Zaplanowana była jako trasa mająca na celu dotarcie do
trójstyku granic powiatów: skarżyskiego, starachowickiego i kieleckiego oraz
zbadanie przebiegu kolejnego odcinka czarnego szlaku Starachowice – Wykus –
Michniów. Cele w gruncie rzeczy osiągnięto, ale, co to była za wycieczka!
Start nastąpił w pobliżu leśniczówki Kaczka, skąd grupa
pomaszerowała zielonym szlakiem. Przeszli obok zalewu w Kaczce.
Szlak niezbyt
przyjemny był do marszu – trzeba było iść ostrożnie po śliskim podłożu.
Wkrótce
pożegnali rzekę Żarnówkę i przeszli leśnymi ścieżkami ku czerwonemu szlakowi
rowerowemu.
Na szlaku droga szeroka, nadal śliska.
Ona właśnie doprowadziła
do miejsca spotkania granic powiatów.
Las przy szlaku pełen niespodzianek. To, rzecz jasna, liczne
malownicze rozlewiska.
Było miło, ale trzeba było coś zmienić. Grupa się
rozdzieliła. Jedni maszerowali dalej szlakiem rowerowym z zamiarem dotarcia w
okolice Wykusu, gdzie ustalono spotkanie wszystkich uczestników wycieczki. Drudzy
poszli zbadać przebieg czarnego szlaku. Ten szlak jest znany z tego, że nie
idzie na łatwiznę i potrafi dać w kość, o czym się przekonaliśmy w okolicach
Michniowa. Tu, początkowo ładny, potem zmienił się na trudny do przebycia.
Na to, co działo się później, gdy grupa idąca czarnym
szlakiem dotarła do Wykusu, należało by miłosiernie spuścić zasłonę milczenia.
Dość, że pierwszej grupy nie było na miejscu spotkania. Telefony w tej okolicy nie miały
zasięgu, o czym wiadomo od zawsze. Nastąpiły próby poszukiwania zagubionych,
którzy na szczęście nie zapuścili się w leśną gęstwinę, a pomaszerowali drogą w
stronę Borkowic. Tak im się ta droga spodobała widocznie. Potrafię sobie
wyobrazić, jakie tam trwały gorączkowe poszukiwania i domysły. W końcu zdarzył się cud – znaleziono miejsce
z zasięgiem w telefonie i obie grupy mogły się spotkać.
Zmęczeni poszukiwaniami turyści wrócili do miejsca startu tą
samą drogą, którą przyszli. Z jedną drobną różnicą na koniec – już nie wchodzi
na zielony szlak, a szli rowerowym.
czerwone kropki - właściwa trasa, czarne - droga pierwszej grupy, fioletowe - poszukiwania w wykonaniu grupy drugiej
Z powodu opisanych tu perturbacji pojawił się problem z
obliczeniem długości trasy. Pomiary obu grup wahają się od 21 do 23 kilometrów.
Nie polecałabym tej przygody na zimowy dzień. Może lepiej wybrać się tu latem.
Zdjęcia – Edek
Szliśmy sobie Drogą Św. Jakuba z rezerwatu Góra Sieradowicka (i mam wrażenie, po fakcie, że nie do końca legalnie, bo z Siekierna), w kierunku Wykusu -- bardzo fajny, łatwy, a jednocześnie zróżnicowany szlak. Gdyby nie ogarniczenia czasowe, to byśmy poszli dalej, a tak wróciliśmy do Siekierna częściowo czarnym szlakiem (do Lisich Jam, potem odbiliśmy).
OdpowiedzUsuńO ile sam rezerwat na początku nie zachwycił (bardzo dużo śmieci), to potem było tylko lepiej.
Na Sieradowskiej Górze zwykle miewamy przygody, bo szlak na niej zawsze potrafi zaskoczyć nieprzewidzianymi trudnościami. Pamiętam, że przed laty szliśmy tędy z Bodzentyna na Wykus i do Wąchocka. Znaleźliśmy wtedy czapkę na gałęzi, a potem stroskanego turystę, który wracał szlakiem, żeby ją odnaleźć.
UsuńCo do obaw o nielegalne podejście. Ja bym się nie obawiała - nie cała góra jest rezerwatem. Tereny w okolicach Siekierna znajdują się poza jego obszarem, często wędrujemy tam naszymi ulubionymi ścieżkami.
Spojrzałem na zdjęcia, w ślad nawigacji i porównałem z granicami rezerwatu -- powiedzmy, że wolę nie ciągnąć tego tematu. ;-) Zmyliła nas szeroka ścieżka w lesie, zastanawiam się, czy nie było to dno wyschniętego strumienia, bo to by wyjaśniało śmieci. Ale od strony szlaku Jakuba były ślady ciągnika.
UsuńA szlak Św. Jakuba bym przeszedł chociaż częściowo i nie z powodów religijnych, podobał mi się. Zaskoczyło mnie oznakowanie, bo myślałem, że to jakiś prawosławny, potem doczytałem że jednak nie.
Ten jakubowy szlak jest stosunkowo nowy, jak mi się wydaje. Dawniej go nie spotykaliśmy. Z drugiej strony, niezbyt często chadzamy szlakami.
UsuńZ przestrzeganiem granic rezerwatu w tych okolicach nie jest najlepiej. Na przykład na Górze Miejskiej spotyka się jesienią dużo grzybiarzy, a tam przecież rezerwat. Miejscowi mieszkańcy niewiele sobie z tego robią.
Podziwiam Stacha i trochę się boję 20 km po przejściach to lekka przesada.
OdpowiedzUsuńNo widzisz. To było 20 kilometrów do przejścia. Stach wraca do formy, co mnie bardzo cieszy.
Usuń