Środowy poranek w Skarżysku był słonecznie radosny. Tym
chętniej wyruszyliśmy na trasę. Ale już w drodze spotkała nas przykra niespodzianka – gdzieś w okolicach Masłowa
cały świat spowiła gęsta mgła. Nastroje zaraz nam się popsuły. Tym bardziej, że
w Słowiku, gdzie był start trasy pieszej przez Pasmo Posłowickie niewiele się
poprawiło. Mimo wszystko wyruszyliśmy w szarą watę w nadziei, że coś się z niej
wyłoni.
Najpierw z szarości wyłoniły się drzewa przy ścieżce.
Znakowanie szlaku niebieskiego było widoczne gołym okiem. Jest nieźle.
Maszerujemy w kierunku Biesaka.
Po prawej stronie z szarości zaczyna prześwitywać blada
twarz słońca. Po kilku chwilach wśród drzew przebijają się pierwsze promienie.
A potem słońce zalewa okolicę. W lesie nie jest to jakoś
spektakularne, bo drzewa skutecznie rzucają cień, ale i tak jest lepiej niż na
początku trasy.
Na Biesaku mamy niespodziankę – umieszczono tam tablicę z
informacjami o szczycie i jego okolicy. Czytałam w sieci, że tak są oznaczone i
inne szczyty w okolicy Kielc należące do Korony Gór Świętokrzyskich. Jak dla
mnie – świetna inicjatywa. Pamiętam, jak nasz Janek zdobywał tę koronę. Ile to
się trzeba było namęczyć, żeby mu zrobić jakie sensowne foto na dowód, że jest
na szczycie. A tak, miałby 28 prawie identycznych ujęć z różnymi tabliczkami i
po problemie.
W drodze na Pierścienicę ulegamy chwilowej fascynacji
grzybobraniem. Jak się dowiedzieliśmy od miejscowych grzybiarzy, występują tu
masowo rydze. I tylko rydze. Nic a nic nie przesadzili – dużo tych grzybów i
wielkie są nad wyraz. Nie zbieraliśmy ich jednak.
rydze (Nie zgodzę się jednak z grzybiarzami - to niejedyne grzyby w tej okolicy. Jak widać na zdjęciu próchnilce też tu występują.)
Na polance przy wyciągu narciarskim urządziliśmy sobie
postój ze śniadaniem. Janek bardzo pilnował, żeby nie stać w cieniu, a
korzystać z plam słońca.
Z Pierścienicy schodzimy żółtą ścieżką dydaktyczną, która
zapewnia spotkanie z tragiczną historią. Jesteśmy na ternie, gdzie Niemcy
dokonywali w czasie wojny masowych egzekucji mieszkańców Kielc i okolicy.
Rozstrzelano tu kilka tysięcy osób. Większość z nich to więźniowie kieleckiego
więzienia. Poświęcono im pomnik autorstwa Bogusława Cetnera odsłonięty w roku
1960. U stóp pomnika ułożono tablice z nazwiskami niektórych ofiar. Obok jest
nagrobek z krzyżem oplecionym drutem kolczastym. I on przypomina kilku
rozstrzelanych. To wszystko to jedynie symboliczne gesty, nie sposób
przypomnieć wszystkie ofiary.
Niedaleko ulicy, przy ścieżce rowerowej znajduje się symboliczna
mogiła siedemnastoletniego harcerza – Wojtka Szczepaniaka, którego Niemcy
przyłapali na przenoszeniu meldunku. Został aresztowany, był torturowany, a gdy
nie wydal nikogo, został rozstrzelany. Na miejscu egzekucji znajduje się oglądana
przez nas symboliczna mogiła.
O poświęceniu i bohaterstwie kielczan walczących z
okupantami przypominają duże kamienne tablice z wyrytymi na nich sentencjami.
Opuszczamy ścieżkę znakowaną na żółto, idziemy wygodną
drogą, a tabliczki ze strzałkami kierują nas w stronę rezerwatu Biesak
- Białogon. Kierownictwo w tej sytuacji nic a nic
nie może sobie porządzić, a grupa sama się prowadzi zgodnie z drogowskazem.
