piątek, 17 października 2025

Wycieczka w Paśmie Posłowickim

Trzy lata minęły od poprzedniej wycieczki w tej okolicy (tu link), można więc było znów się tam wybrać. Obie wycieczki były jesienne, ale nie identyczne. Tym razem rano nie było mgły, ale i słońce też się nie pojawiło. Kolory jesieni nie miały okazji zaprezentować się w pełnej krasie. Zaczęliśmy tradycyjnie od podejścia na Biesak niebieskim szlakiem. 
 
szlak w okolicy Słowika
 
Sami zauważycie, że na tym odcinku nadal dominuje zieleń. Takiego nam jesień spłatała psikusa. 
 
 
Mały postój na szczycie pozwala chwilę odsapnąć i zauważyć obrośnięte bluszczem pnie drzew. 
 


Podczas zejścia z Biesaka zaczyna się grzybobranie. Pełno tu grzybów wszelakich. Takich raczej fotograficznych. Zapamiętane z poprzedniej wycieczki rydze też się  pojawiły, ale one rosną głęboko zakryte w mchu, nie udało się  żadnego sfotografować. 
 



Tradycyjnie zatrzymujemy się na przełęczach z kapliczkami. Zielona kapliczka bardzo zniszczona, w jej okolicy zrobiliśmy kolejny z częstych tego dnia postojów. 
 
jesienna droga w stronę polany
 
Druga, na Przełęczy Obrazik, lepiej się trzyma. 
 

Podejście na Pierścienicę nietrudne, krótkie. 
 

Sam szczyt oddalony od szlaku, ale to nam świetnie pasuje, bo właśnie w tym miejscu zaplanowałam zejście z góry na północ. 
 

Tu dobiegł do nas wystraszony grzybiarz, którego zmyliła nawigacja w telefonie. Próbowaliśmy mu pomóc, ale słuchał nas spanikowany. Nie mam pewności, czy nasze rady mu cokolwiek pomogły. I tu mała przestroga – udając się do lasu nie należy liczyć na nawigację Google. Ona nie pokazuje ścieżek. Lepiej zaopatrzyć się w mapy innego typu, takie z zaznaczonymi ścieżkami. Jedną z nich zamieszczam pod wpisem. Pożegnaliśmy grzybiarza i ruszyli zgodnie z planem na północ. Zejście okazało się początkowo dosyć łagodne, a dalej mocno strome. Skorzystaliśmy więc z bardzo wygodnej, choć niezaznaczonej na mapie, drogi na północny zachód (i tu się przydaje taki staromodny wynalazek – kompas, on też dobry na grzybobranie). Schodziła ona łagodnie z góry, zaprowadziła nas do uroczego bukowego fragmentu lasu z pięknie wybarwionymi drzewami. 
 


Dotarliśmy też do kolejnej polanki z kapliczką na drzewie. 
 

Potem już tylko chwila i znaleźliśmy się na szlaku rowerowym i znakowanej na żółto ścieżce spacerowej do rezerwatu Biesak-Białogon. Koniecznie trzeba było do niego zajrzeć, żeby po raz kolejny stwierdzić, że nic się nie zmienił. 
 
wejście wymaga trochę pokory 
 
Nadal jest wygodnym miejscem śniadaniowym. Warto też obejrzeć niewielki jeziorko na dnie wyrobiska niegdysiejszego kamieniołomu i ciekawe skały. 
 




Dalsza droga przebiegała raz szlakiem rowerowym, raz pieszym w zależności od tego, który z nich oferował krótsze przejście. 
 

Trzeba jednak przyznać, że na pieszym jest raczej krócej, ale trudniej ze względu na ciągłe podchodzenie  schodzenie z pagórków. 
 

Na niewielkiej polance z kapliczką wydrążoną w pniu drzewa opuściliśmy szlak, żeby udać się w kierunku góry o nazwie Kolejowa. 
 
