Tym
razem w Sopocie. I nie będzie Opery Leśnej.
Spotykamy
za to ciekawego człowieka. To Jean George Haffner – oficer wojsk napoleońskich,
lekarz (chirurg), który na początku 19. wieku przybył do Gdańska, a po odejściu z armii osiadł na
stałe w Sopocie. I to on właśnie na polecenie władz pruskich tworzył i rozwijał
kurort Sopot. Założył park, dom kuracyjny. Nie wyglądały tak, jak obecnie, ale
dały początek karierze Sopotu, który dopiero w roku 1999 uzyskał oficjalny
status uzdrowiska.
Poznajcie,
proszę, oto doktor Haffner we własnej osobie:
pomnik Jana Jerzego Haffnera (spolszczona wersja imion) autorstwa Zbigniewa Jóźwiaka
Osiągnięciom doktora poświecono w Sopocie kilka tablic i tabliczek, ma też swoją ulicę.
No i elegancki hotel.
tablica obok pomnika w parku północnym
tablica na ścianie Zakładu Balneologicznego
hotel Haffner przy ulicy Haffnera
Co
mnie urzekło w Sopocie?
Przede
wszystkim stare wille. Stylistycznie bardzo różnorodne: drewniane, murowane,
secesyjne, trudne do określenia ale ciekawe. Te, które
zauważyłam, znajdują się przy spokojnych bocznych uliczkach.
to tylko kilka przykładów
dom, w którym mieszkał Zbigniew Herbert
Przypuszczam,
że przy słynnym Bulwarze Monte Cassino też są ciekawe obiekty, ale tłumy
spacerowiczów skutecznie uniemożliwiły mi przyjrzenie się domom. I nawet niezwykle popularny Krzywy Domek byłby mi umknął, gdyby nie pomoc koleżanki, która mnie zatrzymała
w miejscu i kazała się przyjrzeć.
oto i on - Krzywy Domek
Nie
mogłam przegapić zabytkowego zakładu balneologicznego, który powstał w roku
1902 na miejscu dawnego obiektu ufundowanego przez Haffnera. No, bo jakże nie
zauważyć takiej secesji uroczej?
zakład balneologiczny
ozdobny portal zakładu
widoczny na nim herb Sopotu (biała mewa przysiada na srebrnym dorszu leżącym na kopczyku piasku)
witraże w holu
Nieczynny komin
zakładu przebudowano i jest on latarnią morską, z której można podziwiać widok na
miasto i Zatokę Gdańską.
A w mieście dwa ciekawe kompletnie niezauważane przez turystów kościoły. Duże są, ale jakoś nie po drodze.
wieża kościoła katolickiego p.w. św. Jerzego
wieża ewangelickiego Kościoła Zbawiciela
Wszyscy
pędzą nad morze, a tu gigantyczne kolejki do kas, które w tempie błyskawicznym
sprzedają bilety wstępu na sopockie molo. Muszę przyznać, że mnie to molo
zaskoczyło – co innego czytać, że to najdłuższe molo nad Bałtykiem, a co innego
zobaczyć takie pół kilometra białego pomostu wbijającego się w morze. Gdybyż
tylko spacerowiczów nieco mniej tu było!
sopockie molo
marina dla jachtów przy molo
Na zakończenie relacji mały spacer brzegiem morza.
I tak by człowiek zamieszkał w jednym z hoteli z widokiem na morze, wybrał się do pobliskiego teatru albo po prostu zanurzył bose stopu w mięciutkim sopockim piasku!
Grand Hotel widziany z molo
i z bliska
sopocki teatr
Który kosz wybieracie?
Tak,
Sopot zasługuje na kilkudniowy pobyt. Co najmniej.
Zdjęcia – moje
Piękna relacja... :)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńMolo sobie darowałem, nie zamierzam płacić za prawo do spacerowania, to było by sprzeczne z moim światopoglądem ;)
OdpowiedzUsuńAle kamieniczki zauroczyły mnie równie mocno.
A ja pomyślałam - raz kozie śmierć! I poszłam na to molo. Nie żałuję.
UsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrawiam.
UsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń