakter obronny i na strychu znajdują się otwory strzelnicze, ale z tego okienka też chyba można było strzelać do wroga.

Nie udało mi się wejść do wnętrza, a podobno jest wyjątkowo piękne, ale kościół jest otwierany jedynie podczas niedzielnych nabożeństw. Obejrzałam za to solidne kamienne ogrodzenie z bramą prowadzącą na teren przykościelnego cmentarza. I tu się okazało, że widziana przeze mnie wcześniej ścieżka właśnie do tej bramy prowadzi. Widać, że jest nieużywana. 
 
trudno i niebezpiecznie było odejść dalej od muru dla uzyskania lepszej perspektywy
 
Za kościołem w wysokiej trawie można zauważyć kilka nagrobnych krzyży i starych nagrobków. Nie podchodziłam bliżej z obawy przed pułapkami czyhającymi w trawie.
 


Pora kończyć zwiedzanie, bo robi się późno. Wracam tą samą drogą, która teraz wydaje mi się dużo krótsza. Nic dziwnego – widoki właściwie te same, to i nie ma potrzeby się zatrzymywać. No, może czasem. 
 

dwa najważniejsze obiekty mojego dwugodzinnego spaceru na pożegnanie 

Przy piaskowni jeszcze dwóch panów dołączyło do mojego prawie znajomego. Szykują imprezę. Nie zapraszają, ale ucinają ze mną miłą pogawędkę. Podobno dawniej ten obiekt był ładniejszy. Nie mam odwagi polemizować i szybko wracam na kwaterę.
 

Może mapka trasy komuś się kiedyś przyda, to załączam poniżej.
Niestety, to nie pętelka - miałam za mało czasu przed wieczorem. Najważniejsze, że zdążyłam na kolację.
 
 
Zdjęcia, oczywiście, tylko mojego autorstwa

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Oczywiście. Lubię takie nieoczywiste miejsca. Cóż to za przyjemność jeździć do takich zakątków, o których każdy wie? Mniej znane perełki warto pokazywać.

      Usuń