Jeśli
macie ochotę, przyłączcie się. Oczywiście możecie sobie zorganizować własną (lepszą, dłuższą, krótszą, ciekawszą, inną) wycieczkę, ale może zechcecie przeczytać,
jak my zorganizowaliśmy naszą wyprawę i co nas zafascynowało.
Wystartowaliśmy
w Borkowie, gdzie niektórzy z nas byli ledwie rok temu (tu link). Wspomnienia,
porównania. Bez wątpienia największą przemianę przeżyła skromna stara kapliczka
umieszczona na koronie zalewu. Gdyby nie oryginalna pisownia na tabliczce, nikt
by nie uwierzył, że to wiekowy obiekt.
zalew na Belniance w Borkowie
"podwójna" zapora
odnowiona kapliczka
Znad
zalewu ruszamy na spotkanie z czarnym szlakiem rowerowym. Nie zjawił się na
randce w spodziewanym miejscu. W tej sytuacji wybraliśmy ładną leśną drogę,
która doprowadziła nas do Znojowa. A tu spotkaliśmy na trasie pierwszą i jak na
razie jedyną osobę, która zna się na mapie. Matka trojga dzieci pokazała mi na
mojej mapie, gdzie znajdują się stawy, które radzi obejrzeć, chociaż są
zaniedbane. Ale zawsze to jakaś atrakcja miejscowości.
na leśnej drodze
przymiotno białe przy drodze
stawy w Znojowie
Za
stawami szlak się znalazł, to nim powędrowaliśmy, skoro i tak mieliśmy taki
zamiar. Idąc jego leśnym odcinkiem zastanawialiśmy się, jak rowerzyści radzą sobie na tej
piaszczystej, zarośniętej krzakami ścieżce. Dla pieszych świetna, ale z rowerem mogą być problemy.
polny odcinek szlaku rowerowego
Poza
tym w pobliżu poziomki i czarne jagody. Nic, tylko rwać.
Ale
my rwiemy do Radomic. Wieżę kościoła widać z daleka. Przy bliższym poznaniu
okazuje się, że to nowy kościół wybudowany na szczycie wzgórza z rozległymi
widokami. Poświęcenie kościoła pod wezwaniem Świętej Rodziny miało miejsce w
roku 2001.
kościół p.w. Świętej Rodziny w Radomicach
Proboszcz
zaprasza do środka, a tu zaskoczenie – wnętrze bardzo oryginalne,
świętokrzyskie, zdobione drewnem. Ale
jak!
Autorem
płaskorzeźb w ołtarzu głównym oraz stacji Drogi Krzyżowej jest kielecki rzeźbiarz
– pan Władysław Trzpiot. I, co ciekawe, ołtarz jest wotum dziękczynnym autora
za dobrą żonę, która wywodzi się z Radomickiej parafii. Czy to nie piękne? Taki
dar serca.
Ksiądz
proboszcz opowiada nam jeszcze historię ławek kościelnych. Wykonane są z drewna
jesionów, które rosły na cmentarzu w Lisowie (Radomicka parafia została
wydzielona z parafii Lisów). I tak współczesność łączy się symbolicznie z przeszłością.
chrzcielnica
ołtarz główny
świętokrzyski jeleń
Ale
to nie jedyne odniesienie do historii w tym miejscu. Ksiądz opowiada krótko o
bitwie pancernej, która toczyła się w tej okolicy w styczniu 1945 i przyniosła tysiące
ofiar po stronie obu walczących armii. I
wiele lat po wojnie z inicjatywy Dietricha von Brühla oraz innych żołnierzy niemieckich, którzy walczyli w
rejonie Radomic i sąsiednich miejscowości, na cmentarzu w Radomicach ustawiono
Krzyż Pojednania. Właściwie brak słów równie prostych i ważnych jak ten gest,
by o nim napisać. Trzy tablice w językach polskim, rosyjskim i niemieckim przypominają
ofiary wojny i nawołują do pojednania.
Krzyż
odsłonięto w roku 1999 i od tego czasu żołnierze niemieccy z rodzinami
przyjeżdżają raz w roku do Radomic na specjalne nabożeństwo. Myślę, że takie
rekolekcje w obecnych czasach mogą uczynić wiele dobra.
Krzyż Pojednania
tablice z tekstem dającym do myślenia
My
zaś podążamy za radą księdza i kierujemy się na drogę, której nie ma na naszych
mapach, a prowadzi ona do rezerwatu leśnego „Radomice”. Droga wiedzie wśród pół
i łąk. Andrzej nazwał ją „Drogą Mleczną” i nie wiem, czy to z powodu jej
koloru, czy licznych spokojnych krów, które się pasły w pobliżu.
"Mleczna Droga" - kościół w Radomicach w oddali
Rezerwat
„Radomice” to spory kawał lasu, gdzie rośnie podobno około 400 cisów. Nie są
one łatwo dostępne, bo przez las płynie strumyk, a grunt tam podmokły. Przedarliśmy
się jednak do rozsądnej ścieżki i tak zwiedziliśmy rezerwat.
próba wejścia na teren rezerwatu
w rezerwacie
gałązka cisa
wawrzynek wilczełyko z owocami
tablica na dowód, że byliśmy w rezerwacie
A
po wyjściu z niego napotkaliśmy jeszcze ciekawe ślady wojennej historii. To dwa
krzyże w Łabędzicach wykonane z części pozostawionych po wojnie wojskowych pojazdów. Nie
wierzycie? Proszę, oto dowód:
krzyż wsparty na kole napędowym od niemieckiego czołgu Pantera
ten krzyż wykonano z lufy niemieckiej armaty przeciwpancernej PaK 40 i łuski po naboju dużego kalibru
Na
zakończenie relacji klamra zamykająca – czyli co? Zalew. Tym razem w Morawicy, bo tam zakończyliśmy naszą wycieczkę.
zalew i plaża w Morawicy na Morawce (Mnie to zdjęcie przypomina widokówki z dawnych lat otrzymywane od koleżanek, które wyjechały na kolonie.)
grzybienie
I
to cała relacja z naszej krótkiej, bo liczącej ledwie 15 kilometrów, trasy.
Zdjęcia - Janek i ja
Nowe tereny... super relacja. :)
OdpowiedzUsuńTereny nowe i z dużymi możliwościami tras na kolejne wypady. Oczywiście latem.
UsuńCiekawa trasa, zwłaszcza te pamiątki wojenne,trochę strach że się do tej lufy przyczepić mogą "eksperci" i zostanie uznana za... broń palną! (Były takie przypadki z lufami od czołgów).
OdpowiedzUsuńWystrój kościoła dobitnie pokazuje jaką rzadkością wręcz ewenementem jest "dobra żona" że aż w tak pracochłonny sposób trzeba za nią dziękczynić ;)
Co do lufy, to czytałam, że miejscowa ludność podobno "zagospodarowała" po wojnie wiele części czołgów i innego sprzętu wojennego do celów pokojowych. Takie czasy były. A krzyże ładnie opisane, tabliczki mają, wiec może i eksperci uznali, ze to ciekawostka, a nie broń.
OdpowiedzUsuńW sprawie dobrej żony mam inne zdanie. Dobra żona daje mężowi wolną przestrzeń na rozwijanie jego pasji (dobry mąż pewnie też tak czyni. A człowiek, który spotkał może wśród znajomych kilka Ksantyp tym bardziej docenia dar od Boga, który ma w domu i dziękuje, jak umie.
U nas też,tyle że nie czołgi, ale blachy z samolotów to już jak najbardziej - nawet Niemcy nie bardzo oponowali.
OdpowiedzUsuńCo do żony to oczywiście zgoda,z zastrzeleniem że Ksantyp jest tak na oko 99,99% w populacji ;-)
Pozwolę sobie nie zgodzić się z ostatnią uwagą. Sama wprawdzie nigdy żony nie miałam, ale z Ksantypą się jeszcze nie spotkałam. :)
Usuń