poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Wiaderko, łopatka – i w drogę!

Tak wyposażeni możemy ruszać do piaskownicy. Przydałby się ten sprzęt, bo w niedzielę zajrzeliśmy do kilku poważnych piaskownic. Wielkie toto, rozległe, a babki z piasku można tam robić całymi dniami – oczywiście, jak nas nie wygonią właściciele piaskownicy, a to ludzie poważni, wątpię, żeby mieli zrozumienie dla naszej najnowszej pasji. 

Dzielnie ruszamy na trasę.

Może to oznaka zdziecinnienia, ale już dwukrotnie zaglądaliśmy do fajnych piaskowni, a teraz nastąpiła wielka kumulacja. Zajrzeliśmy do kilku kopalni piasku w okolicach Bieszkowa. Na jedne udało się rzucić okiem prawie od wewnątrz, inne oglądaliśmy z góry, ale za każdym razem z bezpiecznej odległości, żeby nas piaski nie wciągnęły. Udało się!

Czy takie wejście nie zaciekawia?




 różne barwy piasku

Operator tej koparki to dopiero ma zabawę! 

to jednak nie plac zabaw, a miejsce poważnej pracy
 
Zdarzyły nam się też piaskownie już wyeksploatowane, stopniowo zarastające krzewami i trawami. Były również tereny ewidentnie szykowane do eksploatacji, co by znaczyło, że kolejna wyprawa w te rejony będzie przebiegać inną trasą, z nowymi widokami na piaskownie.


nieczynne piaskownie
 
Na zakończenie zaliczyliśmy spektakularną klapę, czyli wizytę w nieczynnym kamieniołomie w Śmiłowie – jakoś nie potrafię wykrzesać w sobie entuzjazmu w stosunku do zarośniętej krzakami okolicy leśnej z czymś, co było kamieniołomem, ale już dawno o tym zapomniało i wcale nie dba o te wspomnienia. W dodatku trudno tam się poruszać, bo jeżyny czepiają się butów, człowiek może się przewrócić – no, słabo.

nieczynny kamieniołom w Śmiłowie

Za to drogi, które szef dla nas wybrał – przepiękne! Suche, porządne, pachnące świeżą leśną zielenią, czasem tylko zapach lisa gdzieś się przebije. Jak nawet jaka rzeczka się trafi, to zaraz mostek na niej jest. Chciałby się człowiek przyczepić, ale nie ma do czego. Raz wprawdzie trafiliśmy na mokradła, ale były w bezpiecznej odległości.

 na skraju lasu

wśród sosen

spróchniały pień przy drodze 

szczawik zajęczy 

we wsi

bociany przy drodze

solidna kładka nad małym potokiem

wiosenne pola

Żeby nie było, że za dużo tej wazeliny tu popłynęło, to pozwolę sobie zauważyć, że tymi drogami to jakoś nie było czasu się delektować, bo 22,8 kilometra przelecieliśmy w sporym tempie – prawie na łeb, na szyję. 
Za to napotkany kilkakrotnie rowerzysta emanował spokojem i poruszał się z gracją na swoim jednośladzie. W dodatku informacjami na temat okolicy chętnie się dzielił. I sporo zdjęć podesłał. A tu link do relacji na zaprzyjaźnionym blogu.

spotykany na trasie

Takimi pięknymi drogami porusza się  nasz rowerzysta.


Dzięki rowerowi kolega miał czas na obejrzenie skałek Piekło koło Mirowa.

Zdjęcia – Edek, Janusz  i ja

4 komentarze:

  1. Wycieczka po moich trasach rowerowych... a pisku starczyłoby na kilka autostrad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to się nazywa "nie przyszła góra do Mahometa...". W końcu się spotkaliśmy na trasie.

      Usuń
  2. Te zdjecia przepelnione piaskiem przypomnialy mi wakacje w Irlandii przed laty. Kawalek za domkiem, w ktorym goscilismy bylo wyrobisko piasku. Pod wieczor, kiedy praca ustala a pogoda pozwolila, 'podkradalismy sie' tam z potomkiem przygladac sie malym dzikim kroliczkom, ktore wtedy dopiero wysciubialy noski z norek czy gdzie tam sie chowaly. Nosilismy im kawalki marchewki i czekali zeby sie przygladac jak je chrupia i beztrosko kicaja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie "Wodnikowe Wzgórze" - w naszych piaskowniach raczej brak króliczków. A szkoda.

      Usuń