 
To ją widzimy zawsze podjeżdżając do Słowika od strony Kielc, na niej zaczyna się wiadukt kolejowy. Stąd ta nazwa. Góra ma jeszcze jedną nazwę. Nazywano ją górą Foltańskiego od nazwiska dziewiętnastowiecznego kasjera fabryki w Białogonie. Znalazłam w sieci informację o tym, że ów człowiek zaangażował się w spisek księdza Piotra Ściegiennego, sprzeniewierzył też sporą kwotę pieniędzy z kasy fabryki. Kiedy te sprawy wyszły na jaw, w obawie przed represjami zaborców, udał się na  szczyt Kolejowej i tam popełnił samobójstwo. Oszczędzę wam szczegółów. W każdym razie na tym miejscu jest kolejna nadrzewna kapliczka. Niestety, nie zaprezentuję jej zdjęcia, bo grupa, która się tam udała, natrafiła na trudne warunki i w chaszczach nie udało się jej sfotografować. 
 
zbocze Kolejowej
 
Druga część naszej grupy zdecydowała się przejść ścieżkami u podnóża tej góry. Z dróżek widać było, że ma ona dosyć strome zbocza, a las na niej ucierpiał mocno i leży tam wiele powalonych drzew. Stąd problemy grupy idącej górą. 
 
strome zejście

a na dole spokojnie

Znaleźliśmy też jedno wyczekiwane, a wyglądające koszmarnie miejsce – źródełko u podnóża góry. Gromadzi się przy nim wielu mieszkańców okolicy z okropnymi plastikowymi pojemnikami. Z daleka myśleliśmy, że zbliżamy się do śmietnika, takie to kolorowe miejsce. O zrobieniu zdjęcia nie było mowy. 
 
zamiast kolorowego plastiku jeden z krzewów irgi, której tu mnóstwo w okolicy
 
Wycieczkę zakończyliśmy na parkingu przy stacji Słowik. Trasa nietrudna, o ile się nie zechce wdrapywać na Kolejową. Długość – 13 kilometrów. Przyjemny spacer. 
 
trasa główna - większe, czerwone kropki, wejście na Kolejową - mniejsze, niebieskie; co dziwne niebieski szlak rowerowy jest tu zaznaczony na różowo, trzeba przywyknąć, ale parę razy szukałam różowych pasków na drzewach 😏
 
Zdjęcia – Edek i ja

4 komentarze:

  1. Przeraża mnie jak często ktoś mnie zatrzymuje na szlakach, czy ogólnie w lesie pytając o drogę. Czasem idąc w przeciwnym kierunku niż chciał. O ile to jeszcze dorosłe osoby, to nie ma tragedii, bo ciężko się zgubić w trójmiejskich i w zasadzie i w kaszubskich lasach (zawsze się wyjdzie na jakąś drogę, czy... morze), ale idzie sobie ojciec z dziećmi, bez jakichkolwiek map (zdziwiony, że nie ma zasięgu), a i także wody w lato, to się zastanawiam co jest grane.

    Inna sprawa, to zastanawia mnie, czemu tak często do mnie się zwracają z pytaniem o drogę, choć jest więcej osób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio prawie się zgubiłam w lesie przy domu, bo jest on po solidnej wycince i sam siebie nie przypomina. Chwila paniki, potem mapa w telefonie i wszystko naprawione - zrozumiałam, gdzie jestem i jak mam iść. W takich chwilach lepiej nie pytać o drogę przypadkowych osób, bo mogą być słabo zorientowane. Jedyny godny zaufania sprzęt, który ma zawsze zasięg nazywa się kompas. Niewiele osób to rozumie, stąd problemy. Dobrze też umieć orientować się na słońce. Ja miewam z tym problemy.
      Ty, najwidoczniej, wzbudzasz zaufanie i dlatego ludzie pytają. Zwykle mają większe zaufanie do mężczyzn.

      Usuń
    2. No tak, masz mapę, jeszcze jak umiesz używać kompasu, to już w ogóle.

      Ja mam na myśli osoby, które bez mapy, wody, jedzenia, jakiegokolwiek doświadczenia w lesie idą na zasadzie "jakoś to będzie". Pomijam przypadek, że ktoś chciał przejść Szlak Kaszubski, nie zdając sobie sprawy jak jest długi i że miejscami jest z dala od jakichkolwiek przystanków autobusowych i kolejowych.

      Z drugiej strony ja mam prościej, bo i lasy kaszubskie małe. U Was jak człowiek się zakręci, to może wylądować w innym województwie. :-) Wspominałem już kiedyś, że zazdroszczę Wam lasów? Dzisiaj chyba jeszcze nie. ;-)

      Usuń
    3. Oj, tak. W naszych lasach łatwo się zgubić. Szczególnie w takich, które się pamięta z dzieciństwa. Zachodzą tak duże zmiany, że trudno rozpoznać dawne miejsca. No i te wycinki...

      Usuń