Na trasie natrafiamy na dwie strzelnice – czynną odgradza od drogi wysoki
nasyp, a z nieczynnej dawnej strzelnicy milicyjnej zostały jedynie dosyć mało
urodziwe budynki.
nasyp jednej ze strzelnic (jego grzbietem prowadzi wąska ścieżka, szczerze odradzam korzystanie z niej)
I wreszcie docieramy do rezerwatu. Z właściwym sobie
optymizmem oczekuję, że jeziorko na jego dnie na pewno wyschło. I taki jest szczęśliwy
los pesymisty – jeziorko nie dość, że nie wyschło, to jeszcze powiększyło swoją
powierzchnię. Trudno się przedostać na jego płaski brzeg, żeby zrobić zdjęcia dawnego
wyrobiska kamieniołomu, zamienionego w rezerwat geologiczny.
na ścieżce w stronę rezerwatu (bez obaw, nie trzeba się przedzierać pod powalonymi drzewami - ścieżka prowadzi wygodnie w prawo)
Zdjęcia się zrobiło. Kolega Ed wybrzydza, że tu właściwie
zawsze podobne fotki się produkuje. Staramy się więc o urozmaicenie. Skutki
raczej marne.
Oglądamy i tutejsze skały. Jeśli o mnie chodzi, nie rozróżniam
dolnego kambru od dolnego ordowiku, a rozpoznanie bentonitu, to już wyzwanie
ponad siły każdego z nas. Wierzę geologom na słowo, że wszystko to tu jest,
mało tego, i działalność ruchów górotwórczych jest zauważalna – nawet niewprawne
oko zauważy nietypowe ułożenie warstw skalnych. Krótko mówiąc warto zajrzeć do
tego rezerwatu. Trzeba jednak zachować ostrożność, bo ścieżki są momentami dosyć
strome.
Z rezerwatu wędrujemy znakowaną na żółto ścieżką dydaktyczną do Słowika. Ta
ścieżka budzi matematyczne skojarzenia – wznosi się i opada jak sinusoida. Nudy
nie ma. Ciągle trzeba być w gotowości. I oczywiście schodzenie z niektórych grzbietów
owej sinusoidy bywa trudne, bo można tu wpaść w poślizg na grubej warstwie liści.
Przy samej ścieżce dostrzegamy postawioną chyba niedawno kapliczkę
wydrążoną w pniu drzewa oraz niewielkie oczko wodne.
Docieramy do parkingu przy stacyjce kolejowej i ogłaszamy
koniec wycieczki.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
Ale fajne ciekawostki i historyczne i geologiczne. A mgły się w końcu rozwiały, to widać.
OdpowiedzUsuńJak to jesienią - nigdy nic pewnego, co pogoda przyniesie.
UsuńCzytając tą relację czuję się jak w domu. Ba ten nawet widać z Pierścienicy. Przy następnej wizycie w Rez. Biesak-Białogon polecam odwiedzić wąwozy, którymi poprzecinana jest Kamienna Góra i drugi niewielki stawik na tyłach rezerwatu. Z jedną tylko kwestią zgodzić się nie mogę. Ścieżka prowadząca nasypem wojskowym (ten ze względu na swój kształt zyskał nazwę Stożka), kiedy nie była tak zarośnięta jak jest obecnie, nadawała się pierwszorzędnie do wędrówki. Zimą wprawdzie w połączeniu z nachyleniem nie szło nabrać tam przyczepności, ale to tylko dodawało jej uroku ;)
OdpowiedzUsuńKilka razy próbowałam odszukać ten drugi stawik. Jak na razie bez sukcesu. Jeśli macie jaką radę, jak tam dotrzeć, skorzystam chętnie z podpowiedzi.
UsuńZ nasypu Stożka z trudem się gramoliliśmy. Udało się bez poślizgu.