Nie
obawiajcie się – ruiny odwiedziłam w
biały dzień. Ba, nawet w ostrym słońcu. Jedynymi groźnymi stworami okazały się
krwiożercze komarzyce, które mnie zaatakowały wielkim stadem, kiedy przeszłam
na zacienioną stronę.
Gdzie
te ruiny?
W
Suskowoli. Bardzo blisko drogi, którą mieliśmy iść z Pionek do Zwolenia, ale
nie poszliśmy, bo rzekomo te ruiny nie istnieją. Otóż istnieją, proszę kolegów.
Nie można powiedzieć, że mają się dobrze, bo mają się raczej coraz gorzej
(oglądałam zdjęcia zrobione kilka lat temu – tu link). Drzewa i krzewy
zdobywają teren, ściany w odwrocie, a raczej w rozsypce.
Tak
wygląda obecnie fronton dworu.